Dziewczyna gangstera
CEGŁA • dawno temuMiałam chłopaka. Studiował i równocześnie pracował w banku. Miałam sygnały ostrzegawcze, lecz pozostawałam głucha. Często dąsał się na mnie, że nie jestem w stanie nagonić mu chociaż jednego klienta na kredyt. Ostatecznie znajomy z roku powiedział mi bez ogródek: „Weź się odklej od tego faceta, zanim pociągnie cię za sobą w bagno, serdeczna rada”.
Droga Cegło!
Czasem zaślepienie jednej osoby i dwulicowość tej drugiej mogą wywołać przykrą mieszankę tylko dla jednej strony. Napisała mi znajoma z Internetu, nie znając mojego życia, to była ogólna refleksja w rozmowie o uczuciach. Pomyślałam, tak, racja, lecz wtedy winne są obie. Jedna premedytacji, druga głupoty…
Miałam chłopaka. Studiował i równocześnie pracował w banku. Czasem spotykaliśmy się w biegu na mieście, miał garnitur, laptop, był zaaferowany, spieszył się na spotkanie z klientem lub musiałam zaczekać w kawiarni, żeby zakończył poprzednie. Mogłam obserwować go przy pracy…
Mówił, że w banku beznadziejnie płacą, dorabia poza siedzibą, buduje siatkę kontaktów, wszyscy tak robią. Jeździł dobrym samochodem, więc trochę mnie dziwiła ta niska pensja, nawet jeśli auto służbowe, to przecież nieźle świadczy o firmie. Ale przyznawałam mu rację: nie znam się na tym.
Miałam sygnały ostrzegawcze, lecz pozostawałam głucha. Często dąsał się na mnie, że nie jestem w stanie nagonić mu chociaż jednego klienta na kredyt. Tłumaczyłam, że znajomi ze studiów nie są dobrym dla niego „targetem”, przeważnie są goli. Właśnie tacy pożyczają – tłumaczył mi z pobłażliwym uśmieszkiem i rozładowywał sytuację całusem w nos. Byłam już wtedy mocno zakochana i taki stan trudno odkręcić.
Potem przyszła zima. W mieście było trochę hałasu z powodu pobicia studenta w akademiku – oddał znajomemu pieniądze, a tamten powiedział, że nie, zażądał zwrotu ponownie – jakby więc podwójnej kwoty — i nasłał kolesiów bandziorów. Mój chłopak tam nie mieszkał, wcale się tym nie przejął. Przeciwnie, skomentował, że idiota (ten pobity) pewnie podpisał weksel in blanco, a teraz się dziwi. Wzburzyłam się na taką nieczułość i palnęłam mu mówkę, skończyło się jak zwykle, ugłaskał mnie.
Ale stało się tak, że stopniowo nabierałam schizy, że znajomi mnie unikają. Odwołują imprezy, na które mnie zaprosili i tak dalej. Akurat przyszedł karnawał, czas integrowania się, chciałam wszędzie bawić się z moim chłopakiem, wciągnąć go w swoje towarzystwo, a czułam, że jesteśmy traktowani jak morowe powietrze. Ostatecznie znajomy z roku powiedział mi bez ogródek: „Weź się odklej od tego faceta, zanim pociągnie cię za sobą w bagno, serdeczna rada”.
Nasze miasto ma uczelnię, metropolia to jednak nie jest. Chciałam zrozumieć i zrozumiałam, żmudne śledztwo okazało się zbędne. Mój chłopak nie pracował w żadnym banku, tylko w motelu przy stacji benzynowej, robił drobne przekręty nie do udowodnienia. Grubszą sprawą okazało się pożyczanie na procent, ale tu też jego szajka na wszystko miała legalne dokumenty, a „klienci” nie szli na policję. Szczegółów nigdy nie poznałam. Błogosławiłam dzień, w którym okazało się, że nie jestem w ciąży – była taka jedna chwila zapomnienia, po której się bałam…
Nie, nie zastanawiam się, co każe ludziom krzywdzić i oszukiwać innych. Tego nie pojmę nigdy. Myślę raczej o tym, po co był ze mną. Nie przysparzałam mu zarobków, nie naganiałam „jeleni”. Z pozoru byliśmy normalną parą – chodziliśmy do kina i do restauracji, nie płaciłam za niego. Kiedy ograniczyłam spotkania i zaczęłam o niego rozpytywać, po prostu się zmył, zniknął z miasta bez pożegnania. Zostawił mnie z poczuciem bezdennej głupoty i naiwności, w której tak długo trwałam, podatna na jakiś jego urok. Wyobrażam sobie, co myślą o mnie znajomi, jeśli ja tak o sobie myślę. Etykietka „dziewczyny gangstera” przylgnie już chyba do mnie na zawsze.
marisol
***
Droga Mari!
Smutna prawda jest taka, że takie „tulipany” tak długo pozostaną bezkarne, jak długo nie będziemy głośno wymieniać ich z imienia i nazwiska, ze strachu czy nieufności do wymiaru sprawiedliwości unikać pokazywania ich palcami, aż zostaną przyłapani. Bez twardych dowodów nie ma winy. Ale to tak na marginesie. Bardziej martwi mnie to, że zbyt wolno maleje liczba kobiet, obwiniających się za wszystko, bez względu na okoliczności… Dziewczyny, co z Wami? Pobudka!
Ty z pewnością jesteś klasycznym przykładem — czujesz się winna niepotrzebnie i bez sensu. Przecież zachowałaś czujność i rozsądek, nie dałaś się omamić ani do niczego namówić. Zareagowałaś prawidłowo. Czy mogłaś uczynić więcej, nie będąc ofiarą machlojek ani nie znając takich przypadków z pierwszej ręki? Wydaje mi się, że nie. Wiem, że czujesz się oszukana emocjonalnie. Czyjaś niegodziwość nie czyni nas jednak głupcami ani wspólnikami, spróbuj nie myśleć o sobie w ten sposób, nikt inny przy zdrowych zmysłach też Cię tak nie ocenia! Znajomi wrócą, jeśli nie będziesz się sama boczyć i izolować w poczuciu winy. Masz dowody życzliwości, próbowano Cię ostrzec. Za moment wszystko wróci do normy.
Odpowiedzi na pytanie, czemu „padło” właśnie na Ciebie, jest kilka. Zacznijmy od tych pozytywnych – on też się zakochał. Byłaś kimś spoza jego zepsutego światka, osobą niewinną, uczciwą, odporną na jego złe wpływy, a przy tym cierpliwą i wyrozumiałą. Kombinatorzy miewają uczucia wyższe. Nie masz może w tym wypadku powodów do dumy, nie wiem jednak, dlaczego sądzisz, że nie można Cię szczerze polubić i pokochać. Człowiek niedoskonały, jak Twój były, potrzebuje miłości i akceptacji, to go jakby częściowo rozgrzesza. Przyjmij, że byłaś jego najlepszą częścią, będąc z nim dawałaś mu poczucie, że jest coś wart. O jego stosunku do Ciebie najdobitniej świadczy fakt, że po zdemaskowaniu nie miał odwagi spojrzeć Ci w oczy. Dotarł do granicy swoich kłamstw. Zinterpretuj to na plus dla siebie, kropka.
Oczywiście, mogłaś początkowo wydawać się „wygodna” – jako zasłona dymna czy osoba wprowadzająca w krąg potencjalnych klientów. Szybko jednak zorientował się, że to tak nie działa i w Twoim przypadku nie ma na co liczyć. Jak na kogoś zafascynowanego i łatwowiernego, wykazałaś dużą przytomność umysłu i wierność zasadom, możesz sobie pogratulować. Zaufanie natomiast jest czymś naturalnym na początku znajomości, raczej nie zatrudniamy w pierwszej fazie detektywa, żeby prześwietlić ukochaną osobę.
Dlatego zgadzam się z sentencją koleżanki. Nasze kłamstwa świadczą o nas, nie o tych, których okłamujemy. Czemu miałabyś czuć się współodpowiedzialna za to, co się stało? I tak poniosłaś niezasłużone konsekwencje, zraniono i zawiedziono Twoje uczucia. Są różne rodzaje zdrady, powszechnie uważamy, że odejście do innego partnera boli najbardziej. Co nie znaczy, że inne grzechy łatwiej wybaczyć. Wasza znajomość, forma rozstania – nie mają już znaczenia. Nawet gdyby chłopak stawił Ci czoło i wszystko wyjaśnił, nie mogłabyś z nim być. Nie warto tego roztrząsać. Byłaś nieświadomą „ofiarą”, ale tylko przez chwilę, na szczęście w porę zorientowałaś się w sytuacji. Jesteś wartościową, uczciwą dziewczyną i nie pozwól, by to doświadczenie zakłóciło tę świadomość.
Kwestię ryzyka ciąży pozostawiam bez komentarza. Nawet pomiędzy doskonale dobranymi partnerami, w świetnym związku, takie decyzje winny być podejmowane wspólnie i świadomie. Namawiam Cię serdecznie, byś w przyszłości unikała „chodzenia na żywioł” bez względu na siłę uczuć – niech ta przeżyta chwila uzasadnionego niepokoju pozostanie przestrogą na przyszłość i… użytecznym wnioskiem z tej historii.
Pozdrawiam mocno, głowa do góry!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze