Argumenty na dobre samopoczucie
AGATA LEWIŃSKA • dawno temuCzy wiecie jak to jest być nagle wytrąconym z dobrego samopoczucia? Każdy wie. Najgorzej, gdy dzieje się to bez ostrzeżenia, bez złowieszczych znaków na niebie. A jeszcze gorzej, gdy dostajesz po łapach za coś, za co Ci nigdy nie zwrócono uwagi i przez to w Twojej głowie nie zaświtała myśl, że robisz źle. Albo inaczej – dobrze wiedziałaś, że nie jesteś do końca w porządku, że daleko Ci do ideału, ale jednocześnie nie miałaś się czym martwić, bo nikt zamierzał robić Ci wyrzutów.
Czy wiecie, jak to jest być nagle wytrąconym z dobrego samopoczucia? Każdy wie.Najgorzej, gdy dzieje się to bez ostrzeżenia, bez złowieszczych znaków na niebie. A jeszcze gorzej, gdy dostajesz po łapach za coś, za co Ci nigdy nie zwrócono uwagi i przez to w Twojej głowie nie zaświtała myśl, że robisz źle. Albo inaczej – dobrze wiedziałaś, że nie jesteś do końca w porządku, że daleko Ci do ideału, ale jednocześnie nie miałaś się czym martwić, bo nikt nie zamierzał robić Ci wyrzutów, co więcej, niektórzy puszczali do Ciebie perskie oko, że tak dalej, tak trzymaj, bo oni zawsze staną za Tobą murem. I jeszcze Cię głaskali po głowie. Nie winiłaś się (nadmiernie), nie czułaś presji, by się poprawić, bo od dziecka Ci wpajano, że ten mały grzeszek jest w Twoim przypadku wybaczalny, że jesteś na trochę innych prawach, może nie chroni Cię immunitet, twoja uprzywilejowana pozycja nie jest zalegalizowana, ale stoi za tobą najsilniejsza ze wszystkich władz – przyzwolenie społeczne. Słowem, możesz liczyć na taryfę ulgową. Tak, udało Ci się prześlizgnąć przez tyle etapów w życiu, tak jak uczniowi-nieukowi przez całą drogę edukacji; tu ściągnął, tam przepisał, gdzie indziej jeszcze nadrobił urokiem osobistym. Nie jest to do końca dobrze, bo przez to nie biorą Cię zawsze serio, ale tak jest łatwiej, zresztą nie musisz się przed sobą tłumaczyć, Twojemu postępowaniu nie można odmówić logiki – stosujesz się do reguł ergonomii. A ergonomia to podstawa sukcesu w przyrodzie: jeśli umiesz zmęczyć się jak najmniej, oszczędzasz siły na więcej. Strategia, którą przyjęłaś, dotąd świetnie się sprawdzała, przetestowały ją przed tobą miliony, ba – miliardy, więc dlaczego miałaby nie zadziałać one more time. I do pewnego momentu działa, ale nic, co dobre, nie trwa wiecznie.
Jak zwykle, gdy coś Ci nawali w komputerze, albo nie daj Boże musisz skorzystać z jakiejś funkcji programu, o istnieniu której masz pojęcie tylko teoretyczne, nawet nie wiesz za bardzo, gdzie jej szukać, chociaż to podobno program dla idiotów (ty nie jesteś idiotką, tylko humanistką), wołasz: „Lesiu, pomóż, nie umiem jednej rzeczy zrobić”, ale Lesia nie ma, bo wyjechał na Kretę, więc musisz rozejrzeć się za kimś innym. O, może być Tomek: „Tomek, możesz mi pokazać jak się ustawia taką jedną rzecz na komputerze, bo ja nie wiem” i Tomek już idzie, by Ci pomóc, ale oto przychodzi do niego ważny klient, któremu musi poświęcić co najmniej godzinę, więc tylko rozkłada bezradnie ręce i daje znak, że pomoże, ale później. Rozglądasz się za kolejną swoją ofiarą, może być to Radek, Misiek, Daniel, Kuba, drugi Michał, Krzysiek… tylko że wszyscy akurat wyszli na obiad. Już chcesz się poddać, odłożyć tę sprawę na później, kiedy ni stąd ni zowąd zjawia się szef, przyjaźnie uśmiechnięty i pyta, co słychać. Ten uśmiech osłabia Twój instynkt samozachowawczy, więc wypalasz: „Panie Marku, może Pan tu zajrzeć i powiedzieć, jak w tym programie uruchamia się funkcję taką a taką”. Pan Marek pochyla się nad monitorem Twojego laptopa, twarz mu się wykrzywia i…
Dlaczego pochwaliłaś się szefowi swoją niekompetencją w zakresie obsługi komputera pozostanie twoją tajemnicą?! Zrobiłaś to z niewiadomych przyczyn. Z tych samych powodów, dla których wielu kierowców nagle zjeżdża na przeciwległy pas i uderza w nadjeżdżający z naprzeciwka samochód.
Tego, co zrobiłaś, nie da się cofnąć. Pewnych decyzji nie da się odkręcić, zwłaszcza te tragiczne w skutkach mają tę cechę.
Pan Marek wygłasza kazanie, w międzyczasie zapala się, podnosi głos, w pewnych momentach nawet krzyczy. Ten szef akurat lubi polemizować, ale ty nie masz kontrargumentów, więc ta jego ogólnie dobra cecha tym razem działa na Twoją niekorzyść.
Szef sarkastycznie: "I wy kobiety chcecie tyle samo zarabiać, co mężczyźni!?"
Uchylasz się od polemiki. Udajesz, że nie padło „?”. Słyszałaś tylko „!”.
Szef kontynuuje: "Wyobrażasz sobie, żeby którykolwiek z pracujących tu chłopaków nie umiał sobie poradzić z tak prostym zadaniem na komputerze?"
Nadal nie podejmujesz wyzwania. Zresztą damy męskiej rękawicy nie podnoszą.
Szef podchodzi Cię: "Przecież to nie przekracza twoich możliwości intelektualnych. Gdyby chciało Ci się trochę, to byś sama doszła do tego, jak się korzysta z tego programu."
Milczysz, ale robisz wiele mówiącą, skruszoną minkę.
Szef tylko na to czekał: "Ale Tobie się nie chce, wolisz poprosić któregokolwiek kolegę, który ma to w jednym palcu. Zresztą nie ty jedna taka jesteś — trzy czwarte kobiet nie widzi nic złego w tym, żeby z każdym problemem technicznym biegać po faceta, tym samym odciągając go od jego pracy. A potem skarżycie się, że zarabiacie mniej, chociaż wasza praca jest . Jeśli tak, to powiedz mi, czym rekompensujecie pracodawcy to, że gorzej pracujecie na komputerach, nie jesteście samodzielne, rozkładacie ręce, gdy jakieś zadanie wychodzi poza wasz rutynowy zakres obsługi danego programu i wtedy potrzeba mężczyzny, który odłoży na chwilę swoje zadania, przyjdzie, pokaże, wytłumaczy, naprawi?Czy widziałaś kiedykolwiek, żeby pracownik mężczyzna prosił koleżankę z pracy o pomoc przy komputerze? Bo ja nigdy. Natomiast odwrotna sytuacja to jakaś plaga!"
Wybierasz milczenie i jest to najlepsza z możliwych odpowiedzi.
Szef przypuszcza ostateczny atak, trochę się powtarza, ale kto powiedział, że zawsze trzeba strzelać innymi kulami: "Dlaczego nic nie mówisz? Zawsze jesteś taka elokwentna, chcę poznać Twoje zdanie. Dlaczego pracodawca ma płacić niesamodzielnemu pracownikowi tyle samo, co samodzielnemu? Jeśli nie równie dobra, co u przeciętnego mężczyzny umiejętność posługiwania się komputerem, to co innego? Jakie wartości, wiedzę, umiejętności wnosicie do pracy, żeby rościć sobie prawo do równych wynagrodzeń?"
Szef się już trochę wykrzyczał, wziął głęboki oddech, sapnął, po czym składa propozycję nie do odrzucenia: "Albo opanujesz perfekcyjnie ten cholerny program, masz na to tydzień, albo przedstawisz mi solidne argumenty za tym, że powinnaś tyle samo zarabiać, co Twój kolega na tym samym stanowisku, który zna tajemnice komputera za siebie i za Ciebie."
Minę masz nietęgą, policzki płoną kolorem piwonii.
Ale najgorsze z tego wszystkiego jest to, że masz tak mało czasu na wymyślenie argumentów!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze