Rozumiem nieszczęście tego ojca
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuO trzyletniej dziewczynce pozostawionej przez ojca w samochodzie na potworną śmierć dowiedziałem się od przyjaciela. Przyjaciel był tak przerażony, że nie trafiał w klawisze. Wtedy sprawa jeszcze nie trafiła na pierwsze strony gazet i portali. Przyjaciel mieszka w Raciborzu. Pytałem, czy zna tego ojca albo dziewczynkę i dlatego tak się przejął. Zaprzeczył i mówił: „To mogło przydarzyć się także mnie”. Mój przyjaciel ma troje dzieci, najmłodsze w wieku Oliwki.
O trzyletniej dziewczynce pozostawionej przez ojca w samochodzie na potworną śmierć dowiedziałem się od przyjaciela. Przyjaciel był tak przerażony, że nie trafiał w klawisze. Wtedy sprawa jeszcze nie trafiła na pierwsze strony gazet i portali. Przyjaciel mieszka w Raciborzu. Pytałem, czy zna tego ojca albo dziewczynkę i dlatego tak się przejął. Zaprzeczył i mówił:
To mogło przydarzyć się także mnie.
Mój przyjaciel ma troje dzieci, najmłodsze w wieku Oliwki.
Wiadomo co się stało. Ojciec zostawił córeczkę na parkingu, w zamkniętym samochodzie i poszedł do pracy. Dziecko zmarło w rozgrzanym powietrzu. Ojciec wylądował w szpitalu psychiatrycznym. Przedstawiono mu zarzuty. Jestem pewien, że go nie obchodzą. Będzie szukał dla siebie innej kary. Prokurator zapewnia, że nie wystąpi o wysoki wyrok. Teraz to wiem, ale gdy przyjaciel wyznał to co wyznał – nie wiedziałem.
Mój przyjaciel jest wzorem rozsądku. Zatrudnia kilkadziesiąt osób w dobrze prosperującej firmie (nazwę tego przedsiębiorstwa zachowuję dla siebie), dzieli dzień na kwadranse, a w weekendy realizuje się rodzinnie. Nie mogę uwierzyć w jego słowa. Przyjaciel mówi jednak, że niedawno podjechał pod firmę i wrócił się już z biura – jego synek spał smacznie w foteliku na tylnym siedzeniu. Przyjaciel pojechał taksówką do przedszkola. Był zbyt zdenerwowany, żeby prowadzić. Gdy opowiedział mi tę historię, zrozumiałem, że ma rację. Takie nieszczęście mogło przytrafić się każdemu.
Media wykorzystują to nieszczęście dbając o przenajświętszą klikalność, lecz zdarza się zapominać o rozsądku. Niepodpisany dziennikarz Super Expressu zaczyna tekst od zdania:
Chociaż od tragedii w Rybniku minął już niemal tydzień, to ojciec trzyletniej Oliwki wciąż nie może zapomnieć o tym co się stało.
Zastanawiam się, ile, w opinii autora tych słów, potrzeba na pogodzenie się ze śmiercią własnego dziecka, choćby niezawinioną. Weekend? A może wystarczy wieczór w miłym towarzystwie? Jestem pewien – ten ojciec nigdy nie zapomni. Nawet na forum Kafeterii pojawiają się głosy pozbawione serca i rozsądku. Anonimowa użytkowniczka oburza się, że dziadkowie kilkanaście godzin po tragedii upublicznili rodzinne zdjęcia i udzielili wywiadu. Nie mam pojęcia, co zrobiłbym na ich miejscu, gdyż takie cierpienie znajduje się poza moim wyobrażeniem. Przepełniony bólem, otumaniony zapewne szukałbym jakiegokolwiek ujścia, łącznie z płakaniem w mankiet dziennikarza. Dziennikarze, dodajmy, bardzo często to hieny żerujące na ludzkim nieszczęściu. Potrafią zmanipulować. Zwłaszcza cierpiącego.
Głos zabrali też rozsądniejsi: Michał Nazarewicz z „Panoramy”, który pisze:
większość z nas potrafi zrozumieć co się dzieje, gdy człowiek jest zmęczony, zapracowany, a suma małych okoliczności – pogody, nastroju, nieuwagi – doprowadzi do prawdziwej katastrofy.
W podobnym duchu wypowiada się Maciej Budzich z portalu Mediafun, akcentując doniosłą rolę rutyny. Uwikłani w kierat codzienności łatwo zapominamy o tym co najważniejsze. Wystarczy drobne zaburzenie tej rytmiki i nieszczęście gotowe. Dorota Zawadzka w rozmowie z portalem natemat.pl rzuca bardziej konkretne przykłady. Mówi o ojcu, który odebrał z przedszkola cudze dziecko zamiast swojego, o dziecku pozostawionym w wózku sklepowym i tak dalej. Rzeczywiście, to mogło zdarzyć się każdemu.
Mogło – bo żyjemy w Polsce. Tragedia Oliwki skupia i wyciąga na wierzch bolączki toczące nasz kraj, ćwierć wieku od wybuchu wolności. Dzisiejsi czterdziestolatkowie wypruwają sobie żyły, żeby zdobyć choć pozór normalności, wskoczyć na najniższy level dobrobytu. Z tego co wiem, ojciec Oliwki pracował w wielkim przedsiębiorstwie, sterowanym przez bezdusznych menedżerów. Taki menedżer przegryzie podwładnemu kark, mając za nagrodę nic więcej, jak tylko mglistą pochwałę od przełożonego. Ojciec Oliwki niedawno awansował. Mogę tylko się domyślać, ile go to kosztowało. Zapewne usiłował intensywnie udowodnić, że na tę promocję zasłużył. Dorzućmy do tego mieszkanie z dziadkami. Zapewne są dobrymi ludźmi. Wszystko co zrobili po śmierci wnuczki, łącznie z obroną swojego syna wskazuje, że tak właśnie jest. Ale żadna rodzina nie powinna mieszkać z dziadkami, choćby był to Jan Paweł II z Matką Teresą przy garach. Ojciec Oliwki budował więc dom dla swojej rodziny. Budowa domu w Polsce jest wysiłkiem przy którym karczowanie amazońskiego lasu przypomina spacer do parku. Mówię o potwornych kosztach, papierologii, leniwych, nierzetelnych robotnikach, których trzeba doglądać. Budowa, praca, dom. Ten facet robił na trzy etaty.
Osiągnięcie poziomu życia, naturalnego dla przeciętnego robotnika w Stanach, tu nad Wisłą wymaga wysiłku, wysysającego z człowieka wszystko łącznie ze snem i pamięcią o bliskich. Nie można wskazać winnych, jestem jak najdalszy od tego by ich szukać wśród Tusków, Kaczyńskich, władz lokalnych czy nawet menedżerów firmy, pod której siedzibą ugotowało się dziecko. Po prostu twierdzę, że Polska jest krajem, w którym dzieją się takie rzeczy. W którym dobrzy ludzie, zagonieni, zaszczuci przez nic więcej jak splot okoliczności, przez warunki życia tutaj dopuszczają się tak tragicznych zaniedbań. Nic z tym nie zrobimy. Powinniśmy wrzucić na luz, ale tak się nie da. Dzień później, w samochodzie znaleziono kolejne dziecko. Tym razem zostało uratowane.
Mógłbym napisać, że współczuję ojcu Oliwki, ale on nie potrzebuje współczucia. W każdym razie nie mojego. Nie istnieje chyba sposób, aby przestał czuć się winny, ale mam nadzieję, że jakimś sposobem, jakimś cudem tak właśnie się stanie. Rozmyślam o moim przyjacielu, o swoim własnym synu i nie mogę zgłębić tego morza winy. Wkładam stopę i zamarza. Mogę tylko mieć nadzieję, że w każdym człowieku istnieją mechanizmy zdolne uporać się z tak przerażającym doświadczeniem. Nie sterujemy nimi, ale być może – są. Mam taką nadzieję, bo temu człowiekowi i jego najbliższym należy się teraz wyłącznie miłość, wybaczenie i zrozumienie. Ale o to najtrudniej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze