Wszędzie miłość
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuTo banalne, ale prawdziwe. Nie tylko przed walentynkami, ale przez cały rok. Miłość jest wszędzie. Często nie umiemy lub nie chcemy jej zauważyć. Same pomyślcie, ile to razy przyglądał się wam jakiś mężczyzna w autobusie lub w pubie, zagadnął na basenie lub w sklepie. Może to właśnie mogła być miłość. Kto wie? Ludzkim życiem często rządzi przypadek. Tak właśnie było z bohaterkami mojego artykułu.
W domu
Ania (30 lat, projektantka z Warszawy):
— Można powiedzieć, że to rodzice znaleźli mi kandydata na męża. To dość staroświeckie podejście i na pierwszy rzut oka wygląda dziwacznie. To jednak tylko pozory. Było zupełnie inaczej. Jestem skupioną na sobie jedynaczką, córką bardzo zajętych rodziców. Nic więc dziwnego, że rodzice zapomnieli mnie uprzedzić, że przed wyjazdem do Brukseli wynajęli swoje mieszkanie. Moje zdziwienie, gdy weszłam do mieszkania i zobaczyłam bałagan w kuchni, było ogromne. Poszatkowane pomidory na desce, otwarta puszka jakichś ryb, cebula. To było tym bardziej zadziwiające, że moi rodzice są pedantami i nigdy nie zostawiliby takiego bałaganu. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to to, że mama poprosiła swoją ekscentryczną przyjaciółkę, żeby ta opiekowała się ich mieszkaniem i podlewała kwiaty. Koleżanka pewnie urządziła sobie kolację. Gdy zobaczyłam zapuszczoną łazienkę, ogarnęła mnie wściekłość, że ona tu się kąpie, a może i mieszka pod ich nieobecność.
Poszłam do swojego pokoju, żeby się rozpakować. Zamierzałam zostać u rodziców kilka dni, odpocząć od dużego miasta i popracować w spokoju i samotności nad projektem. Zrobiłam sobie herbatę, założyłam dres i zaczęłam pracować. Usłyszałam, że ktoś wszedł. Wyszłam ze swojego pokoju nabuzowana. Chciałam zrobić awanturę. Zamiast tego wrzasnęłam i stanęłam osłupiała. W kuchni był jakiś nieznajomy, który wyjaśnił mi, że zabrakło mu makaronu do włoskiej potrawy, więc wyszedł do sklepu, żeby go kupić. Potem zadał mi dziwne pytanie: „Kim jesteś?”. Okazało się, że jest synem kolegi mojego ojca, wynajął od moich rodziców mieszkanie na dwa lata, aż do ich powrotu, i nie wiedział, że jestem córką właścicieli i zamierzam tu przyjechać. Byłam wściekła na rodziców i nie wiedziałam, czy mam się zabierać, czy zostać z nieznajomym. Zadzwoniłam do nich. Mówili, że zostawili wiadomość na sekretarce, ale pewnie jej nie odsłuchałam. Nie wiem na czyjej sekretarce, w każdym razie na mojej nic nie było. Nie wiedziałam, co mam zrobić. We własnym rodzinnym domu czułam się nieswojo. Byłam zmęczona i było za późno na powrót do Warszawy, więc zostałam. Zjedliśmy razem kolację i wypiliśmy wino. Okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów. Na noc zamknęłam jednak swój pokój na klucz, tak na wszelki wypadek. W końcu znałam faceta kilka godzin!
Zostałam parę dni. Pracowałam i poznawałam lokatora. Gdy wróciłam do Warszawy, poczułam, że mi go brakuje. Ta przedziwna i zabawna historia połączyła nas. Odwiedzaliśmy się i spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Postanowiłam odegrać się na rodzicach i nie powiedziałam im, że się zakochałam. Dopiero gdy wrócili, pokazałam pierścionek zaręczynowy i poinformowałam o ślubie. Nie kryli zdziwienia. Jesteśmy małżeństwem od roku i jak na razie układa się świetnie. Gdy opowiadam o tym, jak rodzice podstępnie rzucili mnie w ramiona obcego mężczyzny, wszyscy pękają ze śmiechu.
W kinie
Basia (28 lat, dziennikarka z Warszawy):
— Miałam problemy w pracy. Ulubionym miejscem odreagowania jest dla mnie kino. Poszłam na głupawą komedię, do starego kina, na bardzo późny seans. W sali było tylko kilka osób. Zwróciłam uwagę na przystojnego chłopaka. Siedział w moim rzędzie. Pod koniec reklam usiadł obok mnie. Nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo i na siedzenie obok kogoś, skoro wokół pełno wolnych miejsc. Trochę też się przestraszyłam, że przysiada się do mnie obcy mężczyzna. On jednak był pewny siebie. Rozbroił mnie, bo miał w plecaku dużą torebkę kukurydzianych płatków śniadaniowych. Mówił, że nie znosi prażonej kukurydzy, ale lubi chrupać podczas filmu. Byłam głodna jak wilk, więc ostatecznie zgodziłam się, żeby siedział koło mnie. Chrupaliśmy i śmialiśmy się z głupawej komedii. Potem poszliśmy na piwo do pobliskiego pubu.
Nie wymienialiśmy telefonów i nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Postanowiliśmy, że spotkamy się znów przypadkiem w kinie, gdy będziemy chcieli odreagować zły dzień w pracy. Tak się stało po dwóch miesiącach, gdy pojawiła się kolejna głupawa komedia. Seans nocny. Czekałam na tę chwilę. On chyba też. Zaczęliśmy się częściej widywać, tak po koleżeńsku. Aż wreszcie coś zaiskrzyło i przyjaźń zamieniła się w miłość. Minął rok, a ja nadal mam do tego sceptyczny stosunek. Nie mogę uwierzyć, że można spotkać ciekawego mężczyznę w kinie na głupim filmie. Można powiedzieć, że połączyło nas nie tylko kino, ale i płatki śniadaniowe. Od momentu gdy zamieszkaliśmy ze sobą, płatki kukurydziane stały się naszą śniadaniową tradycją.
W samochodzie
Ksenia (23 lata, studentka z Torunia):
- Jestem ukochaną córeczką tatusia, rozpieszczoną, ale karną. Na 18. urodziny dostałam od taty samochód. Byłam dobrym kierowcą, wytrenowanym przez tatę na polnych drogach za miastem. Polne drogi różnią się niestety od ulic dużego miasta. Przyjechałam do Torunia na studia i już po miesiącu miałam kraksę. Niegroźną dla mnie, ale nie bez znaczenia dla ubezpieczenia i maski samochodu. Wgniotła się, bo wjechałam na światłach w tył audi jakiejś babki. Afera na całego. Tata wszystko załatwił i pouczył mnie na temat ostrożniejszej jazdy po ulicach Torunia. Choć jestem pilną uczennicą, jego reprymenda na nic się zdała, bo dosłownie po pół roku zdarzyło mi się to samo. Ruszałam na zielonym i wjechałam w tył opla. Tym razem kierował mężczyzna. On był spokojny, to nie jego wina, choć próbowałam dowieść, że jego. Ja byłam blada i pewna, że surowy, choć kochający ojciec niechybnie odbierze mi auto.
Stało się coś dziwnego. Stłuczka nie była duża, na szczęście ledwo go zarysowałam. Miły mężczyzna zaprosił mnie na kawę i uzgodniliśmy, że nikogo nie poinformuje o wypadku. Tata się nie dowiedział, nie musiał pokrywać kosztów, z ubezpieczeniem też miałam spokój. Byłam wdzięczna za tak taktowny sposób załatwienia sprawy. Było mi tylko głupio, że popełniam takie błędy i że mogę być przez niego potraktowana jak przysłowiowa „baba za kierownicą”. Dlatego poprosiłam go, żeby pozwolił mi się zrewanżować i przyszedł do akademika na urodzinowy placek z gruszkami. W kuchni jestem mistrzem, więc miałam pole do popisu. Przyszedł i był zachwycony i plackiem, i sałatką, i moimi przyjaciółkami, które oblepiły go jak muchy. Dopiero wtedy zauważyłam, że jest bardzo atrakcyjny. Z moich urodzin wyszedł wprawdzie po dwóch godzinach, ale przyszedł kiedyś po mnie, gdy kończyłam zajęcia na uczelni. Do tej pory żadna z moich koleżanek nie przyznaje się, że podała mu mój plan zajęć. I tak spotykamy się do dziś. Tata dowiedział się już o stłuczce, ale polubił Tomka, więc się nie złościł. Zresztą miałam jeszcze trzecią, tym razem nie z mojej winy. Teraz jeżdżę jako pasażer. Tomek jest świetnym kierowcą i nie tylko…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze