Moje drugie życie
EWA PODSIADŁY • dawno temuSecond Life. Wirtualna platforma, dzięki której po jednym kliknięciu myszki możesz wejść w świat pełen pięknych, seksownych awatarów. Wszyscy są uprzejmi, zabawni, tańczą, piją i imprezują na całego. Ale za tymi pewnymi siebie i atrakcyjnymi awatarami kryją się ludzie wraz z ich kompleksami i niespełnionymi marzeniami.
W Second Life nie ma ograniczeń. Turczynka flirtuje z Niemcem, Chińczyk z Polką, Arab ze Szwedką. Nikt nie przejmuje się, że obleje się rumieńcem, gdy rozpocznie rozmowę z najatrakcyjniejszą osobą w okolicy. Wszyscy się do siebie kleją, sypią komplementami i dowcipami jak z rękawa. Wypatrzyłaś sobie mega przystojniaka na gorącej, przepięknej wyspie? Nie ma sprawy – po prostu do niego podchodzisz i z twoich seksownych ust wychodzą miękkie oraz słodkie słowa. Wystarczy kilka chwil, a dobrze zbudowany brunet całuje się z nieziemską pięknością. Jeśli chcą, w kilka sekund mogą teleportować się do dowolnego miejsca na świecie. Paryż? Gorące piaski? Klub? Zaczarowany las? Więzienie? Nie ma sprawy – w SL jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia.
Jeśli chcą, mogą wylądować w seks pokoju. To właśnie one są wypełnione awatarami do tego stopnia, że czasem serwer się buntuje i nie wpuszcza nowych osób. Seks można uprawiać w dowolnej pozycji i w dowolnym miejscu – jeżeli masz ochotę, mogą się wam przyglądać inni ludzie. Zafundować sobie orgię to również żaden problem. W prawdziwym życiu nie ma tak łatwo – jest wstyd, są zasady, problemy ze znalezieniem chętnych, obawa. W SL wszystkie lęki przechodzą jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nikt nie ma cellulitu, wstydu, nie musi się martwić o konsekwencje seksu bez zabezpieczenia. Jest za to genialna zabawa i poczucie uczestniczenia w czymś wyjątkowym, co pozwala oderwać się od szarej rzeczywistości.
Kim jesteś, człowieku?
Jednak SL to nie zbiorowisko piekielnie seksownych, wiecznie młodych osób, które tylko czekają, żeby je poderwać. To przede wszystkim ludzie po drugiej stronie monitora, którzy w wirtualnej przestrzeni leczą się ze swoich kompleksów, niepowodzeń i straconej nadziei. Kim naprawdę może być mężczyzna, który w orgy roomie jest pół człowiekiem-pół wilkiem? Albo wynajmuje dla siebie całą komnatę, gdzie kilka osób pieści i całuje mu stopy? Kim jest kobieta, która daje się zakuć w kajdanki i czeka aż drugi awatar ją pobije? Czy na co dzień nosi teczkę, jest wzorowym pracownikiem, mamą, kochaną żoną, czy może wręcz przeciwnie? Jedno jest pewne – ludzie, którzy są szczęśliwi i mają życie wypełnione ciekawymi zajęciami, nie muszą odwiedzać SL. Wejście w ten świat to zawsze odpowiedź na problemy, nawet jeśli nie chcemy się do nich przyznać.
Wirtualne bóstwa
Ale jeśli masz zasady, będziesz je mieć nawet w SL. Nie pójdziesz w kąt z obcym facetem, żeby tam sprawić sobie przyjemność. Nie będziesz chodzić nago po ulicach, choć bywa, że w SL człowiekowi puszczają hamulce. Jeżeli na co dzień uważasz, że jesteś za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, w SL twoja awatarka będzie największą laską w okolicy. Szczupła talia, zgrabne nogi, kształtna pupa, duży biust, słodka, zalotna i seksowna twarz, zniewalające włosy. I ciuchy, jakich nie założyłabyś w prawdziwym życiu – krótka mini, pasek na piersiach, tatuaże, kolczyki, skórzane rękawiczki, obcasy do samego nieba… W rzeczywistości o takim wizerunku większość z nas mogłaby tylko pomarzyć… Zresztą, w SL granica między tym, co na poziomie, a co już nie, zaciera się. Potrzebujesz pieniędzy? Wystarczy przez godzinę powyginać się przy rurze w lateksowym kostiumie (albo jeszcze lepiej, bez niego), a na nasze konto wędruje pokaźna sumka lindenów. I kto by tutaj myślał o przyzwoitej pracy w pocie czoła?
Dwa oblicza
Jaya z Chicago poznałam w seks roomie. Weszłam tam z ciekawości, co zresztą mówią wszyscy, którzy tam docierają. Na początku było tradycyjnie: — Hi, baby, how are you? Potem kilka komplementów, że jestem piękna i czy mógłby dotrzymać mi towarzystwa. Zgodziłam się, bo nie był nachalny. Inni liczyli, że moja awatarka wyskoczy ze swoich skąpych ciuszków i zafunduje im ogromną wirtualną rozkosz. Albo że wszyscy urządzimy sobie sześcio-, siedmio- albo dziesięciokąt i będziemy się świetnie bawić. Tymczasem Jay był inny i zamiast w wielkim łóżku, wylądowaliśmy na jakiejś opuszczonej wyspie, gdzie po prostu ze sobą rozmawialiśmy. Z czasem nasze spotkania w SL stały się coraz intensywniejsze. Człowiek, który bóg jeden raczy wiedzieć, czego szukał w seks pokoju, okazał się 34-letnim pracownikiem akademickim. Piekielnie inteligentnym. Zabawnym, o miłym usposobieniu. Ale kiedy się otworzył, dotarło do mnie, jak wygląda jego życie. Jest sam. Nigdy się nie ożenił. Spotykał się kiedyś z dziewczyną, którą bardzo kochał, ale musieli się rozstać, mimo że byli o krok od małżeństwa. Miała schizofrenię – zapominała o podstawowych sprawach, krzyczała, była agresywna, a jednej nocy rzuciła się na niego z nożem. Trafiła do szpitala. Przeżył ciężki czas, skoncentrował się na swoim doktoracie. Od miesięcy nie kochał się z kobietą, szukał, ale nie trafiał na taką, która zachwyciłaby go swoją osobą…
Problemy zaczęły się, kiedy przenieśliśmy naszą znajomość poza SL. Pisaliśmy do siebie e-maile, rozmawialiśmy na komunikatorach. Zrodziła się też zazdrość z jego strony, kiedy moja słodka awatarka rozmawiała z przystojnym awatarem. Nie chciał na to patrzeć. Interesowałam go tylko ja. Wgapiając się w moją seksowną brunetkę, uwierzył, że to ja. Powtarzałam mu na każdym kroku, że to nie jest prawdziwe, że nie widział mnie na oczy. Ale on szedł w zaparte. Zaczął mówić o spotkaniu, więc siłą rzeczy sama zaczęłam się angażować w tę znajomość. Aż powiedziałam „dosyć!”. Odcięłam się od SL grubą kreską. Przestał bawić mnie świat pełen przebierańców. Bo choć w SL można budować domy, robić zakupy czy chodzić do pracy, większość ludzi i tak czas spędza na przebieraniu się i poznawaniu ludzi. Czyli na bumelowaniu. A godzin straconych w „drugim życiu” nie da się już odzyskać.
Między ułudą a rzeczywistością
SL ma jednak jedną podstawową zaletę – pozwala zajrzeć w głąb siebie i dostrzec rzeczy, które z pozoru są dobrze zamaskowane. Ubrana w śliczne ciuchy kocim ruchem przemierzałam wirtualne ulice, podczas gdy mój kilkuletni związek przeżywał kryzys. Dochodziło do tego, że wolałam spędzić wieczór w SL niż w kawiarni z bliskimi – bo wtedy nie myślałam o kłopotach, które w tym czasie zwaliły mi się na głowę. Nie układało mi się z moją drugą połową, byłam rozdarta między nią a innym mężczyzną. Gubiłam się w tym wszystkim – i wtedy właśnie SL stało się moją odtrutką, miejscem szczęścia, gdzie byłam zjawiskowo atrakcyjna, wolna, beztroska. Miejscem, gdzie nie musiałam się starać, dostosowywać, zamartwiać. Była tylko swoboda i flirty, flirty, flirty…
Dziś już wiem, że do SL trafiają ludzie, którym nie układa się najlepiej, nawet jeśli jest to stan chwilowy. Z Jayem nigdy nie wymieniliśmy się zdjęciami – za każdym razem, kiedy mu to proponowałam, zamartwiał się, że mi się nie spodoba. Brak powodzenia leczył w świecie, gdzie dziewczyny zabijały się, żeby na nie spojrzał. SL uświadomiło mi, że z czymś sobie nie radzę i że coś w moim życiu mnie przerosło. Na całe szczęście, kiedy człowiek się zagalopuje, z wirtualnej przestrzeni można wyjść po jednym kliknięciu myszki. Szkoda, że w rzeczywistości nie można tak łatwo pozbyć się problemów. Często jest jednak dobrze zapytać o radę kogoś, kto jest obcy i spojrzy na pewne kwestie całkowicie obiektywnie. Rady Jaya sprawdziły się w zupełności. I dopóki SL traktuje się z przymrużeniem oka – to w porządku. Bo przecież wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem, że zachowuje się odrobinę niezbędnego rozsądku.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze