Szczerość zawsze w cenie
CEGŁA • dawno temuNie wiem, co etykieta mówi o zapraszaniu ludzi na imprezę w parach. Zaprosiłam 16 osób z pracy. Impreza mnie zabiła! Nie dość, że przyszło ok. 40 gości (prawie każdy miał parę lub przypadkowo kolegów-koleżanki), to jeszcze ludzie wchodzili i wychodzili, wyprawiali się do sklepu, ruch był jak na dworcu, bo wszystkiego było za mało, a zwłaszcza picia.
Kochana Cegło!
Nie wiem, co etykieta mówi o zapraszaniu ludzi na imprezę w parach lub bez. Miałam staż w korporacji, gdzie imprezy firmowe odbywały się kategorycznie BEZ osób towarzyszących – filozofią firmy było oderwanie się, wyluzowanie, a jednocześnie wtopienie się w sprawy korporacji bez bodźców zewnętrznych. Jako singielki nie raziło mnie to, choć słyszałam różne głosy od wieloletnich pracowników, zarówno entuzjastyczne, jak krytyczne.
Kiedy już dostałam normalną pracę (za pieniądze), w kameralnym środowisku, szczęśliwie zapomniałam o tamtych dylematach. Jest nas wszystkiego 16 osób. Przyjazna atmosfera, na swoje imieniny zaprosiłam do domu wszystkich jak leci. Postarałam się, zrobiłam na przekąskę pracochłonne papryki faszerowane w czterech kolorach, oczywiście z naddatkiem kilku sztuk dla niespodziewanych gości.
Impreza mnie zabiła! Nie dość, że przyszło ok. 40 gości (prawie każdy miał parę lub przypadkowo kolegów-koleżanki), to jeszcze ludzie wchodzili i wychodzili, wyprawiali się do sklepu, ruch był jak na dworcu, bo wszystkiego było za mało, a zwłaszcza picia.
No cóż – muszę się przyznać. Reszta mnie nie interesuje. Miałam upatrzonego w firmie chłopaka, blisko współpracowaliśmy. Na coś tam na pewno liczyłam – że zostanie jako ostatni pozmywać, na przykład…
Przyszedł do mnie niestety z dziewczyną, a ja nawet nie wiedziałam, że z kimś jest. To zepsuło mi humor najbardziej. Wina mojej naiwności. Zbyt rzadko sterczę przy ekspresie, nie mam czasu na ploty.
Koleżanki co chwila zamykały się ze mną w kuchni i dawały „dobre rady”. Jedna taka najlepiej poinformowana zachęcała mnie do walki, twierdziła, że to nic poważnego, spiknęli się dopiero na sylwestra, a tamta laska podobno nie traktuje go poważnie. Inne radziły, żebym wybrała jakiś inny moment – nie imprezę – on na pewno jest do wyjęcia, tylko trzeba go podejść inteligencją, w pracy.
W sumie jestem dziewczynom wdzięczna, że próbowały zaradzić mojej frustracji, ale ja w odbijanego nie gram, a porady po pijaku tym bardziej traktuję z dystansem. Ludzi podnieca każdy skandalik, to już zauważyłam w poprzedniej firmie. Ta praca mi się podoba i nie mam ochoty sobie grabić złych punktów, nawet jeśli ktoś tam jest po mojej stronie. To małe środowisko, nic nie umknie. Tylko jedna rzecz… widzę go pięć razy w tygodniu po kilka godzin i nie mogę kłamać, że nic nie czuję.
Pierepałka
***
Kochana Pałeczko!
Odpieram w kolejności przez Ciebie zastosowanej.
Jestem absolutnie zagniewana na zapraszanie ludzi dokądkolwiek bez drugiej połówki, gdy ją posiadają – lecz także, gdy tego nie wiemy na pewno, takie pytanie w ogóle nie powinno padać! Singiel przychodzi sam, małżonek – z małżowinką (lub odwrotnie), konkubenci tudzież. Jeżeli firma chce zaznaczyć dbałość o pracowników, winna imprezę organizować z wzięciem pod uwagę obecności osób towarzyszących. Zastrzeganie i ograniczenie tego to co najmniej nietakt. Dla mnie – totalna wiocha, sorry. To sami zainteresowani decydują, czy chcą spędzić imprezę z partnerem, czy osobno – narzucanie opcji jest bezklaśnym chamstwem. Każdy gość ma prawo przyjść z kimś bez uprzedzania i pytania o zgodę.
Prywatna impreza rządzi się w sumie tymi samymi prawami. Na etapie organizacji nie ma nic niezwykłego w zapytaniu zaproszonych, czy przybędą sami, czy w towarzystwie. Ostatecznie, to ukłon w stronę gości. Wręcz obowiązek. I trudno liczyć na to, że kilkanaście osób z pracy to wyłącznie samotnicy. Zdaję sobie sprawę, że 30 papryk to więcej niż 15. Niestety, trzeba się na taką ewentualność przygotować. Lepiej wiedzieć, ilu ludzi przyjdzie, i zaproponować składkę lub poprosić kogoś o pomoc — niż martwić się w trakcie, że impreza wymyka się spod kontroli, bo goście są głodni i spragnieni.
No i do rzeczy: upatrzyłaś sobie kolegę, lecz nie wiedziałaś, że ma dziewczynę, ok… Nie potrafię ocenić wnikliwości i wiedzy Twoich koleżanek. Myślę tak – nie warto robić hucznej imprezy, by zbliżyć się do ukochanego, bo to cienki lód. Może urządziłaś imieniny „tylko” ze względu na niego i dlatego jest Ci przykro? Jeśli spodobał Ci się kolega z pracy, jest mnóstwo okazji , by wybadać swoje szanse i jego stopień zainteresowania Tobą. Na dwoje babka wróżyła – partnerka mogła być przypadkowa — lub bardzo ważna. Takie rzeczy, okrutnie powiem, lepiej wiedzieć wcześniej. Mieć sygnał do działania – lub nie robić sobie zbędnych nadziei.
Nie jest ważne przecież, na litość, od kiedy i czy w ogóle są razem. Może przyszli jak brat i siostra. Może on Ciebie próbuje, bo też mu się podobasz? A może na wiosnę biorą ślub?
Pewne dylematy życia tego mam już wprawdzie za sobą:), niemniej, w starym piecu ponoć pali diabeł… Na Twoim miejscu poszukałabym delikatnie punktów stycznych, porozmawiałabym z tym facetem w pracy, ale o czymś nie związanym z pracą. Zaproś go na lanczową kanapkę, zakasuj go, zapytaj, czy lubi brukselkę i surową cielęcą wątróbkę z cebulką, polskie seriale policyjne. Prowokuj bez seksu. Zbuduj więź. Nie drąż życia osobistego, porady koleżanek są rodem z podstawówki.
Jeśli Ci na nim zależy, nie dopadaj go w tańcu, na zakrapianej imprezie, bo niczego się nie dowiesz. Dla mnie to reguła obu płci. Osobiście nie lubię maślanych spojrzeń i wolnych piosenek. Ostatni mężczyzna, który wzbudził moje zainteresowanie, zapytał przytomnie, dlaczego mam różowe skarpetki (cała byłam ubrana na czarno). Jesteśmy razem od 10 lat – nie bez bólu.
Walcz, kochaj, ale z umiarem!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze