Bezdomność mnie nie dotyczy?
EWA ORACZ • dawno temuWidujemy ich bardzo często. Na dworcach, w tunelach, pod kasami biletowymi. Czasami pukają do drzwi naszych domów. Często robimy duży krok, omijając ich, gdy śpią na klatkach schodowych. Nie lubimy z nimi rozmawiać i myśleć o nich. Nie pasują do naszego czystego i pachnącego świata. Nie należą do nas. Są poza nawiasem. Bezdomni. Gorsza kategoria ludzi. Alkoholicy, nieudacznicy i ofiary życiowe. Czyż nie tak o nich myślimy?
Widujemy ich bardzo często. Na dworcach, w tunelach, pod kasami biletowymi. Czasami pukają do drzwi naszych domów. Często robimy duży krok, omijając ich, gdy śpią na klatkach schodowych. Nie lubimy z nimi rozmawiać i myśleć o nich. Nie pasują do naszego czystego i pachnącego świata. Nie należą do nas. Są poza nawiasem. Jakże byłoby miło, gdyby nie istnieli. Bezdomni. Gorsza kategoria ludzi. Alkoholicy, nieudacznicy i ofiary życiowe. Brudasy, które chcą naszych ciężko zarobionych pieniędzy. Czyż nie tak o nich myślimy?
Mają swoje stałe miejsca, gdzie żebrzą. Przypisane jak stanowiska pracy. Niektórych znam z imienia. Losy spisane na małej kartce, krótka przyczyna biedy i bezdomności: eksmisja, więzienie, choroba, przemoc, często rozwód. Może trudno w to uwierzyć, ale nie wszyscy mają problem alkoholowy. Zima to najgorszy okres dla bezdomnych. Latem sen bywa nawet przyjemny. Zimą są wyrzucani z klatek schodowych, z piwnic. Odsyłani do noclegowni, gdzie mogą przenocować, jeśli są trzeźwi (zimą niektóre noclegownie przyjmują osoby do 0,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu).
W okresie przedświątecznym jesteśmy jeszcze bardziej zabiegani i skupieni na własnych, małych światach. W poszukiwaniu prezentów, promocji i w ogólnej atmosferze choinkowo – mikołajowej, pozwolimy sobie czasem na wrzucenie jakiejś monety do puszki biedaka. Z okazji świąt ogarnia nasz często przebłysk dobroci, dający chwilową satysfakcję. Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądają święta bezdomnych?
Krzysztof (54 lata), bezdomny z Gdyni:
— Kiedyś pracowałem w barze, wtedy miałem dużo pieniędzy. Potem straciłem pracę i wyjechałem nad morze w poszukiwaniu nowej. Nie mam żadnej rodziny, poza jakąś ciotką, której nigdy nie poznałem. Zaczepiłem się na jakiś czas na budowie, ale potem straciłem tę robotę. Musiałem opuścić stancję. Piłem, to prawda.
Teraz jest ciężko od jakiś 15 lat. Latem codziennie rano jestem na plaży, ludzie gubią dużo rzeczy. Nie raz znalazłem telefon albo zegarek. Sprzedaję to u złotnika. Mam też kilka dobrych restauracji, gdzie latem przynoszę miętę do drinków, jesienią zbieram grzyby i sprzedaję. Najgorzej jest zimą, ciężko o jakieś zajęcia, jak nie ma śniegu, to nawet na odśnieżaniu nie zarobię.
Najczęściej proszę wtedy o jakieś drobne, na wino wystarczy i na papierosy. A co mam robić? Jak nie dostanę na wino, to idę do noclegowni do Alberta, przynajmniej jest ciepło. Święta? (macha ręką) Jakie święta? Idę do Caritasu na obiad, często dają też jakieś jedzenie na wynos, ale tam jest zawsze dużo ludzi. Do środka wpuszczają tylko matki z dziećmi, reszta je przy ławach na podwórku, bo nie ma miejsca. To miło, ale i tak co mam robić później? W okna mogę pozaglądać, popatrzeć jak jedzą przy stołach z dziećmi. Najbardziej lubię jak się dzielą opłatkiem. I ładnie jest na ulicach, wszędzie światełka. Czasami staję pod kościołem, bo to ludzie częściej dają w takie dni, a i kolęd można posłuchać, choć wierzący nie jestem.
Śpię na działkach, ale często muszę zmieniać miejsca, bo ludzie dzwonią na policję. Wtedy szukam miejsca w zajezdniach i kanałach. Nie lubię noclegowni. Jakbym znalazł stałą pracę, to mógłbym coś wynająć, tylko kto mnie przyjmie? Zobacz, jak wyglądam, kto takiego oberwańca przyjmie? Przed świętami czasami uda mi się zarobić. To znajomy z parkingu daje mi znać, jak jest jakaś robota dla fizola.
Sylwester to dla mnie dobry czas, bo ludzie często gubią rzeczy. Zawsze coś znajdę. Dużo alkoholu, jak ludzie sobie wypiją, to potem po krzakach znajduję całe siatki z piwami. W zeszłym roku to 0,75 l wódki i whiskey znalazłem. Sprzedałem do knajpy za pół ceny, bo z banderolami były. Postanowienia na nowy rok? Ja tam o tym nie myślę, czasami taka myśl najdzie, że może praca jakaś będzie, ale już nie liczę na to. Czekam teraz na wiosnę.
Iwona (21 lat, wolontariuszka w Caritasie):
— Trafiłam przez przypadek, koleżanka była w wolontariacie i któregoś dnia zaproponowała, żebyśmy razem poszły. I tak zostałam. W Wigilię minie rok dokładnie. Początkowo rodzina była niezadowolona. Ale potem uznali, że to dobrze, bo przecież nie chodzę na imprezy, tylko pracuję.
Dla mnie to było dziwne, ten pierwszy kontakt. Na wigilii było około 100 osób. Większość to biedni ludzie, najczęściej bezrobotni, reszta bezdomni z noclegowni. Niektórych znałam z widzenia z kolejki (SKM). Na początku nie chcieli ze mną rozmawiać, po kilku tygodniach dopiero, jak się zorientowali, że jestem na dłużej, zaczęli zwracać się do mnie po imieniu. Znam kilka naprawdę tragicznych historii tych ludzi. Pochodzą z tzw. normalnych rodzin. Niektórzy mają nawet wyższe wykształcenie, najczęściej Ci ze schizofrenią. W Wigilię przychodzą na trochę dłużej i wszyscy mają lepszy nastrój.
W ciągu roku, różnie bywa, ale z tego co słyszałam i widziałam, w Wigilię jest zawsze komplet wolontariuszy. W tym czasie ludzie potrafią więcej z siebie dać. Oczywiście jest też więcej darów. Prywatne osoby przynoszą jedzenie i niepotrzebne ubrania.
Pan Zenek (wiek nieokreślony, wygląda na 60, nie pamięta jak się nazywa, Zenkiem nazwali go znajomi z Sopotu):
— Lubię Wigilię, dużo jedzenia domowego. Kolędy, koledzy przychodzą. Potem idziemy na wino i śpimy u kolegi, bo on ma chałupę na działkach. Tak na co dzień, to ja nie piję. Kiedyś dużo piłem, ale wtedy nie mogłem żadnej fuchy złapać. A codziennie przydałoby się parę groszy, na papierosy choć, bo na obiad to do Caritasu chodzę codziennie.
Chciałbym mieć stałą pracę, jak robota jest, to i mieszkanie się znajdzie. Choć pokój wynająć. Kiedyś wynajmowałem u takiej starszej kobiety. Codziennie jej płaciłem 10 złotych, ale do łazienki nie mogłem wchodzić i spałem w kuchni. To już wolałem na działki chodzić, bo nie zawsze zarobiłem te dychę.
Trudno wyobrazić sobie życie bez planowania, bez domu. Ten świat wydaje się taki obcy. Nie zdajemy sobie sprawy jak łatwo stać się bezdomnym. Czasem wystarczy rozwód, choroba, brak tzw. poduszki finansowej. Znam historię bezdomnego z arystokratycznym pochodzeniem, żyjącego przez długi czas w luksusie. Zostawiła go żona, przeżył to na tyle, że zachorował albo odwrotnie, zostawiła go żona, gdy zachorował. Nie wiadomo, która wersja jest prawdziwa. Krąży teraz po Trójmieście, opowiadając historie o jedwabnych pończochach i wyjazdach do Szwajcarii.
Co możemy zrobić? Może robiąc porządki odłóżmy niepotrzebne rzeczy na bok, zamiast do śmietnika, zanieśmy do odpowiedniej placówki. Może porządkując piwnicę weźmy do pomocy, choć na kilka godzin, bezdomnego, dając mu szansę zarobić. Nie wszyscy piją i kradną, choć pewnie takich przypadków jest wiele i nasze obawy są słuszne. Mimo wszystko warto dać im szansę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze