Końcowy przystanek
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuNie sądzę, by jedno zdarzenie – nawet tak traumatyczne jak śmierć najbliższego przyjaciela – było w stanie do tego stopnia zachwiać związkiem, że ten się rozpadnie. Wasz związek już od dłuższego czasu musiał się „sypać”, ta przerwa, o której zdecydowaliście, jest najlepszym tego przykładem.
Witam!
Szukam rozpaczliwie pomocy – wszędzie – stąd mój mail do Pani. Bardzo proszę o poradę…
Jestem, to znaczy byłam, z mężczyzną prawie pięć lat. Ja mieszkam we Wrocławiu, jestem na piątym roku studiów, on ma 27 lat i obecnie od kilku miesięcy pracuje w Katowicach. Widujemy się tylko w weekendy – najczęściej przez jeden dzień w tygodniu. Ale odkąd się poznaliśmy, zawsze dzieliła nas odległość: przez cztery i pół roku on mieszkał nieco bliżej Wrocławia i widywaliśmy się trochę częściej. Ostatnio, gdy się przeprowadził do Katowic (ma tam własne mieszkanie), coś zaczęło się psuć… Narzekałam, że rzadko się widujemy i takie tam. Pewnego dnia rozmawialiśmy o naszej przyszłości, że dopiero za rok ewentualnie moglibyśmy zamieszkać razem – kiedy skończę studia. Doszliśmy do wniosku, że możemy nie wytrzymać kolejnego roku w takim układzie. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę, żeby sprawdzić siłę swoich uczuć. On miał się odezwać do mnie pierwszy. Po miesiącu nie wytrzymałam i napisałam do niego SMS. Następnego dnia się spotkaliśmy. Żeby Pani widziała jego minę… Skakał z radości, dostrzegł zmianę fryzury (w normalnych okolicznościach nigdy by tego nie zauważył!). Powiedział, że nie był pewny tego spotkania, że nie wiedział, co z nami będzie, ale gdy mnie zobaczył, to wszystko w nim odżyło, zaiskrzyło coś znowu… Stwierdziliśmy, że chcemy spróbować jeszcze raz.
Przez półtora tygodnia było wszystko OK. Zachowywał się super… Wszystko wróciło do normy… aż do momentu, kiedy nagle w wypadku zginął jego najlepszy i jedyny przyjaciel. Też miał 27 lat. Chciałam do niego przyjechać na weekend, żeby być z nim w tej tragedii… On codziennie pisał, że może jutro, bo dziś nie, aż w końcu napisał, że nie potrafi teraz ze mną być. Napisałam, że rozumiem. Następnego dnia zadzwonił, gadaliśmy w miarę normalnie. Kolejnego dnia przyjechał do mnie i powiedział, że to koniec! Że pozmieniało mu się, że teraz nie potrafi mi nawet powiedzieć, że mnie kocha. Mówi, że chce uciec od wszystkiego, od ludzi, a nie chce mnie trzymać w zawieszeniu, więc nie robi kolejnej przerwy, tylko stawia sprawę jasno, bo nie chce mnie męczyć. Że ten weekend, kiedy nie chciał się ze mną widzieć, wolał być sam – przesądził o tym, że to koniec. Dla mnie też było dziwne, że w takim momencie on woli zamknąć się w sobie, niż żebym była przy nim i go pocieszyła… Czy to jest normalne? Czy śmierć przyjaciela zniszczyła nasz związek?Następnego dnia – we wtorek – był pogrzeb. Widzieliśmy się i pogadaliśmy chwilę – ale nie o nas, tylko o jego przyjacielu. Dziś jest czwartek – do tej pory ja się nie odezwałam, bo chcę mu dać trochę czasu, niech ochłonie. Chcę do niego pojechać we wtorek – nic mu nie mówiąc wcześniej – żeby wszystko sobie wyjaśnić. Czy to możliwe, żeby tak nagle przestało mu zależeć? Czy dobrze to sobie tłumaczę, że zachował się tak, bo nie myśli racjonalnie przez tę śmierć? Co mam robić, żeby ratować ten związek?
Błagam o pomoc!
Zdesperowana
***
Droga Zdesperowana,
Ustalmy jedno: stając w obliczu prawdy o przemijaniu, człowiek często robi rachunek ze swego życia. Potem stara się (przynajmniej przez chwilę) postępować tak, aby z tego życia nie uronić ani kropli. Oddawać się hobby, założyć rodzinę, pozbyć się fałszu ze swych spraw – różne się wtedy podejmuje decyzje. Na pewno ta sytuacja nie pozostała bez wpływu na Was. Pozostaje jednak małe „ale”…
Nie piszesz, kto był jej inicjatorem, asekuracyjnie używasz liczby mnogiej, ale coś mi podpowiada, że to nie była Twoja suwerenna decyzja, że inicjatywa wyszła od Twojego chłopaka, a Ty tylko się z nią zgodziłaś. Myślę, że to też nie kwestia obecnej rozłąki – w końcu z Katowic do Wrocławia odległość nie jest aż tak duża, a poza tym ten stan rzeczy trwał ledwie pół roku. Coś innego musi się kryć za tą „próbą uczuć”. Może chłopak po prostu poczuł, że jego miłość się wypaliła, nie ma w nim już dawnego entuzjazmu, że ten związek nie jest już dla niego atrakcyjny? Próba trwała krótko, może czasami się łamał, czy dobrze robi, bo miał świadomość, że Cię rani, a Ty ze swym SMS-em trafiłaś właśnie w taki moment… Może nie czuł się z tym najlepiej i skorzystał z okazji na ponowne spotkanie, bo wydawało mu się, że ma szansę naprawić jakąś krzywdę? A kiedy nagle zginął jego przyjaciel, zrozumiał, że życie jest krótkie i nie można tkwić w fałszu, a przecież nie kocha Cię tak jak kiedyś?
To jest wyłącznie jedna ze spekulacji. Może być też tak, że poznał kogoś innego i jest (był) rozdarty między Was dwie – bo przecież po tylu latach rodzi się duża bliskość i wcale nie jest tak łatwo przejść ze związku w związek, mając dodatkowo świadomość, że zawodzi się nadzieje bliskiej przecież osoby… A po śmierci przyjaciela poczuł z tą osobą na tyle dużą więź, iż podjął decyzję, żeby być z nią, a nie z Tobą… Hipoteza kolejna. Gdyby chodziło wyłącznie o śmierć przyjaciela i jego dziwne zachowanie później, sądziłabym, że to może wynik jakiegoś załamania – ale przecież między Wami źle działo się już wcześniej. Myślę, że się sporo „naskładało”, ale niedobre jest to, że niczego sobie nie wyjaśniliście, zanim podjęliście tę dziwaczną próbę uczuć. Takie sytuacje zawsze mnie dziwią i zawsze mają jakieś drugie dno. W związku, który jest dobry, udany, pełen zaufania i miłości, takie rzeczy się nie zdarzają. Według mnie to są takie rozstania na raty. Ktoś nie ma odwagi powiedzieć, że to już koniec, więc proponuje rozłąkę na jakiś czas. Jedynym przypadkiem, w którym jestem w stanie pojąć takie działanie, jest moment, w którym pojawiają się zbyt wielkie emocje, żeby sobie z nimi od razu poradzić – na przykład powodowane zdradą – i ktoś potrzebuje czasu oraz pewnej odległości od przedmiotu swych negatywnych uczuć, by zastanowić się co dalej. Ale to się nie nazywa: „zobaczymy, czy bez siebie wytrzymamy”, tylko na przykład „potrzebuję być na chwilę z dala od ciebie, bo twoja obecność utrudnia mi wejrzenie w moje uczucia” albo – dużo częściej – „zejdź mi z oczu, zanim cię zabiję”.
Myślę, że niełatwo będzie uratować ten związek. Musicie na pewno oczyścić go z tych niejasności – co spowodowało decyzję o czasowym rozstaniu? Co nie układało się dobrze, dlaczego nie chce z Tobą być? Dlaczego nie potrafi powiedzieć, że Cię kocha? (Jedynego wyjaśnienia tej frazy upatruję w możliwości, że po prostu Cię nie kocha.) Bez długich, szczerych, odważnych rozmów nie uda się niczego naprawić. I bez – co zupełnie oczywiste – woli obu stron. Z tym drugim warunkiem może być bardzo kiepsko…
Niezależnie od wszystkiego, rzetelne wyjaśnienie tej dziwacznej sytuacji po prostu Ci się należy. Spędziliście z sobą dużo czasu, masz prawo wiedzieć, co tak naprawdę nim powoduje. I chyba powinnaś zacząć godzić sie z tym, że coś się skończyło, coś minęło. To niełatwe, ale być może konieczne. Wysiadłaś na przedostatnim przystanku na żądanie, po namyśle wsiadłaś znów, pojechałaś dalej – i okazało się, że zaraz już pętla. Dalej autobus nie jedzie. Ty potrzebujesz i chcesz jechać dalej, ale ta trasa się tu kończy.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę siły.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze