Jest taki dzień…
CEGŁA • dawno temuW tym roku wigilia po raz trzeci i raczej ostatni u mojego chłopaka, byłego chłopaka… Z jego rodzicami, braćmi, ich rodzinami. Dla mnie to namiastka własnych bliskich, których nie mam. W tym domu panuje żal o wszystko i takie wredne przyzłośliwianie sobie przy każdej okazji – niby żartem, a czuć, że pretensje są prawdziwe i zalegają głęboko!
Kochana Cegło!
W tym roku wigilia po raz trzeci i raczej ostatni u mojego chłopaka, byłego chłopaka… Z jego rodzicami, braćmi, ich rodzinami. Dla mnie to namiastka własnych bliskich, których nie mam. A jak zamienić namiastkę w cudowną Prawdę i Miłość tych jedynych w roku świąt?
Mam 24 lata, od kilku jestem praktycznie sama, bo umarła moja babcia, jedyna opiekunka i krewna. Rodzice się rozwiedli dawno temu. Ojciec w innym mieście, mama z nową rodziną w Holandii. Odkąd jestem pełnoletnia, nie widuję ich wcale, rodzeństwa nie mam, za to sporą paczkę przyjaciół ze studiów. Za kilka dni idę do pierwszej „poważnej” pracy po licencjacie. W zasadzie jestem optymistką, gdyby nie kłótnia z Jaśkiem. Nawet trudno mówić o kłótni. Kilka głupich zdań i coś zaczęło we mnie gasnąć parę miesięcy temu.
Rodzina Jasia jest trochę dziwna – wiem, nie powinnam tak mówić, jeżeli mojej nie ma wcale. Jestem pełna podziwu, że Jasiek ciągle chce z nimi mieszkać i jakoś wytrzymuje, starsi bracia dawno pouciekali. Nie bywam tam non stop, ale co nieco można się zorientować z każdej wizyty, jednej czy drugiej krótkiej rozmowy. W tym domu panuje żal o wszystko i takie wredne przyzłośliwianie sobie przy każdej okazji – niby żartem, a czuć, że pretensje są prawdziwe i zalegają głęboko, szczególnie w sercach rodziców Janka. On jest ich ostatnim dzidziusiem, gdyby mogli, zmienialiby mu pieluszki i poili prosto do buzi z butelki ze smoczkiem. Mama nie daje mu spokojnie przejść obok, zaczepia go, dotyka, przytula. Tata patrzy jak w obrazek, ciągle chwali i stawia na przeciwległym biegunie do pozostałych dzieci. Wywołuje to niezręczne sytuacje, jeśli odbywa się w ich obecności, a tak z reguły dzieje się podczas wigilii właśnie. Ja głupio milczę, bo jaką inną mam rolę w tym wszystkim? Przecież nie będę zabierać głosu w nie swoich sprawach, godzić, łagodzić czy co gorsza, krytykować. Jasiek wypowiada się o rodzicach raczej pozytywnie. Czasami z nich żartuje, ale w sposób szalenie ciepły. Do braci nie ma żadnych zastrzeżeń, konfliktów stara się nie zauważać, bagatelizuje je moim zdaniem dla wygody.
Zauważyłam taką prawidłowość podziału tej rodziny, roboczo (bo ja się nie zaliczam) – na kobiety i mężczyzn, ale według spożycia alkoholu. Ja, mama Jasia i jego bratowe nie pijemy w ogóle, nie wiem, dlaczego – mnie nie smakuje, a dziewczyny pewnie by się napiły, ale zawsze prowadzą samochody po imprezach, a praktycznie zawsze w takich sytuacjach je spotykam. Mama zapewne na coś choruje, przyjmuje leki. Panowie piją, tzn. ojciec i bracia, a Janek minimalnie, jako ukłon dla mnie, ponieważ zna mój stosunek do sprawy.
Wiadomo, ludzie piją różnie: na wesoło, na smutno, na rozrabianie, wreszcie kompletnie patologicznie. Mężczyźni w rodzinie Jaśka piją „na złośliwie”, dochodzi do tych zaczepek, o których wspominałam, a których podłoże jest wieloletnie i bliżej mi nieznane. To sprawia, że imprezowanie z nimi, a już zwłaszcza Wieczerza, zamienia się w cichy koszmar, przynajmniej dla mnie. Nad stołem krzyżują się maleńkie pociski-szpileczki i kłują boleśnie, gdzie popadnie. Z podziwem patrzę na Janka, jak spokojnie to znosi, z uśmiechem. Dziadkowie wychowali mnie w innym duchu – gwiazdkowej zgody i harmonii, odłożenia spraw trudnych na potem, jednania się i kochania. No i na miłość Pana, kto pije w Wigilię?! To dla mnie bardzo ważne, żeby tak właśnie było i w mojej rodzinie, gdy kiedyś ją założę… Prze jakiś czas myślałam nawet, że będzie to z Jaśkiem…
Ja w tym roku kupiłam sobie pieska. Jasiek go uwielbia, bawi się z nim godzinami. W ogóle kocha zwierzęta, zawsze to powtarzał, ale niestety — jego mama wręcz przeciwnie. Wymyśla sobie smrody, choroby, własne alergie, byle tylko w domu nie zagościło żadne „bydlątko”, choćby patyczak. Kilka miesięcy temu miała miejsce miedzy mną i Jankiem ta dziwna rozmowa… On jak zwykle dusił mojego Marsa na kanapie i tak wyrwało mu się, że „kiedyś na pewno weźmie SOBIE” psa… Tak powiedział. A potem zaśmiał się i dodał, że musi tylko zaczekać, aż „mamusia zejdzie”, bo wcześniej to nie da rady.
Te słowa zabolały podwójnie. Po pierwsze – jak tak można mówić, nawet w żartach, o własnej mamie? Po drugie – dotarło do mnie, że… nie istnieję w życiu Jaśka jako opcja. On planuje jeszcze długie lata mieszkać u siebie i mieć własnego zwierzaka. Tak to w każdym razie zabrzmiało.
Nie chciałam się kłócić, spytałam tylko, po co takie głupstwa mówi – czy jego mamie coś poważnego dolega? A ten znowu w śmiech i ta odpowiedź: „Wyłącznie”.
Od tamtej pory, jak pisałam, nasz związek objawił mi się w całkiem nowych barwach, raczej mało perspektywicznie. Mam sprzeczne odczucia, bo przecież Janek niemalże wprowadził mnie do rodziny (bez względu na wszystko zaproszenie na wigilię traktuje jako zaszczyt i wyróżnienie), zna moją przeszłość i moje bolączki związane z rodzicami, moje marzenia o tzw. normalnym życiu. Spędziliśmy ze sobą ponad dwa bardzo fajne lata, nie był to związek weekendowy, ale często próbki wspólnego życia: gotowania, wyjeżdżania, pomieszkiwania. Czy tamta rozmowa oznacza, że się zagalopował i próbuje wszystko wyhamować? Nie wiem, ale wątpię, by tegoroczna Wigilia była dla mnie przyjemnością, mimo że nie spędzę jej samotnie. A może powinnam?
Lidka
***
Kochana Lidko!
Poruszyłaś kilka wątków, trzeba spróbować złożyć je w spójną całość. Na chwilę odłożyć emocje i romantyczne wyobrażenia o świecie, a włączyć analizę i wyciągnąć wnioski. Bardzo Cię do tego namawiam, byś pochopnie nie pozbawiła się czegoś bardzo wartościowego: związku z Jankiem.
Wasze „we dwoje” to całkiem inna para kaloszy, niż to, co dzieje się w Jasia rodzinie. Musisz jednak przyjąć do wiadomości (i zaakceptować lub nie) fakt, że jest on z domem silnie związany, a więzi te są dość złożone i tajemnicze. Na obecnym etapie chłopak balansuje pomiędzy dwoma światami, próbując od czasu do czasu je łączyć. Co oznacza, że oba są dla niego istotne. Nie każ mu wybierać teraz, już. Może taka konieczność nigdy nie zaistnieje, kiedy nauczysz się widzieć i traktować pewne rzeczy we właściwych proporcjach. Jeśli rodzinę chłopaka skreślisz jako dziwaków, sama wyjdziesz na egoistkę – wbrew głoszonym ideałom. Wszak marzysz o bliskości, cieple i tolerancji, nieprawdaż?
Jeżeli jest Wam dane być razem, trzeba będzie pogodzić cztery elementy, cztery niezależne byty funkcjonujące na różnych zasadach: Ty i Twoje marzenia oraz tajemnice i traumy, Jaś — ze swoim bagażem osobistym, rodzina Jasia i jej problemy, wreszcie – intymna relacja między Wami dwojgiem. W „normalnych” warunkach, o których wspomniałaś, wraz z upływem czasu to ostatnie zyskuje na ważności i wysuwa się na pierwsze miejsce, a pozostałe sprawy stopniowo tracą jaskrawość. Trzeba tylko dać sobie czas.
Co do Wigilii i świąt Bożego Narodzenia. Doskonale rozumiem, że dla wielu osób – w tym dla Ciebie — to wielki i wzniosły moment roku. Proponuję jednak nie demonizować (nomen omen!) tej wzniosłości do granic lukrowanej sielanki. Nie jesteśmy w telewizji. Tak jak choinka bywa krzywa a piernik miewa zakalec, tak każda rodzina to osobne indywiduum – im liczniejsze, tym bardziej skomplikowane. Nie oczekuj więc przy stole wyłącznie suszenia zębów i harmonijnego chóru kolędników. To ważny, piękny wieczór z pysznym jedzeniem i myślami zwróconymi ku doskonałości – z rozmaitym skutkiem, gdyż jesteśmy tylko – i aż – ludźmi. Myślę, że znakomicie pojmowała to Twoja ukochana babcia, która dała Ci dom, jednak nie próbowała jednoczyć rozproszonej rodziny na siłę.
W kwestii alkoholu – nie jestem autorytetem, ale mam wrażenie, że zakaz picia w ten dzień już dawno w naszej tradycji „sam się uchylił”. Dobre wino reńskie czy wytrawny drink na pewno pomagają w trawieniu grzybów, kapusty i innych specjałów. Jako osoba nieortodoksyjna, nie mogę więc aż tak surowo ocenić tego zjawiska. A rodzinny styl bycia w trakcie liczniejszych zgromadzeń to już naprawdę bardzo osobnicza kwestia. Myślę, że dopóki nikt się z nikim nie kłoci, nie obraża, nie wybiega do kuchni z płaczem ani nie tłucze talerzy, warto przymknąć oko na wewnętrzne gierki domowników, zwłaszcza że nie znasz do końca ich podłoża.
A sprawa może być w miarę prosta. Janek jako najmłodsze dziecko bez większych oporów towarzyszy rodzicom na co dzień, pełniąc rolę bufora, katalizatora, źródła radości… Być może małżeństwo czy nawet sama wyprowadzka nie mieszczą się w jego planach na najbliższe kilka lat i to na pewno jest coś, o czym powinniście szczerze porozmawiać, jeśli dla Ciebie stworzenie własnego domu jest sprawa naglącą. To być może w ogóle najpoważniejsza różnica między Wami i nie trzeba jej przemilczać.
Na koniec zostawiłam sobie Waszą rozmowę o psie… Jest w niej kilka rzeczy, przemyconych informacji wartych przemyślenia, ale absolutnie nie w kierunku negatywnym! Niewykluczone np., że mama Janka jest osobą chorowitą lub przewrażliwioną na swoim punkcie, co stanowi częściowe źródło podskórnych konfliktów w tej rodzinie. Niewykluczone, że poza Jankiem wszyscy są taką postawą mamy zmęczeni i dają temu wyraz. On natomiast znosi to na tyle dobrze, że pozwala sobie nawet na wybuchy wisielczego humoru. Mnie w każdym razie ta wypowiedź rozbawiła i nigdy nie potraktowałabym jej tak serio jak Ty.
Jedno jest pewne: jeśli źle się tam czujesz, to nie powinnaś iść. Tak byłoby fair. Sama powiedziałaś, że to wieczór szczerej sympatii, nie udawania. Męcząc się – z powodu faktycznych przykrości czy tylko własnych negatywnych wyobrażeń – idziesz tam na siłę, oszukujesz siebie i innych. Z drugiej strony, jestem pewna, że jesteś tam gościem mile widzianym, zapraszanym z serca, a nie w roli dodatkowej ofiary żarcików, prawda? Może więc nie wymyślaj sobie problemów i nie rób rewolucji. Co zyskasz, zrywając z Jasiem właściwie bez powodu i spędzając ten wieczór samotnie, na kotłowaninie z pieskiem? Moim zdaniem niewiele, a wręcz ryzykujesz, że będzie Ci w efekcie bardzo smutno i przykro. Dobrze zatem to przemyśl.
I zrób wszystko, by ten dzień był taki, jaki według Ciebie powinien być. Ciepły, radosny, ale na miarę możliwości wszystkich zainteresowanych:).
Wspaniałych świąt życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze