Czekolada militarna
JOANNA BUKOWSKA • dawno temuSiedzę sobie, proszę Państwa, z jedną nogą bardziej na biurku, wcinam sobie szwajcarską czekoladę militarną i mnie nurtuje jeden problem. Czy mianowicie fakt, że teoretycznie w naszym kraju nie ma anarchii, nie zmienia faktu, że praktycznie w naszym kraju jest więcej niż anarchia.
Szwajcarska czekolada militarna (chocolat militaire, militär-schokolade, cioccolata militare, 1 portion/ration) jest czekoladą, którą otrzymuje każdy dorosły Szwajcar, co się nadaje do boju. W domu, oprócz czekolady militarnej, trzyma giwerę (u mojego kolegi z Zurychu stoi ona sobie obok sikalni dla kota), mundur oraz paczkę z nabojami, której mu nie wolno otworzyć pod żadnym pozorem, a nadzór nad pozorami trzyma rząd. Znaczy się, jeśli rządowi się wyda, że nawet pozornie jest w stanie wojny, to każdy osobnik płci męskiej szwajcarskiej może, a nawet jest do tego zobowiązany, otworzyć paczkę z nabojami oraz paczkę z czekoladą militarną, żeby się posilić przed walką (ta moja jest otwarta oraz jedzona trochę nielegalnie). Powinien następnie ubrać się w mundur, oczyścić lufę z kocich sików i pójść sobie na wojnę. Ponieważ jednak Szwajcaria ma wojny w głębokim poważaniu, lufy trochę rdzewieją (chociaż kto je tam wie), a czekolady są zjadane przez zaprzyjaźnionych cudzoziemców, na przykład pod postacią takiej Joasi Bukowskiej. Poza tym, drodzy Państwo, Szwajcarzy mają na dnie jezior pozatapiane zapasy żywnościowe, a każdy właściciel każdej nieruchomości, osobliwie zamieszkałej przez istoty ludzkie szwajcarskie, ma miły obowiązek zorganizowania schronu przeciwatomowego, chociaż Szwajcaria jest ostatnim krajem, który chciałby zaatakować jakiś oszołom, wciskając czerwony guziczek. Ponadto w Szwajcarii występuje rzecz tak niesłychana jak ogrzewanie sufitowe oraz wspólna pralnia w podziemiach z grafikiem (na przykład dla każdego trzy dni raz na trzy tygodnie) i nikt się nie czepia. Ponadto, jakby tego wszystkiego było mało, obywatel ludzki szwajcarski jest w stanie donieść na swojego sąsiada, że ten źle zaparkował samochód, a potem sąsiad z wdzięcznością zwraca się do donosiciela, herr kolego, jakże ci dziękuję, żeś zwrócił uwagę policji na mój źle zaparkowany samochód, zrób to ponownie, jeśli kiedykolwiek zdarzy się mej niegodnej osobie popełnić znowu to wykroczenie, gdyż jest to twój obywatelski obowiązek, a teraz zapraszam cię na tort.
Generalnie wszystko to wygląda trochę nieprawdopodobnie, za to funkcjonuje jak w szwajcarskim zegarku.
Ilekroć wchodzę sobie w Internet, żeby poczytać jakieś głupie wiadomości o łapówach, aferach albo że się komuś powinęła nóżka, nie mogę się powstrzymać, żeby sobie nie zajrzeć na forum dla internautów, którzy korzystając z prawa do wypowiedzi, na ogół, zdaje się, nie korzystają z rozumu. Wszyscy znają proste i bardzo skuteczne sposoby na rozwiązanie problemów naszego kraju i, jak sądzę, Państwo też mieliby wiele do powiedzenia na temat funkcjonowania naszego państwa, co gorsza — ja również (a co innego teraz robię). Fantastycznie, że jesteśmy tacy fajni i mądrzy. Myślę sobie jednak, że gdyby przyszło mi mieszkać w takiej Szwajcarii, gdzie wszystko funkcjonuje jak w zegarku, a po ulicach przechadzają się w poczuciu absolutnego bezpieczeństwa absolutnie czyści i pachnący emeryci, to prędzej czy później szlag by mnie trafił, podobnie jak każdego przeciętnego Polaka. Bo jeśli przeciętny Polak słusznie burzy się w urzędzie, że urzędniczka w godzinach pracy wpieprza bułkę z szynką, to dlaczego przeciętny Polak, jadąc na ten przykład samochodem, z lubością obrzuca błotem – dosłownie i w przenośni – przypadkowego przechodnia?
Jak wyobrażam sobie przeciętnego obywatela ludzkiego polskiego, który by w domu posiadał broń, to odnoszę niejasne wrażenie, że populacja w Polsce znacznie by się zmniejszyła i to nie przez wzgląd na niewielką liczbę urodzeń. Coś czuję przez skórę, że posiadając w domu jakieś żelastwo z lufą, w chwili niepohamowanego wybuchu ułańskiej fantazji, przeciętna istota ludzka polska zechciałaby odstrzelić łeb jakiemuś urzędasowi, uprzednio wkładając na niewinną główkę krakowską czapkę z pawim piórkiem, żeby się czuć bardziej po polsku. Zapasy z dna jeziora szybko by ktoś wyciągnął, a potem umył ręce (wiadomo – jezioro) i żaden winny by się nie znalazł. Wspólną pralnię to nasz naród może mieć, ale raczej by w niej nie prał majtek, tylko pieniądze, że już nie wspomnę o donoszeniu na źle zaparkowany samochód sąsiada, bo by się to skończyło publicznym linczem.
Co ja tu będę wspominać stare hasła w stylu “żądasz czystości, zachowaj ją sam”, albo “jak sobie pościelesz tak się wyśpisz”. Wiadomo, że nasz rząd nam nie słodzi, a już na pewno nie rozdaje czekolady militarnej, ale sami sobie też dajemy nieźle popalić.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze