Dziewczyna barmana
ALEKSANDRA POWIERSKA • dawno temuZabawni i przystojni barmani bywają niebezpieczni. Łatwo się w nich zakochać, ale trudniej zbudować trwały związek, który da poczucie bezpieczeństwa. Życie dziewczyny barmana do łatwych nie należy. Późne powroty do domu i niewinne flirty przy barze są źródłem wiecznych podejrzeń. A te z kolei sprawiają, że zaufanie przestaje mieć znaczenie.
Agnieszka (23 lata, studentka z Bydgoszczy):
— Artura poznałam zanim jeszcze został barmanem. Do takiej pracy zmusiła go sytuacja finansowa. Był wtedy studentem, więc pracę w klubie mógł swobodnie łączyć z planem zajęć, zwłaszcza że na ogół obsługiwał imprezy nocne. Rozumiałam to, nie sprzeciwiałam się, ale jednocześnie bałam się, że kogoś tam pozna lub za bardzo polubi alkohol. Tłumaczyłam sobie jednak naiwnie, że przede wszystkim liczy się zaufanie, a ja nie mam prawa w żaden sposób go ograniczać. Gdy jednak po kilku tygodniach zaczął nie wracać po pracy do domu, tylko zostawał na „barmańskich afterkach”, zaczęłam się niepokoić. Coraz częściej się kłóciliśmy.
W końcu sama zaczęłam odwiedzać kluby, w których pracował. Nie chciałam go kontrolować, jednak myśl, że z moim mężczyzną właśnie flirtuje jakaś szczupła i ładna blondynka, wyprowadzała mnie z równowagi. Po prostu zazdrość wygrywała, a ja wolałam „pilnować swojego”. Poza tym to była jedyna możliwość, żeby spędzić trochę czasu razem. W dzień pracowałam i gdy wracałam do domu, jego już nie było. Nasze uczucie powoli wygasało, a my zaczynaliśmy żyć jak współlokatorzy, którzy korzystają ze wspólnej kuchni i łazienki.
Po dwóch latach miałam już dość. Artur też widział, że jego praca szkodzi naszemu związkowi. Zrezygnował. Na początku było ciężko, bo utrzymywaliśmy się tylko z mojej pensji. Robił mi wyrzuty, że gdyby nie rzucił pracy, byłoby inaczej. Wkrótce jednak skończył studia i dostał atrakcyjną pracę. Wszystko wróciło do normy.
Beata (26 lat, manager z Poznania):
— Rok temu wyszłam za mąż. Mój partner, Michał od 5 lat prowadzi klub muzyczny i choć ma zatrudnionych profesjonalnych barmanów, sam często staje za barem. To jego hobby. Oczywiście mogłabym mieć powody do zazdrości, w końcu praca barmana to ciągły kontakt z klientami i… klientkami, a co za tym idzie częste flirty. W sumie te ostatnie są na stałe wpisane w charakter tego zawodu. Barman musi być kontaktowy, zabawny, o miłej aparycji, bo w przeciwnym razie nie będzie przyciągał gości. W pełni to rozumiem, zresztą sama pracowałam jako barmanka i miałam wielu kolegów „z baru”, dlatego podchodzę do tego z dystansem. Śmieszy mnie nawet, jak widzę nastolatki, które wpatrują się w Michała jak zaczarowane i są wniebowzięte, gdy ten podając im piwo mrugnie okiem lub powie coś miłego.
Nie jestem chorobliwie zazdrosna, nie robię awantur o późne powroty, nawet jeśli Michał nie zawsze jest trzeźwy. Nigdy też nie postawiłam mu ultimatum. Boję się jednak o jego bezpieczeństwo.
W klubie często dochodzi do starć. Alkohol różnie działa na ludzi, niektórzy stają się bardzo agresywni. Kiedyś mąż wrócił z podbitym okiem, bo nie chciał sprzedać kompletnie pijanemu klientowi kolejnego drinka. Co prawda w klubie jest zatrudniona ochrona, ale jak widać nie zawsze zdąży odpowiednio zareagować. Innym razem ktoś próbował okraść kasę. Na ogół wszystko kończy się dobrze, ale stres jest. Z tego względu wolałabym, żeby Michał miał jakąś normalną pracę, np. w biurze. Ale wiem też, że wtedy nie byłby tym samym człowiekiem, którego pokochałam.
Ula (22 lata, sekretarka z Torunia):
— Kiedy byłam na drugim roku studiów w Toruniu otworzono nieistniejący już klub „Absinthe”. Pracował w nim mój sąsiad, toteż często wpadałam na krótkie pogawędki lub drinka. Lubiłam to miejsce, bo było słabo rozreklamowane i przychodziło niewiele osób. Szybko poznałam całą obsługę i oczywiście barmana. Marek wydawał mi się wyjątkowy, do czasu kiedy zorientowałam się, że równie wyjątkowy jest dla wielu innych dziewczyn. Przestałam się nim interesować, ale do klubu nadal przychodziłam.
Po kilku tygodniach Marek zaczął do mnie dzwonić, proponować kino, raz nawet zaprosił na wspólny wypad w góry. Gdy wróciliśmy z wyjazdu do Zakopanego, byliśmy już razem. Nie traktowałam jednak tego związku poważnie. Barmani zawsze kojarzyli mi się z tanimi komplementami i ciągłymi flirtami.
Ale okazało się, że Marek jest inteligentnym mężczyzną z ambitnymi planami na przyszłość. Układało nam się dobrze, dopóki nie odkryłam, że jest uzależniony od gier na maszynach 777. Potrafił w ten sposób stracić całą swoją pensję, a napiwki to już tradycyjnie szły tylko na ten cel. Próbowałam z tym walczyć. Bezskutecznie. Nasz pierwszy wypad w góry był jedynym wspólnym wyjazdem, później całą gotówkę pożerały maszyny.
Odeszłam od Marka, kiedy zauważyłam, że wykrada mi z portfela pięciozłotówki. Nie myślałam, że przez hazardowy nałóg jest zdolny posunąć się aż tak daleko. Maszyny były dla niego jak narkotyk, były ważniejsze nawet od ludzi. Być może dlatego nie próbował mnie zatrzymać.
Od znajomych wiem, że od niedawna chodzi na terapię dla uzależnionych. Ja z kolei przezornie trzymam się z daleka od barmanów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze