Osobliwe prezenty gwiazdkowe
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuPrzed świętami ruszamy na podbój sklepów, by oddać się zakupowemu szaleństwu. Kupując coś dla konkretnej osoby, chcemy sprawić jej przyjemność, wywołać uśmiech na twarzy oraz dać do zrozumienia, że ciepło o niej myślimy. Gdy ten szablon przykładamy do naszych bohaterek, okazuje się, że ich prezenty, choć osobliwe – wcale przyjemne nie są.
Przed świętami ruszamy na podbój sklepów, by oddać się zakupowemu szaleństwu. Bardziej przezorni podarunki dla bliskich zbierają przez cały rok, kierując się wyjątkowym urokiem przedmiotu, ale i atrakcyjną ceną, co skutecznie chroni przed okolicznościowym szokiem finansowym. Kupując coś dla konkretnej osoby, chcemy sprawić jej przyjemność, wywołać uśmiech na twarzy oraz dać do zrozumienia, że ciepło o niej myślimy. Gdy ten szablon przykładamy do naszych bohaterek, okazuje się, że ich prezenty, choć osobliwe – wcale przyjemne nie są.
Kamila (27 lat, nauczycielka z Warszawy):
— Mój mąż jest jedynakiem, ukochanym synkiem swojej mamy. Jest najlepszy, najbardziej przystojny, najmądrzejszy – wiadomo. Wad nie posiada. Na szczęście trafiła mu się nie najgorsza żona – zamożna z domu, wykształcona, ale i pracowita – dobrze gotuje, pierze i sprząta. Niestety mam jeden feler – otóż według teściowej jestem mało reprezentacyjna, a wiadomo – kobieta powinna podnosić, a nie obniżać notowania męża. Jestem zadbaną kobietą, a choć nie można powiedzieć, że klasyczna ze mnie piękność, wszystko mam na miejscu. Teściowa za punkt honoru postawiła sobie „wylaszczenie” mnie, jak to zgrabnie ujęła. Tak, nigdy też nie owija w bawełnę: bycie szczerym – zawsze, wszędzie i w stosunku do każdego, to jej chluba. Mam na ten temat inne zdanie. Wracając do tematu: ani ja, ani mąż, nigdy byśmy nie wpadli na pomysł, że jestem gruba. Owszem, mam kilka kilogramów na plusie, no ale bez przesady!
Od lat, pomimo tego że mąż nie raz – na różne sposoby – apelował do matki, by dała sobie wreszcie spokój z ta chorą misją, znoszę docinki, krytyczne uwagi i osobliwe, ale utrzymane w tym samym klimacie, prezenciki. Imieniny, urodziny, święta to dla mnie podwójna przyjemność – oczekiwania i na nie, i na niespodziankę od teściowej. A ta jest naprawdę niesamowita! Czasem są to sytuacje tak absurdalne, że nie mogę w to uwierzyć. Bo tak: o ile karnet na siłownię, ciężarki czy pas neoprenowy są tylko lekko złośliwe, ale w sumie przydatne, o tyle dostać wielkie, beznamiętne gacie – takie bazarowe, ze sztywną koronką lub wręcz przeciwnie – śliczne, czarne markowe majteczki typu tanga, ale o dwa rozmiary za małe – to bezcenne. Nie wiem, jakim kluczem teściowa chce mnie podejść, bo choć jest w tych akcjach przesłanie i zamysł, to wygląda na to, że wciąż nie do końca wie, jak mnie zmotywować.
Co znajdę pod choinką w tym roku? Może seksowne pończochy kabaretki w rozmiarze dwa (noszę czwórkę) albo brązowe, obciskające rajstopy z mega klinem – jak je nazywamy z mężem – „antygwałty”? Jak zawsze, z uśmiechem od ucha do ucha podziękuję jej za to, że tak wiele, tak ciepło o mnie myśli i tyle uwagi mi poświęca. Będzie zabawnie.
Aneta (25 lat, księgowa z Gdańska):
— Moja mama jest kobietą niezwykle oszczędną, zaradną i praktyczną. Zawsze taka była, a z wiekiem przypadłość ta się pogłębia. Myślę o tym „przypadłość”, bowiem spłukiwanie toalety wodą z miski, w której uprzednio myło się ręce, a potem robiło pranie, uważam za dziwactwo. Albo jej wersja oszczędzania prądu – nie ma to jak mroczny wieczór z telewizorem jako jedynym źródłem światła. Do tego nieustanne przetwarzanie resztek, z wypiekaniem chleba z mleka, które skwaśniało. Staram się być wyrozumiała i nie wtrącam się w to, co moja mama robi, zwłaszcza, że mieszka sama i utrzymuje się z – powiedzmy – skromnej emerytury. Staram się ją zrozumieć – choć myślę, że bycie sknerą i wymyślanie sposobów na oszczędne życie jest podyktowane nie tyle faktyczną potrzebą, co przyjęło formę obsesji, opcjonalnie hobby czy sposobu na życie. Nie pozwalam, by swe innowacje wprowadzała w moje życie, bo to żenada – o to wciąż się spieramy.
Jeśli chodzi o prezenty, nie tylko dla mnie, ale i dla innych bliskich, moja mama, z roku na rok przechodzi samą siebie. Skarpetki, bambosze, akcesoria kuchenne czy pasta do butów to klasyka, szczytem finezji są zestawy typu szampon plus odżywka czy mydełko do rąk i stosowny krem. Mama potrafi też zaskoczyć – jest bardzo czujna, no i dba o komfort życia innych. Kiedy na przykład zauważyła (ja nie), że przecieka nam kran, cichaczem wybadała, co nawaliło, i tak mój podarek gwiazdkowy okazał się być wężem do baterii łazienkowej – takim najtańszym, zupełnie nie pasującym do całości, za kilkanaście złotych ze sklepu bezcłowego, co długiego czasu użyteczności mu raczej nie wróży. Bo trzeba powiedzieć, że moją mamę ponosi inwencja, ale tylko do założonej kwoty. Otóż ona ustala sobie próg cenowy, za jaki powinna nabyć prezent. Starannie to wylicza – bierze pod uwagę liczbę członków rodziny, przez coś to dzieli, dodaje i mnoży. Założę się, że uwzględnia też takie parametry, jak inflacja. Naprawdę jest niesamowita! Choć bierzemy to wszystko na śmiech, to niestety – zdarza jej się czasem przesadzić. Bo co na przykład w zeszłym roku znalazł pod choinką mój mąż? Ja dostałam patelnię, a on… naleśniki z tej patelni, które niedługo na pewno mu zrobię! Choć w pierwszej chwili wybuchliśmy śmiechem, potem było nam po prostu i przykro, i jej żal. A co się wydarzy w te święta? Strach się bać!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze