Rozterki tej trzeciej
CEGŁA • dawno temuNie każdemu się tak poszczęściło, żeby spotkać swoją drugą połówkę. Ja spotkałam swoją drugą połówkę, ale - to na pewno nie jest szczęście. On ma żonę. Nigdy w życiu nie poznałam tak cudownego człowieka, jest nam razem super, dobrze się ze sobą bawimy, śmiejemy, mamy mnóstwo wspólnych tematów. Wszystko byłoby w porządku, tylko że ja zaczynam wariować, mieć wątpliwości, czy to ma sens.
Droga Cegło!
Przeczytałam ostatnio artykuł o samotności i o tym, że nie każdemu się takposzczęściło, żeby spotkać swoją drugą połówkę. Ja mogę powiedzieć, żespotkałam swoją drugą połówkę, ale — to na pewno nie jest szczęście. Problem w tym, że on ma żonę.
Mam 24 lata, on 37; oni od 10 lat są małżeństwem. My spotykamy się od dwóch lat. Nigdy w życiu nie poznałam tak cudownego człowieka, jest nam razem super, dobrze się ze sobą bawimy, śmiejemy, mamy mnóstwo wspólnych tematów. Wszystko byłoby w porządku, tylko że ja zaczynam wariować, mieć wątpliwości, czy to ma sens.
On twierdzi, że nie kocha żony, że jest z nią tylko ze względu na dziecko, że ożenił się z nią, bo „wpadli”. Nie mówi tego, ale ja czuję, że nigdy od niej nie odejdzie, bo boi się reakcji rodziny, znajomych, zwłaszcza, że mieszkamy w małym mieście. A ja już tego nie wytrzymuję, nie potrafię dzielić się kimś, kogo kocham, męczę się będąc z nim, a jednocześnie nie potrafię tego chorego związku przerwać, za bardzo mi na Nim zależy. Czuję, że chciałabym w końcu żyć normalnie, nie ukrywać się, mieć dzień kobiet w dzień kobiet, a nie przed lub po, spędzać święta razem, po prostu z nim być, mieć kiedyś własną rodzinę, dzieci. A on mi tego nie może dać. I nie ułatwia mi tego mówiąc, że kocha mnie najbardziej na świecie i że beze mnie nie może żyć.
Nie wiem co mam robić, chcę to zerwać, ale nie potrafię, nie chcę zmarnować sobie życia, proszę o radę! To dla mnie bardzo ważne, że mogę to z siebie wyrzucić i ktoś tego wysłucha.
Wiem, że ten romans to i moja i jego wina, nie spodziewałam się, że przerodzi się to w tak mocne uczucie, również z jego strony, i że tak mocno zwiążemy się emocjonalnie. Teraz wiem, że mnie to niszczy, bo choć kocham, nie mogę sobie z tym poradzić. Może te mocne komentarze, które czasem czytam na kafeterii, pozwolą mi dostrzec, że powinnam to skończyć, może jakoś mnie do tego zmotywują. Ja naprawdę się z tym wszystkim bardzo męczę, nie mam komu o tym powiedzieć, bo przecież nikt nie może o nas wiedzieć, zdaję też sobie sprawę z tego, że czytelniczki na forum mnie potępią, ale… może tego właśnie potrzebuję? Myślę, że gdybym nie doświadczyła tego, co teraz przeżywam, też byłabym oburzona tym, że ktoś „odbija” innej kobiecie męża i jeszcze robi z siebie ofiarę.
Ale ja przecież Go nie odbijam. Nie do mnie należy decyzja. Tylko zabardzo kocham, żeby móc się dzielić Nim z inną kobietą, nie jestem w stanietego dłużej wytrzymać, żałuję, że się w to wplątałam, chociaż kocham Goniewyobrażalnie mocno i czuję, że jestem złą kobietą, bo w głębi duszy chcę, żeby zostawił żonę i był ze mną. Nie łudzę się jednak — gdyby to się miało stać, już by się stało.
Jestem gotowa na publikację mojego listu i z góry dziękuję za dobre słowo. Cieszę się, że mogę napisać i komuś to powiedzieć, bo już dłużej z tą tajemnicą nie wytrzymam.
Zaczarowana
***
Droga i Zaczarowana!
Rozumiem Twoje obawy i zastrzeżenia… Zwykle skrywamy te tajemnice, które są powszechnie uznawane za wstydliwe. Boimy się potępienia. Niestety — nasze obawy najczęściej okazują się słuszne. A w naszym kochanym kraju życie w trójkącie należy do tych naczelnych, niezawodnych tematów, które natychmiast mobilizują „wszystkich świętych” do walki z nieuczciwością. W jakimś sensie cieszę się, że jesteś oczytana w problemie i przygotowana na nieprzychylny odzew. Co nie znaczy, że tym razem nie wydarzy się „cud”:) Zawsze na niego liczę…
Jestem realistką i wiem doskonale, że mnóstwo kobiet i mężczyzn na pewnym etapie życia znalazło się w takiej jak Wasza sytuacji. Po obu stronach. Choć tylko garstka się do tego przyznaje. Równie ogromna rzesza jest żonami i mężami, mniej lub bardziej szczęśliwymi w swoich stadłach. Zawsze mnie ciekawiło, czemu większość z nich potępia sam fakt zdrady, a mniej się zastanawia nad jej PRZYCZYNAMI. Może to przyjęcie łatwiejszej postawy, nie wymagającej refleksji? Zdrada jest „be” i już? Trudno orzec. W każdym razie jest mi przykro, że przodują w tej postawie kobiety, czasami aż się rwą do krytyki, pałają niechęcią… No, ale to była jedynie dygresja. Ja też niekiedy nie potrafię się powstrzymać od wyrażenia tego, co czuję, co mnie zdumiewa lub rani… Liczę na wyrozumiałość Twoją i Forumowiczek.
Do rzeczy. Nie wiem, kto kogo przed dwoma laty zaczarował – faktem jest, że Twój partner to człowiek sporo od Ciebie starszy. W takich układach z reguły inicjatorem, a później rozdającym karty jest mężczyzna – doświadczony życiowo, w tym również doświadczony w manipulowaniu młodziutką dziewczyną i wykorzystywaniu swojej sytuacji rodzinnej jako „balastu”, „pomyłki”, „pułapki bez wyjścia” etc. Nie twierdzę, że taki właśnie schemat ma miejsce w Waszym wypadku – wybacz jednak, z opisu tak to wygląda. A gdybyś mi jeszcze napisała, że nie od razu wiedziałaś o jego małżeństwie… Cóż, mielibyśmy superschemat.
Dla Ciebie to być może pierwsza wielka, ważna miłość. Dla niego — być może pierwsza poważna zdrada. Wyczuwam, że on daje Ci maksimum tego, na co go stać, czyli sporo – w przeciwnym razie nie wytrzymałabyś dwóch lat. Wierzę, że w jego towarzystwie przeżywasz chwile szczęścia i uniesienia. Ale – intuicyjnie wiesz, że on nie pójdzie na całość, że w imię pewnych (sprzecznych z innymi, jak to u ludzi bywa) wartości nie „poświęci” rodziny. Skoro nie mówi o tym wprost, to znaczy, że oszukuje dwie osoby: żonę i Ciebie. Może także trzecią, czyli samego siebie. Dlaczego? Nie zamierzam go usprawiedliwiać ani oskarżać, tylko szukam możliwych powodów. Jest mu wygodnie? Kocha szczerze was obie i nie umie wybrać? (to się zdarza). Nie kocha żony, lecz blokują go inne względy: związek z dzieckiem, komplikacje majątkowe? Możliwości jest wiele.
Pisałam już w tym miejscu, że niektórym ludziom życie w takich układach nie przeszkadza. Tkwią w nich latami. Nie z masochizmu czy wrodzonej nieuczciwości. Po prostu ich to nie boli. Ich sprawa. Nie bronię tych układów, uważam jednak, że są dopuszczalne, jeżeli ŻADNA ZE STRON nie cierpi. Ewidentnie nie jest to Twój przypadek, bo Ty cierpisz, i to z wielu powodów: nie możesz mieć go dla siebie, masz poczucie winy z powodu żony, nie wiesz, co robić dalej.
W życiu z reguły nie można mieć wszystkiego. Odczuwasz to na własnej skórze, podobnie jak on. Pogódź się z tym i… zaproponuj mu to samo! Jeśli czujesz (całkiem słusznie!) w Waszym związku niedosyt – wyobraź sobie na chwilę, że to wrażenie niedosytu nigdy nie przeminie… Czasami trzeba coś w życiu poświęcić, by następnym razem osiągnąć więcej – ba, nawet pełnię. Jesteś na początku drogi. Może powinnaś poświęcić tę miłość i pójść dalej własną drogą, w poszukiwaniu całkowitego spełnienia właśnie? A on powinien pozwolić Ci odejść, nawet jeśli szczerze Cię kocha? Każde z Was coś straci i każde coś zyska zarazem, uwierz mi. Mądrość, spokojny sen, szansę naprawienia błędów (lub popełnienia nowych – to zależy tylko od Was)…
Nie podejrzewam, byś była zahukaną, zakompleksioną dziewczyną, która kurczowo trzyma się mężczyzny w obawie przed samotnością. Po prostu się zakochałaś i jesteś gotowa dużo znieść, choć powoli zaczynasz się buntować. Popatrz na to z innej strony – wiem, nie będzie to przyjemne. Niektóre nieudane małżeństwa jednak się rozstają! Ludzie decydują się na ten krok, rozpoczynają nowe życie z nowymi partnerami, a bywa nawet, że dzieje się to bez wielkich wojen i tragedii. Podobno Twój ukochany nie porusza tej kwestii, Ty tylko zgadujesz, jakie ma w tej kwestii poglądy… Zapytaj go wprost, porozmawiajcie o tym! Może obojgu coś taka rozmowa ułatwi? Jeden niewątpliwy plus to taki, że ustanie wreszcie zmowa milczenia, trójkąt straci swoją dwuletnią „stabilność” i będziecie wiedzieli oboje, na czym stoicie: on pozna Twoje oczekiwania, Ty – jego zamiary.
Jedna bardzo ważna rzecz: ZANIM podejmiesz jakąkolwiek rozmowę na ten temat, porozmawiaj uczciwie z samą sobą. Masz 24 lata. Napisałaś, że on jest Twoja drugą połówką, gdyby nie to „ale”… Czy na pewno znasz tego człowieka na tyle dobrze, by chcieć być z nim na dobre i na złe? Czy jesteś na sto procent gotowa oderwać go od dotychczasowej, nieudanej – jak sądzisz – rodziny, i założyć z nim nową? Wyobrażasz sobie Wasze codzienne wspólne życie jako coś, czego chcesz najbardziej na świecie? Widzisz to w praktyce? Jeśli nie jesteś tego pewna, poważna rozmowa nie ma sensu. Sensowniejsze będzie rozstanie. Ono też jest wyłącznie w Twoich rękach.
Mimo wszystko powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze