Lenia pokonać się nie da
URSZULA • dawno temuPrzyznam się do czegoś - jestem strasznym leniem. Dla mnie idealna forma relaksu, to leżenie plackiem na pustej plaży, na łące pod drzewem, na leżaku przed domkiem, na działce lub ostatecznie na własnym łóżku i myślenie o niczym. Tak spędzam wakacje, tak najchętniej spędzałabym weekendy, nie pokuszę się o stwierdzenie, że tak najchętniej spędziłabym całe życie, ale kto wie...
Niestety, niektórzy ludzie mają zupełnie inne poglądy na kwestię wypoczynku. Należy do nich na przykład mój chłopak. Kiedy jesteśmy na wczasach i docieramy wreszcie do swojej upragnionej plaży, natychmiast rozkładam się na kocu i wyłączam umysł, a on po 15 minutach zrywa się z ręcznika i zaczyna produkować 35 pomysłów na minutę:
— Tutaj obok jest taka nieduża górka, może wstaniemy jutro o świcie i zrobimy sobie małą wycieczkę? Chodźmy na spacer wzdłuż plaży, może znajdziemy jakiś zakątek bardziej malowniczy niż ten? Pościgamy się, kto dalej popłynie!
Początkowo starałam się te pomysły ignorować, ale z upływem czasu robi się coraz gorzej. W końcu on idzie sobie na swoją wycieczkę sam, co — jak można sobie wyobrazić, także powoduje moje niezadowolenie („Nie po to przecież pojechaliśmy razem na wczasy, żebyś sam sobie na wycieczki chodził!”) i awantura gotowa.
Podobnie jest, kiedy jedziemy na relaksujący weekend na działkę. Kiedy ja próbuję rozłożyć się na leżaku, sączyć zieloną herbatę i wsłuchiwać w śpiew ptaków, Kamil natychmiast zaczyna kręcić się nerwowo po ogródku i kosić trawę, rąbać drewno na opał, malować płot. Po pół godzinie dostaję kompletnego świra od słuchania, jak on się tak krząta i nieszczęśliwa zwlekam się z leżaka, by pomóc albo chociaż ugotować obiad.
I wszystko by było nienajgorzej, w końcu na wakacje czy weekendy za miasto z założenia nie jeździ się tak często, gdyby nie to, że mój chłopak postanowił mnie trochę rozruszać na co dzień. Zaczęło się niewinnie:
— Martwię się trochę o ciebie – rzucał Kamil od czasu do czasu. — Osiem godzin dziennie w pozycji siedzącej przy komputerze, do tego jesz byle co, oboje przecież nie mamy czasu gotować obiadów. Czasem wyglądasz na bardzo zmęczoną… To pewnie przez tę zimę, brak słońca… Ja to przynajmniej sport uprawiam, więc mam trochę energii, ale ty, biedactwo, nie wiem, jak to wszystko wytrzymujesz…
Nie muszę chyba dodawać, że mój energiczny chłopak codziennie zrywa się z łóżka o godzinie siódmej, by jeszcze przed pracą zdążyć na siłownię. Na początku ignorowałam zupełnie te jego uwagi, ale z czasem, kiedy zaczęłam bliżej przyglądać się sobie wieczorami w łazience, dostrzegłam już coraz wyraźniej różne kompromitujące szczegóły swojej sylwetki – przygarbione plecy, wyraźną „oponkę” na biodrach i na brzuchu, obwisłe pośladki. Kiedyś mogłam jeść do woli i ciągle byłam szczupła i gibka, a teraz… Lat przybywa i niestety, nie młodnieję… Cóż było robić?
— Kamil, a na tą twoją siłownię, to dziewczyny też przychodzą? – spytałam kiedyś mimochodem.
Cały się rozpromienił:
— Tak, ale specjalnie dla ciebie wymyśliłem zupełnie inny program sportowy – wyjaśnił. – Taki, żebyś się nie musiała przemęczać. Dwa razy w tygodniu joga, a w weekend basen.
Trzeba przyznać, że mój chłopak wziął się do dzieła bardzo profesjonalnie. Najpierw zabrał mnie na zakupy, gdzie zaopatrzyliśmy się w matę i strój do jogi oraz kostium, klapki i czepek. Potem zakupiliśmy potrzebne karnety.
W kolejny poniedziałek zwlekłam się z łóżka o godzinie siódmej i półprzytomna przyczołgałam się na pierwsze zajęcia z jogi. Było naprawdę strasznie, mimo iż była to grupa dla początkujących. Pies z głową do góry, pies z głową w dół, kij, a potem od początku. Wyszłam stamtąd zziajana i zlana potem, nawet końcowy relaks niewiele mi pomógł. W sobotę na basenie było jeszcze gorzej. Kiedy już pokonałam swój strach przed zanurzeniem się w wodzie, w której pływa mnóstwo ludzi, którzy wcale nie wiadomo czy się umyli przed wejściem (na własne oczy widziałam w szatni osoby, które tego nie robiły!), okazało się, że jest ona bardzo zimna. Czym prędzej wyskoczyłam z basenu i zanurzyłam się w pobliskim jacuzzi.
Przez następne dwa tygodnie męczyłam się strasznie i rozpaczliwie szukałam wyjścia z sytuacji, w której się znalazłam. Rozważałam możliwość wstawania o siódmej rano, żeby Kamil myślał, że idę na jogę i zaszywania się w pobliskiej kafejce. Ta opcja jednak padła, ponieważ zdarzało się, że Kamil robił mi niespodziankę i podjeżdżał po mnie samochodem po skończonych zajęciach. Co by było, gdyby okazało się, że mnie tam nie ma? Na dłuższą metę nie widziałam dla siebie ratunku. Zaczęłam szukać doraźnych rozwiązań. W kolejny poniedziałek próbowałam wymówić się okresem. To działało zawsze: na panie od WF-u w liceum (nie notowały sobie, kiedy która z uczennic ma okres, więc udawało się stosować tą wymówkę zaskakująco często) oraz na pana trenera na siłowni, na której zaliczałam WF na studiach (kiedy mówiłam, że mam okres pan pozwalał mi usiąść z boku i przeglądać pisma o kulturystyce).
— Kochanie, dzisiaj nie mogę iść na jogę, mam okres – wyszeptałam o poranku zbolałym głosem.
Mój chłopak wyskoczył z łóżka jak oparzony.
– Ależ możesz! – powiedział. – O tej samej godzinie w sali obok odbywają się specjalne zajęcia dla kobiet ciężarnych. Zobaczysz, dzięki jodze szybko się lepiej poczujesz!
Zdruzgotana powlokłam się na zajęcia. Kiedy weszłam do budynku, coś mnie podkusiło i skierowałam swoje kroki do sali, w której odbywały się zajęcia dla ciężarnych.
– A nuż będzie łatwiej? – pomyślałam.
Okazało się, że miałam rację. Zajęcia polegały na leżeniu w różnych pozycjach na kocach i wałkach poukładanych w specjalnych kombinacjach. Kiedy wyszłam, byłam zrelaksowana i wypoczęta.
Szybko wpadłam na pomysł, żeby tą samą technikę zastosować na basenie. Przy kolejnej wizycie skierowałam swoje kroki do drzwi z napisem „Odnowa biologiczna”, które odkryłam tuż obok jacuzzi. Znalazłam tam cały asortyment saun, w których można było leżeć i grzać się, a nawet ogród zimowy, w którym stały zachęcające leżaki. Można było nawet zamówić masaż.
Kamil szybko zauważył, że sport przynosi oczekiwane efekty. Zaczął chwalić mnie, że dobrze wyglądam i promienieję energią. Ja sama też się sobie jakoś bardziej podobam. Nawet ta oponka na brzuchu wydaje się być trochę mniejsza…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze