Dzień córki
CEGŁA • dawno temuMama wyszła powtórnie za mąż i osiadła we Włoszech, gdy miałam 16 lat. Ja zostałam z tatą. Jestem jedną z tych kobiet, które na co dzień przemilczają lub spychają w zapomnienie nieudane stosunki z własną matką. Mam 32 lata i nauczyłam się już jako nastolatka akceptować to, nie myśleć o tym bez przerwy. Jednak lata mijają, przybywa ważnych doświadczeń – i rośnie mój ból z powodu takiego stanu rzeczy, a pogodzenie się z nim okazuje się fikcją. Jestem wciąż rozżalona…
Droga Cegło!
Jestem jedną z tych kobiet, które na co dzień haniebnie przemilczają, zatajają lub spychają w zapomnienie nieudane stosunki z własną matką, wręcz ich brak. Mam 32 lata i nauczyłam się już jako nastolatka akceptować to, nie myśleć o tym bez przerwy. Jednak lata mijają, przybywa ważnych doświadczeń, wydarzeń, decyzji – i rośnie mój ból z powodu takiego stanu rzeczy, a pogodzenie się z nim okazuje się fikcją.
Mama wyszła powtórnie za mąż i osiadła we Włoszech, gdy miałam 16 lat. Ja zostałam z tatą, nie wiem, może ona ma rację, że zawsze bardziej jego kochałam? Teraz owdowiała i jest sama w pięknym domu, jednak bez przyjaciół i rodziny. Jej jedyną pociechą jest przyzwoita renta po mężu, pozwalająca zachować godność i przywileje kobiety „samodzielnej”. Ale w głębi duszy to chyba mama wcale taką kobietą nie jest, potrzebuje ludzi, tylko że nie potrafi… zaskarbić sobie miłości. Odpycha ich, próbując ich przyciągnąć. Momentami nawet jej współczuję. Dwóch mężów nie świadczy jeszcze o uczuciowości.
Były między nami dobre czasy, jeździłam do niej na wakacje, trochę suszyła mi głowę o to, że zostałam w Polsce, a ja z kolei przymykałam oczy na to, że to ona z nowym mężem wcale aż tak strasznie nie walczyli o to, bym z nimi wyjechała… Ale to już przebrzmiałe żale nastolatki.
Stosunki nasze zaogniły się, gdy urodziłam nieślubne dziecko. Oczywiście świadomie, z ukochanym mężczyzną u boku. Tylko formalności odłożyliśmy na później. Mamie nie mieściło się to w głowie. Konwenanse górowały u niej nad wszystkim innym. Między innymi dlatego nigdy nie poznała mojego partnera ani nie wyraziła nawet chęci ujrzenia własnej wnuczki! A Majeczka w tym roku rozpoczyna naukę w szkole. Regularnie wysyłam zdjęcia, niestety nie wiem, czy są oglądane. Komentarza nigdy nie usłyszałam.
Za kilka miesięcy bierzemy z Felkiem ślub cywilny. Mama wie o naszych planach od dawna. Tym razem znalazła sobie też powody do bycia obrażoną i nie przyjeżdżania do kraju: ślub nie jest w kościele, a ja odmówiłam wyjazdu do Włoch na zakup szałowej sukni, ponieważ takowa mnie nie interesuje. Mama zrobiła mi jedynie telefoniczny wykład o tym, jak ważna jest oprawa ślubu dla późniejszych wspomnień, czego w tej chwili nie umiem docenić, ale za 30 lat będzie mi przykro, że nie wyglądałam jak księżniczka, tylko poszłam w prostej „sukienczynie” uszytej przez koleżankę.
W tej rozmowie uderzyło mnie to, że mama po raz kolejny wykorzystała moją postawę, by poczuć się odrzuconą i lekceważoną, oraz wszelkie winy przerzucić na mnie. Potraktowała mnie znów jak 16-latkę, nie dorosłą kobietę, która ma prawo sama decydować o sobie, w tym o fasonie własnych ubrań. Ostatecznie, choć bardzo zależało mi na jej obecności w Polsce, wysnuła z naszej rozmowy wniosek, że ja ją zniechęcam, a wręcz nie jest mile widziana ani zaproszona na ślub!
Nie wiem, jaki perfidny demon podpowiada jej takie krzywdzące interpretacje. Boję się, że to była ostatnia szansa na naprawienie tego, co kulało przez lata: na nasze pojednanie, poznanie Mai i Felka, którzy są przecież częścią mojego życia, częścią mnie! Czy dla niej to wszystko jest bez znaczenia, umie bez tego się obejść? Ja bym chyba tak nie umiała.
Wciąż rozżalona…
***
Moja droga!
Są kobiety, które nie spełniają się li tylko poprzez macierzyństwo. Poszukują szczęścia różnymi sposobami, a gdy nie znajdują – gorzknieją. Nie odmawiam Twojej mamie całkowicie instynktu, obawiam się jednak, że Twoje pojawienie się na świecie nie było dla niej przełomem ani spełnieniem, a jedynie naturalnym etapem wspomnianych poszukiwań. Trudno mi powiedzieć, jakie w jej skołatanej duszy kryją się życiowe priorytety, widać jednak, że więzi wielopokoleniowe do nich nie należą. W przeciwnym razie, pomimo niesnasek i niedomówień, jaka siła mogłaby ją powstrzymać przed wskoczeniem do samolotu na wieść o narodzinach wnuczki? Duma? Wstyd? Poczucie winy wobec Ciebie? Niechęć wobec nieuchronnego spotkania z Twoim ojcem? Przecież nie musicie padać sobie w ramiona i szlochać. Wystarczy pobyć trochę razem, poświętować bez kłótni.
Mam zbyt mało danych, ale załóżmy na moment, że tak właśnie jest. Mama cierpi, nie mogąc wybaczyć sobie swoich potknięć życiowych – w tym rozstania z Wami, gdyż to ona de facto Was zostawiła, nie Wy ją – i dlatego nie umie się przełamać. Ale przecież, jak piszesz, kontakty były, była też zachęta, otwartość, wręcz tęsknota z Twojej strony. Takie sygnały powinny, przynajmniej teoretycznie, mamę „rozluźnić”, przebić jej pancerz, zwłaszcza po śmierci jedynej bliskiej osoby na obczyźnie, gdy zarysowała się szansa na odbudowanie czegoś ważnego i odpędzenie widma samotności. Twoja mama tej szansy nigdy nie próbowała wykorzystać. Nawet jako „nieobecna” skupiała się na strofowaniu Ciebie, ocenianiu, wychowywaniu, naginaniu do własnych poglądów i wyobrażeń. Nie zauważając i nie doceniając jednocześnie faktu, że Ty nie próbujesz jej zmieniać — zapraszasz ją do swojego życia taką, jaka jest.
Nie myśl, że skoro jest taka zawzięta i nieprzejednana, to znaczy, że w czymś ją zawiodłaś. Kiedyś, swoimi wyborami, lub ostatnio – sukienką, źle sformułowaną odmową, niefortunnym słowem „ukrytym” gdzieś w zaproszeniu… Mama siedzi sama w pięknym domu we Włoszech na własne życzenie, niestety. Nawet Ty sama czujesz dyskomfort na myśl o pojechaniu do niej, a przecież mogłabyś spędzać tam co roku wspaniałe wakacje wraz z rodziną. Gdyby była choć w minimalnym stopniu zdolna do ustępstw, tolerancji, powstrzymywania się od tej czy innej uwagi, która i tak niczego nie zmieni, sprawy na pewno wyglądałyby inaczej i miałaby na drugą połowę życia wsparcie w postaci co najmniej poprawnych stosunków z najbliższymi.
Trudno roztrząsać w tej chwili, czy nie chce, czy nie potrafi. Powiem okrutnie, że na tym etapie to jej problem. Może NIE POTRZEBUJE. I nie czuje się nawet odpowiedzialna za Twoje rozterki, frustracje związane z jej osobą. Dlatego też byłoby fatalnie, gdyby jej postawa zaburzyła Twoje plany lub zepsuła Ci weselny nastrój.
Spróbuj być silna i postępować tak, jak dotychczas: akceptować mamę, w tym dalszy ciąg jej nieobecności w Twoim życiu, zrezygnować z oczekiwań i… z nadmiernego współczucia, przyjąć do wiadomości, że ona również jest dorosła i ponosi konsekwencje swoich decyzji. Jeśli nie lubisz konwenansów, nie walcz już o jej przyjazd. Powinna się zjawić jedynie z potrzeby serca.
Wiele szczęścia we własnej rodzinie Ci życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze