Gdybym była bogata...
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuNiedawno padła kolejna wygrana. Ktoś zgarnął ponad 34 miliony złotych i w jeden dzień odmienił swoje życie. Niestety, to nie byłam ja. Nawet nie zagrałam. Po pierwsze nie wierzę w swoje szczęście, a po drugie obawiam się, że od nadmiaru kasy rozbolałaby mnie głowa.
Tyle milionów to góra pieniędzy i jeszcze większy problem. Gdybym się chwilę skupiła, to pewnie wymyśliłabym na co wydać milion lub dwa. Ładny apartament z widokiem na morze trochę kosztuje, podobnie jak wycieczka dookoła świata. Nawet nie wiem ile na to trzeba, ale pewnie dużo. Mogłabym spłacić kredyty wszystkich członków swojej rodziny, kupić sobie kilka torebek od Prady (nie wiem po co, ale to mi przyszło do głowy) a i tak nie wydałabym nawet 3 milionów. Resztę kasy musiałabym na coś przeznaczyć. I tu zaczęłaby mnie właśnie boleć głowa. Przeraża mnie myśl, że musiałabym zajmować się inwestowaniem, ubezpieczaniem, lokowaniem i tym podobnymi skomplikowanymi operacjami. Toż to można zwariować od cyferek, a ja już wystarczająco wysilam szare komórki, kiedy muszę policzyć wszystkie rachunki. Nie, nie, inwestowanie kwot z dużymi zerami to nie jest zajęcie dla mnie. To musi być stresujące. A stresów trzeba unikać.
Zresztą, jak wyczytałam w jakimś artykule, prawie co dziesiąty milioner w ciągu 5 lat od wygranej zostaje bez pieniędzy. Świadczy to o tym, że albo bardzo lubią pieniądze wydawać, albo kompletnie nie znają się na inwestowaniu. Obstawiałabym to drugie, bo nawet przez 5 lat ciężko byłoby niektóre wygrane roztrwonić.
Osobiście nie znam żadnego milionera a jedynie osobę, która takiego kogoś poznała. Ten milioner został bogaty z powodu wygranej w lotto, ale nikt o tym nie wie, poza osobą, którą znam, a do której ten milioner ma zaufanie. Zwierzył jej się kiedyś podczas długiego wieczoru, kiedy razem pracowali w knajpie. Ona na zmywaku, on za barem. A miliony na koncie. Nawet jego własna żona nie miała pojęcia, że wygrał i ile tych pieniędzy naprawdę ma.
Podobno tak robi większość szczęściarzy trafnie typujących cyfry. Nie przyznają się nikomu, bo boją się, że nagle wszyscy będą chcieli od nich pieniądze. Boją się też o znajomych i przyjaciół, którzy mogliby inaczej na bogacza patrzeć. Chyba jest w tym źdźbło prawdy. Ileż to razy mówimy o innych, że zadzierają nosa, bo nagle mają więcej pieniędzy. Ludzie zazdrośni są i już.
Można co prawda spożytkować pieniądze na jakiś szczytny cel - głodujące dzieci w Afryce, samotne matki, edukację najmłodszych, walkę z chorobami itp., ale właściwy wybór fundacji też wymaga pracy. Pewnie chciałabym mieć wpływ na to, jak jakaś organizacja wydaje moje pieniądze, więc musiałabym się w to sama zaangażować. To jest już jakiś pomysł na uczłowieczenie obrzydliwego bogactwa — tyle, że bardziej męczący. Pomoc innym mogłaby nadać sens pomnażaniu kapitału. Bo same posiadanie kasy jest chyba nudne. Tak myślę, bo niestety (albo stety) nie miałam okazji się o tym przekonać.
Wśród swoich znajomych mam wielu takich, co to ledwo wiążą koniec z końcem. Utyskują na ceny, rezygnują z różnych przyjemności, jednak trudno byłoby ich nazwać nieszczęśliwymi. Owszem, czasami się złoszczą, że mało zarabiają, a dużo pracują. Owszem, chcieliby mieć więcej wolnego i więcej w portfelu. Podobnie jak ja. Gdybyśmy mieli wspólnie określić swój poziom szczęścia, to pewnie byłby on umiarkowany, to znaczy, że czujemy się w miarę dobrze w swojej skórze i na swoim miejscu. A nasze zadowolenie wiąże się z poczucia przynależności do fajnego kręgu znajomych, posiadania rodziny, zwierzaków, hobby i pewnie paru innych rzeczy. Pieniądze są w tej układance tylko jednym z elementów. To też sprawdzili badacze i orzekli, że szczęście w bardzo niewielkim stopniu zależy od stanu posiadania. Pewnie niejeden z nas spotkał w swoim życiu szczęśliwego biedaka i naburmuszonego bogacza. Nieprzypadkowo we wszystkich bajkach radośniejszy i sympatyczniejszy jest biedny bohater.
Kiedy tak się zastanawiam, co by było, gdybym była bogata, to coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że wcale nie chcę taka być. Wystarczy mi od czas do czasu większa sumka na wakacje i rachunki zapłacone na czas.
A ja za te miliony dziękuję!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze