List do mamy i do psa
CEGŁA • dawno temuMam 41 lat, przez 18 byłam samotną matką Marty. Nasze drogi rozeszły się gwałtownie. Stało się to, kiedy mała była już pełnoletnia i jako taka od razu opuściła mnie, a w zasadzie uciekła z pierwszym lepszym, twierdząc, że zatruwam jej życie i woli jakiekolwiek inne niż to za mną. Do dziś, po 5 latach, pamiętam jeszcze ból, jaki przyniosły te słowa, oraz moje wielkie zdziwienie.
Droga Cegło!
To pewnie statystycznie typowe dla rodzica, że nie znajduję w sobie winy. Nie byłam surowa, arogancka ani nieczuła wobec córki. W naszym domu nie było rękoczynów, ordynarnych kłótni o drobiazgi czy kar za nieposłuszeństwo, zakazów, nakazów. Starałam się jak najlepiej Martę wychować (w dostępnych mi przerwach między 3 pracami i 4 niezbędnymi godzinami na sen). Nigdy nie była „królową balu”, ale ubierałam ją ładnie, finansowałam zainteresowania i dodatkowe zajęcia, dawałam kieszonkowe. Urządzałam święta, dawałam prezenty adekwatne do jej aktualnych marzeń, nie znajdowała co roku pod choinką byle jakich ciepłych majtek czy kapci. Zaznaczam, że nie miałam w związku z tym poczucia krzywdy czy poświęcania się. Uczyła się dobrze, nie wpadła w nałogi. Z mojej strony nie było powodu do narzekań ani trosk. O swoich milczała aż do dnia 18 urodzin. I wtedy nagle mi się wymknęła, jakby planowała to od miesięcy, nawet lat.
Skorzystała z okazji i zamknęła sprawę studiów. Poszła pracować za barem, załatwił jej to chłopak – kierowca, dostawca piwa, ładne kilka lat starszy. Zapewne poznany w jakimś pubie (Marta jest niebrzydka i towarzyska, miała, przynajmniej wtedy, dużą paczkę znajomych). Po prostu spakowała 2 walizki, stanęła w kuchni, powiedziała:
— Nie martw się. Mam gdzie mieszkać, mam pracę, mam spiralę, mam kogoś, kto mnie kocha. Ty też powinnaś się o to postarać, zanim zgorzkniejesz. Spadam stąd.
Nie zdążyłam przełknąć kęsa kanapki, a Marty już nie było w mieszkaniu. Nie zostawiła adresu, nie zadzwoniła. Szukałam jej przez koleżanki, płakałam, błagałam. Zasznurowały usta, traktowały mnie wrogo, jakby naopowiadała im, że ją maltretowałam czy robiłam coś podobnie podłego.
Byłam na policji, na terapii. Wytłumaczono mi, że można znaleźć kogoś, kto nie chce być znaleziony. Ani nikogo zmusić do powrotu, jeśli jest pełnoletni. Ani zmusić do miłości czy do zwierzeń. Sama muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, co się stało, i cierpliwie czekać, aż córka się objawi.
Dziś Marta ma 23 lata, jest w 7 miesiącu ciąży, przerwała pracę, studiuje zaocznie. Ma męża, na oko porządnego chłopaka, rówieśnika, niestety, jeszcze studenta dziennego. Napisała do mnie list na pół stroniczki, przysłała zdjęcia. Jak z wakacji, tylko córka się nie uśmiecha. Nie mogą dłużej wynajmować mieszkania, bo są bez grosza. Mogliby zamieszkać u mnie, mam przecież 2 duże pokoje. Było też ps., żebym oddała komuś psa, bo u Marty wykryto alergię… List do matki po 5 latach ciszy. I do psa, z którym się wychowała, który jest 14-letnim bezzębnym staruszkiem…
Nie płakałam, chyba przeżyłam coś w rodzaju szoku, poczucia nierealności tego listu. Dlatego natychmiast go pokazałam Bolkowi, mojemu przyjacielowi, z którym od kilku lat mieszkam. Można powiedzieć, że nauki Marty nie poszły w las, po raz pierwszy, w wieku 38 lat, znalazłam spokój i uczucie u boku mężczyzny (ojca Marty nie mogę określić tym mianem). Poprosiłam go o radę, znał całą naszą historię, choć w komentarzach był zawsze oszczędny. Tym razem też widziałam wahanie pomiędzy własnymi poglądami a tym, co wypada powiedzieć lub co ja chcę usłyszeć. To znaczy, myślę, że Bolesław jest mądrzejszy ode mnie, lepiej rozumie świat i ludzi, stąd więcej w nim wyrozumiałości i traktowania spraw po prostu. We mnie otworzyła się nie taka stara, bolesna rana, i poczułam niepokonalną urazę. Czy słusznie? Czy tamta Marta – 18-latka – jest pełnoprawną partnerką do rozliczeń i negatywnych uczuć, jak np. chęć odwetu za to, co mi zrobiła swoim odejściem? Czy wolno mi ignorować więzy krwi, zamiast szeroko otworzyć ramiona?
Najbardziej boli bezduszność, lakoniczność tego listu, suchy opis sytuacji i wyliczanka żądań. Mam dwa pokoje, więc mam ją przyjąć, mam psa, więc mam go oddać.
Marta nie wie oczywiście, że od lat mieszkam z Bolkiem u niego, a swoje-nasze mieszkanie wynajmuję i dzięki temu mogę wreszcie pracować tylko w jednym miejscu… A czasem nawet wziąć urlop i podleczyć to i owo, zaniedbane w młodości przez dziką harówę. I oczywiście, mogę wyrzucić najemców z mieszkania w trybie pilnym (też mają malutkie dziecko), odświeżyć je na przyjęcie córki, zięcia, nienarodzonego wnuka lub wnuczki… Mogę też uśpić Truflę, żeby oszczędzić jej zmiany właściciela na stare lata.
Ale nie chcę! Krew się we mnie burzy na samą myśl! W tym problem. Czyżby Marta miała rację – byłam i jestem beznadziejną matką? Bo zamiast cieszyć się powiększeniem, w ogóle odnalezieniem rodziny, perspektywą zostania babcią – ja, Cegło, kipię od gniewu. Kiedy Marta była ze mną, nigdy nie uważałam, że nie mam własnego życia, coś tracę. To ona nim była, my dwie. Teraz moje życie to Bolesław. I boję się, że mogę stracić jego miłość, jeśli nie znajdę w sobie siły i nie wykrzeszę ludzkich uczuć wobec córki, które dla niego są czymś naturalnym (sam ma dwie wspaniałe dziewczyny z pierwszego małżeństwa, które ubóstwia)…
Tośka
***
Droga Tosiu!
Stoisz bez wątpienia przed wielkim, poważnym dylematem, czego szczerze Ci współczuję. Moja wstępna ocena sytuacji będzie możliwie obiektywna, lecz obawiam się, że nie uleczy do końca Twoich sprzecznych uczuć i lęków. Ta ocena będzie jednoznaczna i surowa. Zarówno z moich osobistych doświadczeń, jak i przemyśleń ogólnych oraz zawodowych wynika, najkrócej rzecz ujmując, że biologiczne pokrewieństwo nas NIE determinuje i nie powinno w każdej bez wyjątku sytuacji przesądzać o naszych wyborach. Tyle tytułem wstępu.
Osiemnaście lat to dorosłość prawna, nie psychiczna i emocjonalna. Marta rzeczywiście „miała prawo” opuścić dom. Wątpię natomiast, czy wiedziała, co i dlaczego robi. Mogła być pod silnym wpływem pierwszego partnera, który przekonał ją, że nie musi być grzeczną dziewczynką, córeczką spełniającą oczekiwania mamusi typu studia – lepiej ruszyć w świat, spróbować życia… Dodatkowym elementem mogła być silna fascynacja i więź seksualna, która u naturszczyków graniczy często z opętaniem.
Sugeruję przez to, że Marta bardziej uciekała do kogoś, niż od Ciebie, ponieważ nie wiem, jakie stresy domowe mogłaś przeoczyć – owszem, tzw. normalny dom często skrywa mroczne tajemnice, co dopiero dom normalny, lecz niepełny… Ale u Was, jak piszesz, symptomy cierpienia córki pozostawały niewidoczne. Stąd moja koncepcja.
Okrutne zachowanie Marty w momencie rozstania było prosto obliczone na zaskoczenie i ukrócenie wszelkich dyskusji. Chciała zranić Cię dostatecznie mocno, byś nie miała siły biec za nią i ryglować drzwi. Zadziałało.
Wyleczone młodzieńcze opętanie kończy się z reguły… opamiętaniem. Nie inaczej, podejrzewam, było u Marty – stąd powrót na studia, znalezienie odpowiedniego kandydata na męża, ciąża, nadzieja na własny dom. Z tym wszystkim jednak nie przyszła, niestety, pełna dojrzałość, mimo upływu lat. W moim odczuciu córka ma duże poczucie winy wobec Ciebie. Wstydzi się swojego okrucieństwa sprzed lat, tak naprawdę boi się konfrontacji teraz, ma moralnego kaca-giganta, ale nie zna lekarstwa. A że nie przepracowała tego ze sobą, stosuje prymitywną obronę poprzez atak.
Marta nie umie Cię przeprosić ani wynagrodzić Ci swojego odejścia. Łatwiej jej spisać listę żądań – ostatecznie, nadal jesteś matką, a ona potrzebuje pomocy, na pewno więc się złamiesz i przyjmiesz jej warunki. To jej wciąż dziecinny tok rozumowania. Prawnie jednak jest już od dawna dorosła i ja na Twoim miejscu zmusiłabym ją do zmierzenia się z tym faktem. Żyjąc dalej ze swoim wstydem i strachem, będzie popełniać kolejne błędy. Zamieszka u Ciebie i zażąda oddania wszystkich kluczy? Co wtedy? Jeszcze więcej cierpienia po Twojej stronie?
O wyrzucaniu lokatorów z mieszkania czy oddawaniu psiny zapomnij. To Twoje mieszkanie i Ty decydujesz. Byłoby to równie – jeśli nie bardziej – niemoralne, niż pozostawienie własnego dziecka na bruku dwa miesiące przed rozwiązaniem. Dlatego pomóc Marcie trzeba. Ale mądrze i w drodze negocjacji. Bez narażania spokoju własnego ducha i zdobytej stabilizacji – wewnętrznej oraz zewnętrznej. Zapłaciłaś już dostatecznie dużo w sensie psychicznym. Zaproponuj córce coś w granicach swoich możliwości, nie narażając siebie. Kto wie, może to da jej do myślenia? Nauczki przyśpieszają dojrzewanie osób, które dojrzeć powinny już dawno.
Będąc z Bolesławem w trwałym, udanym, pełnym zaufania związku, możecie wymyślić wspólnie jakiś kompromis na początek. Dać Marcie szansę, lecz nie taką, jakiej oczekuje. Może moglibyście wspomóc ich finansowo – na zasadzie długoterminowej pożyczki – w celu opłacania na bieżąco lokum do czasu, aż zięć skończy studia i podejmie pracę w pełnym wymiarze? Podsunąć mu pomysły pracy dorywczej, tymczasowej – to normalne pod koniec studiów dziennych, a nawet dużo wcześniej? Znaleźć mieszkanko niepełnowartościowe, zaniedbane, za to tańsze, które wspólnymi siłami wyremontujecie przed porodem Marty?
Tyle wystarczy. Za kilka miesięcy warto podnieść również problem zarobkowania przez Martę. Ofert pracy zdalnej jest obecnie więcej niż stacjonarnych – dla studiującej zaocznie mamy z dzidziusiem to idealne rozwiązanie, nawet jeśli nie będą to wielkie pieniądze, zajęcie nauczy Martę samodyscypliny i dobrej organizacji czasu. A poza wszystkim, młodzi muszą być świadomi, że pożyczone pieniądze kiedyś jednak trzeba będzie oddać. Widać, że są pod ścianą. Trzeba to wykorzystać dla ich dobra:).
Ostatnia rada: postaw na czysty praktycyzm, konieczność rozwiązywania bieżących problemów. Nie inicjuj żadnych rozmów o przeszłości, nie komentuj nawet treści listu – przedstaw tylko kontrpropozycję. I poczekaj, co się stanie. Może z biegiem czasu, pośród wymogów codzienności, sprawy same potoczą się we właściwym kierunku.
A czy uda się związać zerwane końce uczuciowej więzi z Martą? Na początek powiedz sobie, że niekoniecznie, ale można z tym żyć. Bez uniesień, wielkich słów i łzawych powrotów. Po prostu, żyć — bez nienawiści, bólu i ropiejących wspomnień.
Czego Ci mocno życzę…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze