Skąd się biorą dzieci?
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuSabina była przekonana, że do zapłodnienia dochodzi przez pocałunek, więc z ojcem swojego dziecka nie pocałowała się ani razu. Świadomość seksualną Kasi zbudowała siostra zakonna, która mówiła o nieczystych myślach i obrzydliwym dotykaniu siebie samego. Kiedy Ala zobaczyła, że krwawi, dostała ataku histerii – była przekonana, że umiera.
Raz na jakiś czas w środkach masowego przekazu pojawia się dyskusja na temat edukacji seksualnej. Pokazuje się jej zwolenników, potem przeciwników, gadające głowy w studio wypowiadają się na temat i to wszystko; dyskusja powoli cichnie, znika, a potem znów powraca.
Skąd się biorą dzieci? Z zagonów z kapustą albo przynosi je bocian; czasem też biorą się z miłości. Bywa, że tatuś wkłada do brzuszka mamusi nasionko, z którego potem rośnie dzidziuś. Na zadane przez dzieci pytania rodzice odpowiadają w rozmaity sposób: wszystko zależy od ich światopoglądu i stosunku do własnej seksualności. Tak więc pani Krysia, zapytawszy przed laty swoją matkę o miesiączkę dostała w twarz; nie umiała później opowiedzieć swojej córce o stawaniu się kobietą. Pani Sabina ma podobne wspomnienia – jej matka, zapytana o okres, zdzieliła ją szmatą; Sabina nie wiedziała, że zużyte podpaski należy wyrzucać, trzymała je w szafce. Kiedy miała osiemnaście lat, urodziła pierwsze dziecko. Była przekonana, że do zapłodnienia dochodzi przez pocałunek, więc z ojcem swojego dziecka (lat siedemnaście) nie pocałowała się ani razu. Kiedy Ala zobaczyła, że krwawi, dostała ataku histerii – była przekonana, że umiera.
Jacek o seksie dowiedział się w wieku dziesięciu lat od kolegów. Jeden z nich miał karty z pornograficznymi rysunkami na odwrocie – podkradał je rodzicom. Wizerunki swawolących pań i panów napawały Jacka przerażeniem. Zwłaszcza męskie penisy we wzwodzie wydały mu się groźne: był przekonany, że fakt, że są takie duże, świadczy o jakiejś poważnej chorobie ich właścicieli. Bardzo bał się, że też zachoruje. Świadomość seksualną Kasi w dużej mierze zbudowała siostra zakonna, która podczas lekcji religii w każdy pierwszy piątek miesiąca robiła dzieciom zbiorowy rachunek sumienia. Dużo miejsca poświęcała „nieczystym myślom, brudnym uczynkom i obrzydliwym, grzesznym dotykaniu siebie samego”.
To oczywiście przykłady z przeszłości, z archaicznych czasów, kiedy ludzie nie mieli internetu. Dziś owa skarbnica ludzkiej myśli pozwala nam odnaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań. Sęk w tym, że jak człowiek zapyta o seks, to mu wyskoczą w guglu miliony stron porno. A tam? Wiadomo, seksualne bajeczki, na podstawie których bardzo źle jest kreować stosunek do własnej seksualności, bo filmowy seks ma się do rzeczywistego jak, dajmy na to, bollywoodzki film do realiów życia w Indiach.
Kto ma uświadamiać dzieci i młodych ludzi? Badacze są zgodni co do tego, że kwestią tak delikatną jak budowanie seksualnej świadomości młodych powinna zająć się rodzina. Jednak – jak widać choćby na wymienionych wyżej przykładach – ta nie zawsze spełnia swe zadanie. Nie ma co szukać winnych: wszyscy jesteśmy ofiarami ofiar. Powinniśmy jednak mieć świadomość, że seksualna niewiedza miewa fatalne skutki. I chodzi nie tylko o przykłady tak ewidentne, jak niechciane ciąże czy zakażenia chorobami przenoszonymi drogą płciową.
Badania naukowe dowiodły, że rodzice, którzy okłamali swoje dzieci w sprawie ich pochodzenia (bo bajeczkę o bocianach czy zagonach z warzywem należy nazwać kłamstwem), nie cieszą się później ich zaufaniem. Jak młody człowiek może chcieć rozmawiać i zwierzać się komuś, kto kłamie w tak fundamentalnych sprawach? Dalej: seksualna niewiedza prowadzi do kompleksów, zaburzeń i zahamowań, a te mogą rzutować na jakość całego życia, nie tylko pożycia seksualnego. Także stereotypy, które na temat seksualności człowieka młodzi ludzie poznają edukując się na własną rękę, wywierają zasadniczy wpływ na rozwój dyskryminujących postaw wobec płci przeciwnej, a nawet przemoc seksualną.
Zdaje się, że najrozsądniejszym wyjściem w tej ważkiej sprawie byłoby zainicjowanie nauki rzetelnej edukacji seksualnej w szkołach. Tu jednak, ilekroć pojawi się taka propozycja, odzywają się głosy sprzeciwu, twierdzące, że młodym taka edukacja jest niepotrzebna. Że przyspiesza inicjację, bo likwiduje strach przed niechcianą ciążą. Wręcz zachęca, żeby ludzie „to robili”. Dawniej ludzie żadnej edukacji nie mieli, a rozmnażali się i wszystko było dobrze. Poza tym to niemoralne tak o wstydliwych sprawach mówić głośno. Zresztą – czego trzeba to i tak młodzi dowiedzą się na naukach przedmałżeńskich. O chęć „szerzenia niemoralności i pozbawionego norm zepsucia” podejrzewa się masonów i koncerny farmaceutyczne, rzekomo mające na celu zwiększenie sprzedaży środków antykoncepcyjnych.
Te absurdalne argumenty padają najczęściej ze strony zwolenników katolickiej ideologii, i choć są całkowicie sprzeczne wobec tego, co o seksualności przedstawicieli gatunku homo sapiens mówi nauka, to według nich edukuje się seksualnie młodych. A raczej – nie edukuje. Co zatem robić?
Nie jestem seksuologiem, politykiem, politologiem, pedagogiem, nie mam władzy ustawodawczej ani wykonawczej. Mam za to małą córeczkę. Dobrze pamiętam siebie, kiedy byłam dzieckiem, a potem dojrzewającą dziewczyną. Jak wielu znajomych mi rodziców nie mam złudzeń, że kto jak kto, ale moje dziecko to tego robić nie będzie. Będzie to robić, i zapewne stanie się to wcześniej, niż bym chciała. Moim zadaniem jako matki jest uświadomić ją, że seks między dwojgiem kochających się ludzi może być pięknym przeżyciem, źródłem wielkiej radości. Zapoznam ją również z niebezpieczeństwami, które wiążą się ze zbyt lekkomyślnym traktowaniem seksu. Nauczę, jak zabezpieczać się przed niechcianą ciążą, wyjaśnię, dlaczego tak ważne jest stosowanie prezerwatyw, i co to jest HIV i AIDS. I tak dalej, i tak dalej. Seks jest przecież częścią ludzkiej fizjologii i bardzo ważną składową szczęśliwego życia. Gdybym chciała czekać, aż w uświadamianiu mojego dziecka wyręczy mnie szkoła, mogłabym się nie doczekać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze