Rycerka na trzepaku
CEGŁA • dawno temuNie śmiej się, bo spotkałam Księcia… Wiem, nie każdej to dane, cóż, widocznie jestem uprzywilejowana:). Czy tak różni ludzie jak my mają szansę się spotkać we wspólnym miejscu i czasie? Obawiam się, że mój Książę jest palantem. Czy mam przystawić drabinę do tego siedemnastego piętra, gdzie mieszka i uratować go z tej wieży?
Kochana Cegło!
Nie śmiej się, bo spotkałam Księcia… Wiem, nie każdej to dane, cóż, widocznie jestem uprzywilejowana :).
Książę mieszka w Szklanej Wieży, naprawdę! Na ostatnim, siedemnastym piętrze (liczyłam wiele razy, nudząc się na przystanku), trzy albo cztery wielkie podłużne okna – wywnioskowałam tylko, nie znam wewnętrznego rozkładu Wieży, a z samego dołu bardzo trudno się zorientować takiej mróweczce jak ja. Ale są sposoby, po pewnym czasie można nabrać wprawy w odliczaniu czasu od wejścia Księcia po zwodzonym moście nad fosą do Wieży, dodać na zaglądanie do skrzynki (książęta chyba też TO muszą robić), szybką windę, marudzenie z kluczem, wejście, zapalenie światła… Bingo, jest w środku!
To nie jest demokratyczne, o nie. Mojemu Księciu nie mogę nawet zajrzeć do kuchni, zobaczyć, cóż tam prześwituje zza niedbałych artystycznych firanek, czy też może hiszpańskich rolet – któż to może wiedzieć? Nie spytam przecież pana ochroniarza, musiałabym najpierw zbliżyć się do niego, na przykład przebrać za dostawcę pizzy, nie, co ja mówię – krewetek! Tak, dostawcę sushi i krewetek! No, ale wszystko jedno, nie mogę się przebrać. Mogłabym co najwyżej zamordować sprzątaczkę i tego samego dnia poprosić o jej posadę. A to byłby dopiero jeden mały kroczek: zbliżenie się do kręgów ochrony…
Książę mój jest absolutnie boski, żadna tam skórafurakomóra. Ma cudowne, wielobarwne, długie włosy-dredy, które podtrzymuje nad czołem kolorowa chusta, jak u jakiegoś afrykańskiego władcy. Teraz, kiedy jest ciepło, wybiega boso z czarnej paszczy swojego garażu, taszczy w tę i z powrotem jakieś obrazy, chyba zbyt cenne, by powierzyć je niezdarnemu służącemu… Stopy i łydki opalone na złoty kolor, podnieca mnie nawet złocisty puch na jego napiętych przedramionach, gdy niesie obraz, jest taki szczupły… Może powinien chodzić na siłownię? Nie, to by nie było w Jego stylu…
Umieram z ciekawości, jak wyglądają Jego komnaty. Pewnie są ascetycznie puste, z matą z morskiej trawy zamiast łóżka i niezapełnionymi jeszcze płótnami opartymi o ściany. Najdroższa w Szklanym Pałacu jest pusta przestrzeń. Wiem coś o tym, bo mieszkam w starym bloku z lat sześćdziesiątych, z zielonym trzepakiem i ceglanym śmietnikiem na podwórku.
Kiedyś, zanim książę przesłonił mi świat, widziałam ze swoich okien na parterze ten trzepak i śmietnik, i hen, dalej za nimi chaotyczną przestrzeń z ławeczkami, babciami i pieskami. Ta przestrzeń była jedyną perspektywą, bo mieszkanie zagracone po staropolsku, z głupio-sprytnie wykorzystanym każdym milimetrem powierzchni i rozmowami pod oknem. Jednak po otwarciu tegoż można było odetchnąć, wciągnąć w płuca świat. Teraz mam Księcia, zaraz za śmietnikiem stoi jego częstokół, z okna widzę bladoróżowy pas kostki brukowej i parterowy sklep z włoskimi lampami, mam nadzieję, że nie kupił sobie żadnej z nich, wierzę w Jego gust i smak.
Czy tak różni ludzie jak my mają szansę się spotkać we wspólnym miejscu i czasie — nie, przepraszam, szansę mogę mieć tylko ja? Tak, tak, tak! To już się stało, a ja pękam z dumy. No, pękam — krócej i bardziej zgodnie z prawdą. TO się stało w „sklepie u Miśka”, naszym jedynym osiedlowym czynnym do dwudziestej czwartej. Stałam tam sobie w kolejce z pełnym koszykiem i wcześniejszą siatą wrzynającą się w rękę, zupełnie jak jakaś nieszczęsna polska baba z powieści Sylwii Chutnik… Nagle wszedł On! A u Miśka zrobiło się jasno, jakby ktoś odpalił wszystkie włoskie lampy na świecie… Delikatny rzemyk na przegubie, złoty puch, zielone oczy jak świeże liście na drzewku koło mojego śmietnika. TO JA!!! – krzyczało we mnie wszystko. I wiesz co? Stał się cud: On mnie chyba zauważył! Usłyszał moje wołanie!
Po czym to poznałam? Ha! Podszedł do kasy od „niewłaściwej” strony, właśnie gdy usiłowałam tam wtarabanić swój koszyk z parówkami, podpaskami (co za pech!), proszkiem Dosia do kolorów i czterema piwami Smakosz (poczwórny pech!) po złoty siedemdziesiąt dziewięć za puszkę, i szlugami mentolowymi, co za obciach… A On trzymał w dłoniach nieśmiało srebrną (w Jego dłoniach zdawała się szczerosrebrna) butelkę coli Zero i paczkę tostów pełnoziarnistych. Uśmiechnął się (kolejne sto włoskich lamp!) DO MNIE, wyraźnie do mnie, i powiedział głosem jak jamajska muzyka: A w Ameryce to jest taki zwyczaj, że jak ktoś ma mało produktów, to się go przepuszcza. A ja mam tylko dwa produkty! – i podniósł triumfalnie do góry tę colę i tosty, a wszyscy w kolejce zachichotali, i Misiek za kasą też… Moje marzenia dopiero się rozkręcały, gdy mój Książę pogrążył się w mroku nocy i tyle zwojowałam, idiotka!
Cegło, w związku z powyższym zadam teraz proste psychologiczne pytanie. Czy ja mam przystawić drabinę do tego siedemnastego piętra i uratować Go z tej wieży? Mam wątpliwości: konkretnie takie, że mój Książę chyba jest palantem. Co Ty o tym sądzisz?
Kopciuszek (za dużo palę:))
***
Drogi Kopciuszku!
Najkrócej: siadać Ci, książki pisać i nagrody zdobywać! Nie pozwolić umknąć żadnemu z marzeń. Nie wiem, czy jesteś stworzona do życia z Księciem, ale do tego z pewnością. Póki co, z Was dwojga w Tobie widzę więcej z artysty.Teraz serio. Napisałaś piękny utwór eklektyczny gatunkowo – ni to pieśń miłosna, ni to oda do sprawiedliwości społecznej. Aż się pogubić można w zgadywaniu, jakaż to idea bardziej Cię nakręca. Jedno jest pewne: żyjesz i czujesz pełną piersią. Widzisz świat takim, jaki jest, i uśmiechasz się do niego, bez względu na wszystko. Obracasz drobniutkie banały w cenne klejnoty, wiem, popadam w szmirę, ale tak bardzo, bardzo podoba mi się to, co – i jak – mi opowiedziałaś. A ponieważ uchyliłaś furteczkę dla auto/ironii, odpowiem w podobnym duchu. Pokrętnie, ale szczerze.
Epizod w sklepie był zabawny. O niczym nie przesądza – to tak na wszelki wypadek, gdybyś JEDNAK naprawdę była zakochana :). Książę po prostu zamachał Ci przed nosem kompletnie niedopasowanym pantofelkiem. Mogłaś Go za to zmiażdżyć jednym spojrzeniem – nie szkodzi, będzie jeszcze niejedna okazja, może skorzystasz, może nie.
Najważniejsze, byś, pozostając faktycznie na swoim parterze, nie ustawiała się na nim mentalnie – lub raczej: dostrzegła jego zalety. Bo wbrew pozorom, z Twojej perspektywy łatwiej szturmować wieże, niż z helikoptera. Parter jest okej! Na własnej skórze doświadczyłaś, jakich odkryć można dokonać, patrząc z dołu. Można też podawać sobie przez okno świeży bez i zapomniane w pośpiechu klucze. Wypuścić na wiatr zalotne szyfonowe firanki albo kartki zapisane kolejnymi marzeniami. Nie liczyłabym od razu na to, że Książę przeskoczy kiedyś przez swój „mur”, żeby Ci je pozbierać. Jak jest leń, to nie przeskoczy. Jego strata.
Inna sprawa, że mur ten wydaje Ci się chyba grubszy i wyższy, niż jest w rzeczywistości. Zastanów się, czy sama nie dobudowałaś paru metrów… Podzielony świat, o którym piszesz – może i trochę tak, ale bez przesady! Z siatami czy bez, boso czy w papuciach, dla przeciętnie inteligentnego giermka powinnaś wydać się kobietą co najmniej frapującą, jeśli nie zjawiskową. Nawet popijając piwo Smakosz prosto z puszki i zagryzając parówką, malowniczo oparta o swój trzepak… W końcu jest wiosna, prawda?
Zawsze mierz wysoko (niekoniecznie w sensie piętra), a marzenia się spełnią, czego Ci z całego serca życzę, fantastyczna babo!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze