Guwernantka zamiast niani?
ALEKSANDRA POWIERSKA • dawno temuJeszcze niedawno dylemat z kim zostawić dziecko po urlopie macierzyńskim sprowadzał się do prostego wyboru: babcia albo niania. Dzisiaj do opiekuńczego grona dochodzi jeszcze jedna, można powiedzieć ekskluzywna opcja: guwernantka. Wykształcona, z wysokimi kwalifikacjami, znająca przynajmniej dwa języki i obowiązkowo grająca na pianinie lub skrzypcach guwernantka to obecnie zawód z przyszłością.
Bogaci rodzice nie chcą już posyłać swoich pociech do prywatnych przedszkoli lub zerówek, ale nie chcą też zwyczajnej niani. XIX-wieczna moda na osobistego nauczyciela znów wraca do łask i cieszy się coraz większą popularnością.
Współczesna guwernantka znacznie różni się od tej, jaką znamy z romantycznych powieści. W tamtych czasach prywatnymi nauczycielkami zostawały młode, ubogie i niezamężne dziewczyny, a jedynym wyznacznikiem ich kwalifikacji była znajomość języka francuskiego. Dodatkowy atut stanowiła oczywiście umiejętność gry na fortepianie. Ponadto kilkaset lat temu guwernerami chętnie zostawali również mężczyźni, traktując swoją profesję jako dodatkowy zarobek podczas studiów. Tak dorabiali m.in. Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz i Stefan Żeromski. Dzisiaj, by zostać guwernantką nie wystarczy mieć tzw. dobre podejście do dzieci. Czasami nawet nie wystarczy dyplom ukończenia studiów pedagogicznych. Poprzeczka stawiana jest coraz wyżej.
Wyższe kwalifikacje
By zostać guwernantką, nie wystarczy nawet wieloletnie doświadczenie w pracy z dziećmi, zwłaszcza jeśli nie jest ono w odpowiedni sposób udokumentowane. Guwernantka bowiem to nie tylko opiekunka, ale przede wszystkim prywatna nauczycielka, która często zastępuje edukację wczesnoszkolną w placówkach oświatowych. Zapotrzebowanie na wykwalifikowane nianie mocno wzrosło po ministerialnej reformie, kiedy to rodzice mogą sami decydować, czy posłać sześciolatka do szkoły, czy zapewnić mu prywatną edukację. I wielu z obawy o bezpieczeństwo swego malucha decyduje się właśnie na to drugie rozwiązanie. Stąd guwernantka musi mieć ukończone pedagogiczne studia wyższe, najlepiej ze specjalizacją edukacji wczesnoszkolnej. Normą jest znajomość dwóch języków obcych oraz gry na instrumencie muzycznym. Ponadto mile widziane jest prawo jazdy, kurs pierwszej pomocy oraz praktyka w animacji pracy z dziećmi. Prawdziwym skarbem jest taka, która dodatkowo potrafi szkolić emisję głosu lub zna podstawy rekreacji ruchowej. Dlatego właśnie guwernantkami zostają na ogół byłe nauczycielki. Młodym dziewczynom zaraz po studiach trudno się przebić, zwłaszcza że konkurencja rośnie, bo zarobki guwernantki niejednokrotnie przewyższają nauczycielskie pensje. Naprzeciw coraz wyższym wymaganiom wyszedł Uniwersytet Wrocławski, który otworzył studia podyplomowe przygotowujące osoby z dyplomem studiów wyższych do pracy w charakterze guwernantki czy guwernera. W programie znalazły się przedmioty obejmujące nie tylko pedagogikę pracy z dziećmi, ale również spektrum zagadnień z psychologii. Ciekawe co by na to powiedziała Super Niania?
A ja wolę nianię
35-letnia Katarzyna z Krakowa jest matką dwójki dzieci: 5-letniej Agatki i 8-letniego Mikołaja. Gdy mama i tata idą do pracy, oboje zostają pod opieką niani.— Nasza opiekunka to zwykła kobieta koło pięćdziesiątki, którą poleciła nam znajoma. Nigdy bym się nie zdecydowała na zatrudnienie guwernantki z dwóch powodów. Po pierwsze nie stać nas na to, bo z tego co słyszałam, te panie biorą nawet 4 razy więcej, niż zwykłe nianie, a tyle to ja nawet nie zarabiam. Po drugie, nie wyobrażam sobie, żeby moje 5-letnie dziecko uczyło się teraz dwóch języków obcych, gry na instrumencie i może jeszcze wkuwało tabliczkę mnożenia! Dajmy dzieciom trochę dzieciństwa! - bulwersuje się Katarzyna.
Ostatni argument pojawia się bardzo często w dyskusjach nad wyborem opiekunki. Rodzicom automatycznie przychodzą na myśl niespełnione ambicje, które próbuje się zrealizować w osobie własnego dziecka zapisując je na szereg dodatkowych zajęć.
— Za rok Agatka skończy 6 lat i pójdzie do szkoły, jak wszystkie inne dzieci. Nie chcę jej chronić przed światem. A obcowanie z innymi dziećmi to najlepsza nauka - dodaje mama z Krakowa.
Lepsza guwernantka
3-letnia córka Agnieszki codziennie jest odprowadzana do prywatnego przedszkola, gdzie za miesiąc płaci się ok. 1000 zł.
— Mam pewność, że moje dziecko zostaje pod dobrą opieką, a wiadomo jak jest teraz z nianiami, nigdy nie wiesz, na kogo trafisz! — uzasadnia swój wybór Agnieszka. Jak dodaje, chętnie zatrudniłaby profesjonalną guwernantkę, ale niestety jeszcze jej na to nie stać. W przyszłości jednak, jeśli tylko będzie miała taką możliwość, na pewno to zrobi.
— Tutaj nie chodzi o to, by moje dziecko uczyło się od razu francuskiego i ćwiczyło balet, bo mam wrażenie, że wiele osób rozumie rolę guwernantki tylko jako prywatne lekcje z różnych dziedzin: od języków począwszy a na tańcu skończywszy. Liczy się przede wszystkim odpowiedzialne podejście do dziecka, znajomość psychologii, pierwszej pomocy, poczucie, że zostawiasz swojego malucha w bezpiecznych rękach - argumentuje.
Niezły biznes
Bycie guwernantką to niezły biznes. Szacuje się, że dolny pułap pensji to ok. 2–4 tys. złotych, a maksymalny… nawet 8 tys.! Czyli tyle, ile zarabiają średnio osoby na stanowiskach kierowniczych. Oczywiście wszystko zależy również od miejscowości, bo inaczej cenią się guwernantki w Warszawie, a inaczej w Olsztynie. Nie bez znaczenia jest także wykształcenie i dodatkowe kwalifikacje oraz wcześniejsza praktyka, choć akurat o tę ostatnią nie łatwo, bo trend guwernantki dopiero debiutuje na polskim rynku. Niektóre panie ustalają sobie stawkę godzinową. I tutaj znowu widać różnicę — gdy zwykła niania, pracująca najczęściej niestety na czarno, zarabia 6–10 zł za godzinę, to guwernantka może zażyczyć sobie nawet 25 zł. I dochodzi jeszcze jeden aspekt: prestiż, którym może poszczycić się guwernantka, w przeciwieństwie do zwykłej opiekunki.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze