Nie umiem utrzymać mężczyzny
CEGŁA • dawno temuOcieram łzy po kolejnym rozstaniu, tymczasem mama truje mi nad uchem, że nigdy nie utrzymam przy sobie mężczyzny, jeśli nie zmienię nastawienia na bardziej tradycyjne. Po pierwszym zafascynowaniu, im chłopak poznaje mnie lepiej - tym bardziej się dystansuje, jakby tracił entuzjazm i zaangażowanie. Wreszcie, kontakty obumierają samoistnie, bez szczególnych emocji czy dramatu. Ta letniość uczuć najbardziej mi przeszkadza.
Droga Cegło!
Ocieram łzy po kolejnym rozstaniu, tymczasem mama truje mi nad uchem, że nigdy nie utrzymam przy sobie mężczyzny, jeśli nie zmienię nastawienia na bardziej tradycyjne – choćbym nawet tylko udawała, jest to według niej warunek, aby być traktowaną poważnie.
Poniża mnie i rozśmiesza takie podejście – kto chce być traktowany poważnie właśnie wtedy, kiedy kłamie i nie jest sobą? A ponadto, nie jestem przecież rewolucjonistką ani babochłopem. Zwykłą dziewczyną, która w wieku 21 lat nie zamierza – i chyba jeszcze nie musi — zaprzątać sobie głowy i czasu planowaniem małżeństwa, dzieci. Jeszcze sama nie okrzepłam jako człowiek, nie wiem, kim jestem, to co miałabym do przekazania ewentualnym dzieciom? Dla mnie jest za wcześnie, chcę się uczyć, kształtować, podróżować, 500 razy zmieniać zdanie na każdy temat – zanim ostatecznie przycumuję w jakiejś przystani. Mam do tego prawo.
Ale wcale to nie znaczy, że lubię te wszystkie odkrycia robić samotnie. Przeciwnie, potrzebuję przyjaźni i miłości, nie zamykam się na nie. Tylko niestety, zaobserwowałam prawidłowość: po pierwszym zafascynowaniu, im chłopak czy facet poznaje mnie lepiej — tym bardziej się dystansuje, jakby nie wiem — tracił entuzjazm i zaangażowanie. Wreszcie, kontakty obumierają samoistnie, bez szczególnych emocji czy dramatu. Ta letniość uczuć najbardziej mi przeszkadza, chociaż oni twierdzą, że to ja ją generuję… Nie dostrzegam tego i nie rozumiem, czemu tak jestem odbierana.
To się powtarza od późnych lat liceum do teraz, regularnie, jak w zegarku, średnio raz w roku. I nie jest wcale tak, że przyciągam jakiś jeden określony typ mężczyzn. Moi chłopcy byli bardzo różni (nie ma chyba w ogóle dwóch podobnych ludzi na świecie). Ale wszystko się rozmywało w końcu. Nie lubię nazywać swojej postawy czy osobowości niewłaściwą, złą, co nie znaczy, że nie umiałabym przyznać się do błędu. Ale naprawdę nie wiem, gdzie go popełniam, w którym momencie.
Mama znała wszystkich moich chłopaków i próbowała z lepszym lub gorszym skutkiem zaprzyjaźnić się z nimi, często żartowała, że wie o nich więcej niż ja. Rozumiem to jako przytyk, że niedostatecznie się przykładałam do tych znajomości, za mało dawałam z siebie. To prawda, nigdy jeszcze nie byłam gotowa na zatracenie i oddanie się związkowi bez reszty. Nie deklarowałam dozgonnej więzi, nie mieszkałam razem, nie spałam co noc w jednym łóżku i nie wisiałam 15 razy dziennie na telefonie czy w Internecie.
Ale czy to znaczy, że nie potrafię kochać? Taki był mniej więcej sens zarzutu mojego ostatniego chłopaka. Pozostali niczego mi nie wyjaśniali, po prostu, kończyło się, a ja umiałam się z tym pogodzić. Bo nie wyobrażam sobie, by obecność czy nieobecność drugiej osoby decydowała o całym moim życiu i samopoczuciu. Jest ważną częścią. Mam jednak inne sprawy, zainteresowania, plany, nie dotyczą one jedynie wicia gniazda, zresztą taki horyzont myślenia uważam za mocno zawężony. Może kiedyś mi się to zmieni, nie wiem. Mama ostrzega, że wtedy już będzie za późno, ale kiedy się z nią próbuję spierać, nie umie sprecyzować, o co jej chodzi.
Binka
***
Droga Binko!
Jeżeli pytasz mnie o zdanie, uważam, że jesteś całkiem zdrowa na umyśle i nie dolega Ci nic — poza pewnym rozdarciem. Z jednej strony pragniesz zachować swoją autonomię, wytyczasz granice w kontaktach, koncentrujesz się raczej na teraźniejszości i osobistym rozwoju, nie na snuciu romantycznych planów na przyszłość. Z drugiej jednak – nie lubisz i nie szukasz totalnej samotności, pierwiastek uczuciowy uważasz za ważną składową Twojego życia.
Czy można to ze sobą pogodzić? Moim zdaniem tak. Jeśli tylko spotka się człowieka inteligentnego, wnikliwego i… o podobnej hierarchii potrzeb. Takiego, który związku nie pojmuje jako zawłaszczenia drugiej osoby, delektowania się sobą przez 24 godziny na dobę, lecz jako partnerstwo i jedną z wielu wartości w życiu, mierzone jakością, nie ilością czasu spędzanego wspólnie.
Być może chłopcy, których dotychczas spotykałaś, choć różnili się pomiędzy sobą, w jednym byli podobni: szukali dziewczyny, która poświęci im większość swojej uwagi i zapewni emocjonalny azyl (nie zdając sobie sprawy, że taka miłość to broń obosieczna i może też być uciążliwa). Dla nich Twój margines "osobności" był zbyt wielki, mimo że nie musiał koniecznie świadczyć o braku intensywności uczuć.
Inna możliwość: zatraciłaś delikatny balans pomiędzy autonomią a egoizmem w związku, nawet o tym nie wiedząc. Nie podałaś przykładów konkretnych konfliktowych czy spornych sytuacji w Twoich relacjach z mężczyznami – piszesz tylko, że z czasem tracili zainteresowanie. Musiał jednak byś jakiś powód takiego obrotu spraw… A jeśli nie ich nadmierna potrzeba bliskości, to może – potrzeba w ogóle niezaspokojona? Wrażenie, że są na ostatnim miejscu Twojej listy priorytetów?
Jest w Twoim liście pewna bezradność w opisie sytuacji i własnych odczuć. Nie zdradzasz ich zresztą – nie umiałabym powiedzieć, ilu z tych chłopców naprawdę kochałaś i czy dość mocno. Może oni również nie mieli tej pewności? Każdy człowiek definiuje sobie miłość po swojemu i w swoim czasie. Myślę, że dla Ciebie ten czas jeszcze nie nadszedł. Nie jest to powód, by źle się czuć ze sobą czy coś sobie wyrzucać. Ale na pewno warto zacząć nazywać rzeczy po imieniu, nie zaś czymś, czym w istocie nie są. Wówczas żadna ze stron nie przeżyje rozczarowania.A prawdopodobnie to właśnie się dotychczas działo: przedwcześnie kwalifikowałaś swoje kolejne związki do kategorii "miłość" i rozstania odczuwałaś jako porażki, gdy tymczasem było to zaledwie sondowanie. Namiętności i romantyczne uniesienia rozpoznaje się natychmiast i trudno się z nich leczy. Moim zdaniem jeszcze ich nie doświadczyłaś i wbrew temu, co piszesz, nie jesteś jeszcze na nie otwarta. Zbyt wiele rzeczy Cię fascynuje i rozprasza – i bardzo fajnie. Masz czas.
Tylko następnym razem, gdy spotkasz chłopaka, zaakcentuj dystans, ale w innym niż dotychczas punkcie. Spróbuj pobyć z nim trochę jak z kolegą, potem, być może, jak z przyjacielem. Sprawdź, czy jesteś w stanie cokolwiek dla przyjaźni poświęcić. Wydaje mi się, że to najlepszy w Twoim wypadku sposób, by wybadać własną emocjonalność. Przy okazji — takie postawienie sprawy będzie uczciwsze dla wszystkich i przestanie wywoływać niekomfortowe wątpliwości, nawet komentarze.
Mama chce dobrze — i dobrze postępuje, podoba mi się jej metoda zaprzyjaźniania się. Doceń to, nie wszyscy mają takich rodziców. Wykorzystaj, by zobaczyć innych ludzi jej oczami. Ona doskonale wie, że i tak pójdziesz własną drogą, nie przejmuj się więc, że rzekomo marzy o Tobie na ślubnym kobiercu.
Póki co, trzymam kciuki za pierwszą miłość:-)
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze