Partnerstwo dla pokoju
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuOstatnio emitowana w telewizji reklama pewnego środka do zabijania bakterii prawie zabiła mnie. Proszę państwa, dziewięć na dziesięć k o b i e t rekomenduje ów wspaniały płyn do czyszczenia toalet! Wydaje mi się, że zdanie to mówi znacznie więcej o partnerstwie w związkach niż jakiekolwiek badania naukowe. Brudne toalety należą w Polsce do kobiety. Jak zmusić partnera, by umył po sobie kibel?
Mądrość ludowa głosi, że ten, kto w domu myje toaletę, stoi najniżej w rodzinnej hierarchii. Coś w tym musi być. Badania pokazują, że prawie wszystkie kobiety (99,56%) będące w związkach i posiadające dzieci w wieku do 17 lat wykonują prace domowe. Wśród mężczyzn w analogicznej sytuacji 11% deklaruje, że nie wykonuje żadnych czynności związanych z prowadzeniem domu i wychowywaniem potomstwa. To znaczy, że obciążenie pracą wykonywaną w domu na rzecz rodziny jest zdecydowanie większe w przypadku kobiet. Ponadto kobiety ponad dwukrotnie więcej czasu poświęcają na opiekę nad dziećmi. Także dwukrotnie więcej kobiet niż mężczyzn angażuje się w robienie zakupów, a ponad trzykrotnie więcej sprząta.
Kobiety poświęcają też znacznie więcej czasu na wszelkie czynności związane z prowadzeniem domu. Czas przeznaczany na prace i zajęcia domowe przez osoby pozostające w związkach i mające dzieci do 6 lat, to przeciętnie dla kobiet 6 godzin i 58 minut, dla mężczyzn 2 godziny i 47 minut dziennie.Zatrważająca statystyka.
Nie mam zamiaru dociekać teraz, dlaczego tak jest. Chciałabym znaleźć odpowiedź na pytanie, jak to zmienić? Jak sprawić, by oboje partnerzy w związkach poczuli się jednakowo odpowiedzialni za zasrywki w toalecie, brudne naczynia i zasmarkane nosy swoich dzieci? Jak równo podzielić się kurzem i pajęczynami, plamami na dywanie i upaćkanymi przez drozofila melanogaster kuchennymi oknami?
Zapytałam różnych ludzi, jak załatwiają to w swoich związkach. Większość kobiet odpowiedziała, że zaciska zęby i sprząta, bo ktoś musi to robić. Ich mężczyznom nie przeszkadzają rozrzucone po mieszkaniu legendarne już brudne skarpety i śmierdzące gary. A im tak – wpoiły im to mamusie, szkolone tak samo do porządku jak ich mamusie, i tak dalej, i tak dalej, aż do zarania dziejów, kiedy to nasze przodkinie miotłami z brzozowych witek czyściły wnętrza jaskiń upapranych wnętrznościami dopiero co zjedzonego mamuta.
Są jednak kobiety, które potrafiły zawalczyć o równy podział obowiązków w swoim domu.
Hania (28 lat, mama Julki i Tymona, graficzka komputerowa):
— Miałam dość ciągłego wstawania do dzieci w nocy i tego ciągłego, niekończącego się tańca z garami, z pralką, lodówką i czym tam jeszcze. Kiedy poczułam, że już dłużej sama nie dam rady dźwigać tego wszystkiego na swoich barkach, wykrzyczałam wszystko mężowi. Był w szoku! Był biedaczek pewien, że świetnie sobie radzę, bo przecież nie chodzę do pracy i mam tyyyle wolnego czasu…
Początki były trudne. Michał obiecał, że będzie pomagał, ale nie pomagał. Znaczy – starał się, bo kiedy widział, że wieszam pranie, dołączał do mnie. Ale żeby sam wpadł, że pranie trzeba zrobić, to już nie.
Opracowaliśmy więc system zmianowy. Raz ja usypiam dzieci i kładę je spać, raz on. Raz w miesiącu (mamy zaznaczone w kalendarzu) jest dzień na mycie okien, co trzy tygodnie – zmiana pościeli. Pierzemy w czwartki. Zakupy – sobota. Śniadanie i obiad ja – kolacja on. W sobotę gotuję ja, w niedzielę – on.
Podzieliliśmy się tak wszystkim. Teraz już mąż nie pyta, na co wydaję pieniądze, bo wie, ile wszystko kosztuje. Nie pyta też, co robiłam cały dzień, bo wie, ile czasu zajmuje opieka nad dwójką maluchów, karmienie ich, wychodzenie na spacer i wszystko inne. Przecież ja jeszcze pracuję zawodowo!
Partnerstwo? To jest partnerstwo właśnie. Mówienie o swoich potrzebach i frustracjach otwarcie bardzo mi pomogło. Na szczęście mam mądrego mężczyznę, który mnie nie tylko słuchał, ale i słyszał, co do niego mówię. Ale widzę, że większość moich koleżanek godzi się bez szemrania na traktowanie siebie jak kucht, sprzątaczek i praczek. Rozumiem, że tak nas wychowały nasze matki, ale czy wszystkie musimy się na to godzić?
O partnerstwo zapytałam więc Michała (33 lata), męża Hani. Michał jest dentystą, większość czasu spędza w pracy:
— Partnerstwo to nie jest coś stałego, jak kapłaństwo czy małżeństwo. Dziś między nami partnerstwa jest więcej, jutro mniej, bo przecież ciągle się zmieniamy, działa na nas wiele czynników, czasem bywamy zwyczajnie zmęczeni i nie chce nam się nic. Ale to coś, nad czym warto pracować każdego dnia. Jeśli kocham Hanię, to jak mógłbym od niej wymagać, żeby sama zajmowała się dziećmi i domem? Dopóki nie wyjaśniliśmy sobie, czego od siebie chcemy, dochodziło między nami do spięć. Od kiedy zaczęliśmy otwarcie mówić, czego które pragnie, jest między nami znacznie lepiej. Dużo rozmawiamy, komunikując się skutecznie.
Partnerstwo to także akceptowanie siebie nawzajem takich, jakimi jesteśmy, a nie wymaganie, żeby jedno było takie samo, jak drugie. Znam wiele kobiet, które zabraniają swoim facetom mieć hobby. Bo to głupie, bo one tego nie lubią… I co z tego? Każdy niech będzie sobą.
A jeśli chodzi o podział obowiązków w domu – myślę, że jeśli ludzie są dla siebie naprawdę partnerami, szanują nawzajem siebie i swoje potrzeby, wszystko jest kwestią dogadania.
Kasia (26 lat, kosmetyczka), inaczej rozwiązała problem partnerstwa, a raczej jego braku:
— Zostawiłam go po trzech latach wspólnego mieszkania. Znudziło mi się mycie po nim garów, składanie jego ubrań, płacenie jego rachunków. I tak za długo to trwało. Żadne rozmowy nie przynosiły rezultatów. Albo facet był idiotą, albo było mu wygodnie nic nie robić. Szukałam sposobów, jak do niego przemówić. Raz nie tknęłam niczego przez tydzień i kiedy w końcu nasze mieszkanie wyglądało jak Sodoma i Gomora, zapytałam, czy mu nie przeszkadza otoczenie, w którym żyje? Smród brudnych garów ze zlewu? Wypadające z kosza na bieliznę jego brudne gacie? Powiedział mi, że mam nerwicę natręctw.
Po tygodniu wyrzuciłam go z domu.
Zapewne nie ma jednej recepty na partnerstwo w monotonii obowiązków życia codziennego. Nie trzeba się chyba zaraz rozstawać, można pogadać i powiedzieć, co komu leży na wątrobie, spróbować znaleźć jakiś kompromis. Zawsze jednak warto pamiętać, że kobiety wcale nie mają mniejszych niż mężczyźni stóp po to, żeby łatwiej im było stać przy zlewozmywaku.
I walczyć o to, żeby i mężczyźni rekomendowali skuteczność płynów do mycia toalet.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze