Nie mogłam jej pożegnać
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuHistorii takich jak historia Marty jest mnóstwo. W Polsce od dawna mówi się o ochronie życia poczętego, jednocześnie odmawiając pochówku matkom dzieci urodzonych przedwcześnie. O tak zwanych martwych urodzeniach właściwie nie mówi się wcale. Gdyby tabu zostało przełamane, gdyby można było chować godnie przedwcześnie urodzone, martwe dzieci, ich matkom byłoby łatwiej przeżyć żałobę.
Historii takich jak historia Marty jest mnóstwo. W Polsce od dawna mówi się o ochronie życia poczętego, jednocześnie odmawiając pochówku matkom dzieci urodzonych przedwcześnie. O tak zwanych martwych urodzeniach właściwie nie mówi się wcale.
Marta (27 lat, specjalistka PR z Warszawy):
— Staraliśmy się o dziecko przez rok po ślubie. Kiedy w końcu zobaczyłam dwie kreski na teście, rozpłakałam się jak dziecko. Poczucie, że w środku rośnie nowe życie, jest naprawdę trudne do opisania. Uważałam i dbałam o siebie, zdrowo się odżywiałam. Ale niespodziewanie pod koniec piątego miesiąca poczułam skurcze. Ból był okropny, przeraziłam się i natychmiast pojechałam do szpitala. Po badaniu, zza parawanu usłyszałam: Już po wszystkim. Niedługo później urodziłam dziecko. Martwe. Córeczkę.
Myślę, że jeśli ktoś tego nie przeżył, nie będzie potrafił zrozumieć mojej rozpaczy. Mojej i męża. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, moje ciało zmieniło się: tętniło życiem po to, żeby zaraz zmienić się w cmentarz…
Chciałam zobaczyć moje dziecko. Chciałam wiedzieć, jak wyglądała moja córeczka. Chciałam ją pożegnać, przytulić. Położna powiedziała: A po co to pani, niech pani lepiej nie patrzy, łatwiej będzie zapomnieć. Zaprotestowałam. Lekarz wyglądał na zniecierpliwionego. A potem zasnęłam, chyba po jakimś zastrzyku.
Po przebudzeniu dowiedziałam się, że moja córka trafiła na śmietnik razem z innymi odpadami medycznymi. Nie potraktowano jej jak człowieka, ale jako medyczny odpad, śmieć. Kiedy próbowałam protestować (po takich przeżyciach trudno o siły, żeby wstać rano i umyć zęby, a co dopiero walczyć z systemem), powiedziano mi, że to standardowa procedura. Tylko w niektórych szpitalach oferuje się płodom pochówek. Płodom, nie dzieciom. Nie ludziom nawet, ale płodom.
Choć od czasu, kiedy umarło moje dziecko minęło kilka miesięcy, choć korzystam z pomocy terapeuty, ta sprawa nie daje mi spokoju. Często myślę o moim dziecku, rzuconym jak kawałek mięsa gdzieś do śmieci. Jak takie rzeczy mogą mieć miejsce w kraju, w którym kobiety umierają z powodu wykonywanych pokątnie skrobanek, bo przecież aborcja jest tu nielegalna z powodów etycznych? Dla obrońców życia poczętego zlepek komórek tuż po poczęciu to człowiek, a pięciomiesięczne dziecko to płód? Dlaczego obrońcy życia poczętego nie walczą o godny pochówek dla tych maleńkich ludzi?
Nie jestem katoliczką, ale zwróciłam się z tą sprawą do księdza w najbliższej parafii. Zapytałam, dlaczego nie ma pogrzebów dla dzieci, które rodzą się martwe. Powiedział, nie patrząc mi w oczy, że dla martwych dzieci pogrzeby są. Moje dziecko nie było jeszcze dzieckiem. Tak powiedział. Powiedział też, że prywatnie to on rozumie mój problem, ale taka jest tradycja i on nic nie poradzi.
Dziś, po kilku spotkaniach z psychologiem wiem, że pogrzeb to pożegnanie, ostatnie pożegnanie. Po pogrzebie należy przeżyć wszystkie etapy żałoby, nie uciekać od rozpaczy, od smutku, nawet przerażenia. Jeśli człowiek odpycha od siebie te uczucia, one zostają gdzieś w środku i ciągle drążą, męczą, nie dają spokoju. Mnie i mojej córce odmówiono pogrzebu, tego ostatniego rytuału. Dlatego moja rozpacz trwa tak długo, bo nie dano mi się z nią pożegnać.
Ostatnio dostałam maila od koleżanki, która mieszka w Abu Dhabi. Nie widziałam się z nią od wielu lat, mamy ze sobą luźny kontakt via internet. Asia nie wiedziała, że byłam w ciąży i że moje dziecko umarło. W ostatnim liście był link do oficjalnej strony jednego z seulskich dzienników. Żałuję, że tam zajrzałam.
Artykuł, który przeczytałam, mówił o tym, że w Chinach coraz bardziej popularna jest zupa z… ludzkich płodów. W przeludnionych Chinach aborcje są na porządku dziennym; kiedy rodzice dowiadują się, że dziecko jest dziewczynką, usuwają ciążę nawet do piątego, szóstego miesiąca. Dzieci (dla mnie to dzieci) trafiają nielegalnie do kuchni, gdzie przyrządza się na nich zupę. Ci, którzy ją jedzą (porcje osiągają horrendalne ceny) święcie wierzą, że zupa ma cudowne działanie uzdrawiające i wzmacniające. Artykuł opatrzony był zdjęciami. Ich obraz mam przed oczami do dziś. I myślę sobie – czy to jest ten sam świat, czy my żyjemy na tej samej planecie? Czy ci, którzy wyrzucają martwe dzieci na śmietniki nie są podobni do tych Chińczyków?
Mówię o tym wszystkim, bo wiem, że kobiet w sytuacji takiej jak moja, jest więcej. Są nas setki, tysiące. Jedyne pocieszenie, jakie znajdujemy, to głosy najbliższych: jakoś to będzie, będzie dobrze, poradzisz sobie, jeszcze będziesz miała dużo dzieci… Wszyscy dookoła udają, że nic się nie stało. A przecież stało się. Poronienia, martwe urodzenia – traktuje się nas jak typowe przypadki medyczne, nie jak ludzi, których spotkało wielkie nieszczęście. Kobieta w ciąży jest święta, kobieta, która traci dziecko jest niewidzialna.
Myślę, że gdyby tabu zostało przełamane, gdyby można było chować godnie przedwcześnie urodzone, martwe dzieci, mnie i innym kobietom byłoby łatwiej przeżyć żałobę po stracie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze