W cieniu Balladyny
CEGŁA • dawno temuMam przyjaciela i chyba kogoś więcej od lat – może nawet na całe życie. Zaczęliśmy chodzić w liceum, swoje pierwsze razy przeżyliśmy ze sobą po studniówce. Pięć lat temu kupiliśmy razem mieszkanie, o ślubie nigdy nie było mowy. Wydawało się, że nie możemy znudzić się sobą, ale po trzech latach rozpoczął się proces kryzysu. Od dłuższego czasu jedynie mieszkamy razem, przyjaźnimy się, tylko nie jesteśmy ze sobą. Nie wiem, co czuję...
Droga Cegło!
Mam przyjaciela i chyba kogoś więcej od lat – może nawet na całe życie. Zaczęliśmy chodzić w liceum, swoje pierwsze razy przeżyliśmy ze sobą po studniówce. Potem rozjechaliśmy się w dwie strony Polski, zeszliśmy znów gdzieś w połowie studiów.
Pięć lat temu kupiliśmy razem mieszkanie, o ślubie nigdy nie było mowy. Ja walczyłam o niezależność i swoje dziwactwa, on dużo podróżował. Wydawało się, że w takich warunkach nie możemy znudzić się sobą, ale po trzech latach rozpoczął się proces kryzysu. Te trzy lata to podobno statystyka, tak gdzieś czytałam.
Od dłuższego czasu jedynie mieszkamy razem, przyjaźnimy się, tylko nie jesteśmy ze sobą. Ja nie mam nikogo, on, jak sądzę, też nie. Inaczej jednak myśli jego siostrzyczka, a mój zły demon, od zawsze.
Ta dziewczyna mnie autentycznie nienawidzi, nigdy się zresztą z tym nie kryła. Pewnie w jej oczach jestem za brzydka, za biedna, za mało ambitna, bardziej interesuję się bezdomnymi zwierzętami niż pieczeniem mięs i ciast, a mój były chłopak wywodzi się niestety z klasycznej pretensjonalnej rodziny, wszystko musi być na maksa: studia, praca, samochód, dom, znajomi… Lubię go między innymi za to, że swego czasu postawił na swoim i związał się za mną. A rozluźnienie naszego związku nie ma nic wspólnego z poglądami jego rodziny.
My we dwoje już ustaliliśmy plan gry, on miał przepisać cały kredyt mieszkaniowy na siebie, ja miałam sobie coś znaleźć i znalazłam. Częściowo to zrealizowaliśmy. Pomagał mi, nawet pomalował mieszkanie, które wybrałam, cały czas widujemy się, chodzimy na grzane wino i opowiadamy sobie o swoich dalszych marzeniach, bez goryczy. Takie miękkie, bezbolesne rozstanie. Ma mi też pomóc w przeprowadzce.
Siostra jednak postanowiła popodgryzać. Kilkakrotnie dzwoniła do mnie pod pretekstem troski i opowiadała mimochodem o rzekomej nowej dziewczynie brata – że taka piękna, że Socha mogłaby za nią buty nosić. Na co ja odpowiedziałam szczerze, że współczuję, bo wspomniana pani „gwiazda” może i ma niezłe nogi, ale poza tym jest pospolita i beznadziejna jako aktorka (moje prywatne zdanie, do którego chyba mam prawo).
Z moim eksem zawsze byliśmy ze sobą szczerzy. Nie wiem, czy siostra powtarza mu rozmowy ze mną, moje opinie… Fakt faktem, ostatnio coś się zmieniło. Nie było go w Polsce 2 tygodnie, a po powrocie jakby zmienił lekko front. Znowu zaczął się do mnie, powiedzmy, zalecać. Spotkania stały się bardziej romantyczne (co akurat na mnie nie działa, ale zauważyłam różnicę). Sprawa rozstania przeciąga się, przynajmniej w sensie materialnym, bo on nagle wynajduje jakieś przeszkody do przepisania kredytu na siebie. Powiedział mi też, że chyba robimy błąd, bo takich siebie nie odnajdziemy już nigdy w innych osobach…
Mogłabym uznać, że to z powodów wygodnickich, według niego lepiej dalej mieszkać razem jak przyjaciele i razem płacić raty, ewentualnie ktoś życzliwy mu tak doradził, ale to chyba nie o to chodzi… Zresztą, gdy każde z nas zechce inaczej sobie ułożyć życie, taki układ przestanie być korzystny.
Nie znam się zbytnio na psychologii ludzi, wolę zwierzęta:). Wydaje mi się, na logikę, że on gra na zwłokę, a może nawet chce odratować ten nasz związek. Nie czujemy do siebie uraz, może warto poczekać, spróbować?
Nie wiem, co czuję.
Witka
***
Droga Witko!
I to mnie niepokoi. Bo Twoje prawdziwe uczucia są w końcu równie ważne, jak Jego nieodgadnione intencje!
Musisz przemyśleć cały Wasz związek, a szczególnie panujący ostatnio układ. Skoro jesteście w tak świetnej komitywie, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić to razem, przynajmniej porozmawiać na serio o tym i o owym, nie przejmując się zakusami „Balladyny”. Stara, podobno nierdzewna miłość to jedna z koncepcji. Ale zobowiązania finansowe zazwyczaj komplikują sytuację, wywołują niejasności i przekłamania. To przede wszystkim trzeba wyczyścić.
Piszesz, że mocną stroną jest między Wami szczerość. Pora to zweryfikować na wszystkich polach. Czy Wasze drogi kompletnie się rozeszły w sensie zainteresowań, czy też zostało jeszcze sporo rzeczy – poza piciem wina – które chętnie robilibyście razem? Co z zaufaniem, akceptacją? Wreszcie – czy pozostała między Wami namiętność kochanków? Wasza rzecz decydować, co dla kogo jest dominującą atrakcją w związku.
Na pewno w budowaniu wspólnej przyszłości niespecjalnie sprawdza się letniość. W takiej temperaturze niewiele się rozwinie. Piszę o tym dlatego, że kochając kogoś mocno, dostałabyś pewnie szału na wieść – z ust osoby postronnej – o istnieniu rywalki. Jeśli taka plotka budzi w Tobie zaledwie chochlika drwiny, to faktycznie warto spytać samą siebie, o co właściwie walczymy.
Być może jednak jest tak, że tkwi w Was obojgu pewien duch tymczasowości, bronicie się jeszcze przed definiowaniem, określaniem, czujecie, że na dziś to by Was ograniczało. Nie ma w tym nic złego, można na tej bazie tworzyć udaną relację — niekoniecznie spełniającą oczekiwania konserwatywnego otoczenia. Jednostki niestandardowe, które usiłują nagiąć się do konwenansów, ryzykują klęską, bo kompromis jest zbyt duży. A potem – jeszcze większe rozczarowanie i zamęt. Niepotrzebne komplikacje, poczucie winy i niedostosowania.
W Tobie już jest ten niepokój… Zakładasz, że jesteś „inna” i wbrew pozorom przejmujesz się bardzo opiniami na swój temat. Mało która para żyje na bezludnej wyspie, wiadomo, że z otoczeniem należy mniej lub bardziej współpracować, liczyć się z nim. Od Ciebie i partnera zależy, gdzie wytyczycie granice swojej suwerenności. Wygodnictwo niekoniecznie jest grzechem. Czasem fajnie jest mieszkać razem, bo wychodzi to taniej, a częste rozłąki zaspokajają potrzebę wolności obu stron. Nikt nie ma prawa tego oceniać, jeśli związek funkcjonuje, na swój własny, niepowtarzalny sposób.
Często powtarzam, że nie ma na świecie takiej osoby, od której nie można spotkać jeszcze lepszej. Dojrzałością jest umiejętność zatrzymania się w pewnej chwili i uznania, że ideał nie istnieje – lub, że… spotkaliśmy go właśnie, tylko nie dowierzamy własnemu szczęściu.
Życzę Wam trafnej autodiagnozy:).
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze