Co z nami zrobi Internet?
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuDokąd zmierzamy? Zmienimy się za tysiąc lat w garbate stwory z długimi palcami do lepszego obsługiwania klawiatury? Będziemy gatunkiem z wielkimi głowami mieszczącymi ogromne petabitowe mózgi? Zbudujemy sobie, jak w filmie Woody'ego Allena orgazmotron, i obejdziemy się bez bezpośrednich, niehigienicznych i kłopotliwych kontaktów międzyludzkich?
Weszłam ostatnio w okolicach osiemnastej do knajpy w centrum Wrocławia. Weszłam i zatrzymałam się w drzwiach, przekonana, że pomyliłam lokale. A może nie pomyliłam, tylko lokal zmienił się z knajpy w kafejkę internetową?
Ale nie. Nic się nie zmieniło, wszystko jest jak było. To tylko czasy się zmieniły: przy każdym stoliku w lokalu, o którym mowa, siedziała jedna osoba, oświetlona błękitnym, zimnym światłem monitora. Monitora swojego komputera, rzecz jasna.
Przyjrzałam się uważnie. Nikt na mnie nie patrzył, nie zwracał uwagi, pochłonięty swoim wirtualnym życiem, więc mogłam przyglądać się do woli. Piękne, zadbane kobiety, przystojni mężczyźni, bez cienia nawet szansy na spotkanie, poznanie się. Jakie to smutne! Siedzą tak blisko siebie, że mogliby poczuć swój zapach, a jednak prawdopodobnie nigdy nie zamienią ze sobą słowa. Chyba, że spotkają się gdzieś przez przypadek na tym samym portalu randkowym, na tym samym czacie. Tyle, że to mało prawdopodobne.
Knuję dalej. Skoro jednak jest tak, jak myślę, to po co tu przyszli? Pokazać się, że mają sprzęt? E, nie. Komputery nie są dziś przecież niczym nadzwyczajnym. Więc po co? Może jednak dla siebie nawzajem. Liczą na to, że ktoś ich dostrzeże? Ich piękne stroje, staranne makijaże, modne fryzury, że ktoś doceni ich francuskie perfumy. A potem co? Przepraszam bardzo, rozładowała mi się bateria, czy mogę sprawdzić u pani moją pocztę? - powie przystojny brunet spod okna (stylowy Apple) do drobnej, ślicznej blondynki ze stolika obok (malutki Eee). A może brunet będzie przemierzał ocean stron www, by wyłowić blondynkę na jakimś czacie? Tam sobie pogadają, poznają się i zdecydują, czy tego wieczoru napić się razem wina?
Jak bardzo już jesteśmy wirtualni?
Od kilku miesięcy mam konto na Facebooku i obserwuję uważnie, co się dzieje u znajomych, a także nieznajomych. Niebywałe, jak dalece można się pozbawić intymności. Taki na przykład Kamil i Magda – wyposażeni w najlepszy, najnowszy sprzęt 24 godziny na dobę nadają do sieci relacje ze swojego życia. Jestem tu i tu i takie mam myśli, pisze Kamil. Takie mam życiowe plany, takie motto na dziś, nasza córeczka ma gorączkę i tak z tą gorączką wygląda. Magda fotografuje ugotowane przez siebie potrawy, dekoracje domu, zdjęcia ze wszystkich miejsc, w których była, nawet jeśli był to tylko park nad fosą, i umieszcza to wszystko potem na stronie. Oboje zamieszczają także na swoich profilach linki do muzyki, której słuchają i filmów, które oglądają, komentują sobie nawzajem linki i zdjęcia, udzielają się na forach… Patrzę na to wszystko z rosnącym zdumieniem i tylko czekam, aż na stronie zaczną pojawiać się regularnie zdjęcia kup Kamila i Magdy. Albo relacje z ich życia seksualnego. Tylko czy oni w ogóle mają, przy takiej ilości wpisów, czas na jakieś życie seksualne?
Większość ludzi, których znam, ma w domu ciągle włączony komputer. Cała rodzina czerpie z tego źródła. Pani domu sprawdza przepis na ciasto i pocztę pracowniczą, pan domu pogrywa w jakieś gierki, dzieci rysują i grają, dopchać się nie można. Czy to normalne? Jeśli komputer stoi na stole rodzi się poczucie, jakby przy stole siedziało więcej osób, niż jest w rzeczywistości. Czy ciągła obecność sieci nie jest jakąś patologią? Czy nie zabija życia rodzinnego?
A mój odruch, żeby nowo poznane osoby zaraz wygooglować? Na Facebooku i Naszej-Klasie research zaraz po poznaniu znajomych trzeba zrobić, odnaleźć ich zainteresowania. Jak wiele można o człowieku powiedzieć, śledząc jego internetową działalność! Policjanci zacierają ręce, mając takie narzędzia. Nie dziwię się wcale. Grzech by było nie skorzystać. A stwierdzenie, że jeśli nie ma cię w Google, to znaczy, że nie istniejesz? A Google, które wie o nas wszystko? Kiedy Oko Saurona powstanie, by zawładnąć światem?
Badacze ludzkiej psychiki wyodrębnili już kilka jednostek chorobowych związanych z używaniem komputera. Kimberly Young, współautorka książki Uwolnić się od sieci (napisana z Patrice Klausing), pionierka badań nad uzależnieniem od Internetu, wyodrębniła kilka rodzajów uzależnienia od sieci. Jedno z nich to erotomania internetowa (działalność osoby uzależnionej kręci się wokół stron i czatów erotycznych i pornograficznych); dalej są: socjomania internetowa (osoba uzależniona nawiązuje kontakty międzyludzkie tylko w przestrzeni wirtualnej, w realu mając duże problemy z komunikacją), uzależnienie od sieci (dotyczy osób ze stałym łączem – komputer jest stale włączony, a osoba chora ciągle online), uzależnienie od komputera (to samo, ale bez sieci, wystarczy sam włączony komputer) i przeciążenie informacyjne, polegające na nieustannym bombardowaniu swojego mózgu stałym dopływem informacji z kilku źródeł jednocześnie.
Trzeba chyba powiedzieć też o uzależnieniu od gier. Córka mojej znajomej w wieku pięciu lat leczyła się z uzależnienia od gier internetowych. Pomyśleć, że znajoma cieszyła się, że ma takie spokojne i niekłopotliwe dziecko, potrafiące zająć się sobą na wiele godzin… raz po raz słyszy się o dzieciach, które naprawdę wierzą, że ludzie, niczym bohaterowie krwawych jatek z gier, mają po kilka żyć. O zgrozo!
Dokąd zmierzamy? Zmienimy się za tysiąc lat w garbate stwory z długimi palcami do lepszego obsługiwania klawiatury? Będziemy gatunkiem z wielkimi głowami mieszczącymi ogromne petabitowe mózgi? Zbudujemy sobie orgazmotron, jak w filmie Woody'ego Allena, i obejdziemy się bez bezpośrednich, niehigienicznych i kłopotliwych kontaktów międzyludzkich?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze