Dlaczego drętwieję?
CEGŁA • dawno temuOd dwóch lat nie pracuję i nikogo nie widuję. Lubię tylko trzy osoby: barmankę, która daje jedzenie, picie i fajki na kredyt, komornika, który doradził mi za darmo, jak się migać i ratować dupę, oraz lekarza, który odpowiada na moje wszystkie, nawet najgłupsze pytania. Ostatnio martwiłam się drętwieniem skóry na głowie. Wyjaśnił mi, że to częsty objaw nerwicy, do której mam przecież szereg powodów.
Kochana Cegło!
Zawsze lubiłam ludzi. Moje „zawsze” dzieli się na 5 etapów.
W szkole byłam gruba. Uczyłam się dobrze, ale na wuefie robiłam za ostatnią ciamajdę. W okresie szkolnym najbardziej lubiłam ludzi, którzy nie śmiali się z moich skoków przez kozła i wybierali mnie do drużyny siatkarskiej – knociłam, lecz nadrabiałam to entuzjazmem.
Na studiach schudłam, a wuef się nie liczył. Lubiłam ludzi oczytanych, kochających kino i malarstwo. Spędzałam niezliczone wieczory w elitarnych mieszkaniach dzieci artystów, gdzie przy blasku świec i dźwiękach fortepianu sączyliśmy czerwone wino z kryształowych kieliszków i rozmawialiśmy o filozofii. Nie mieliśmy samochodów, superciuchów, nie paliliśmy papierosów, chodziliśmy do kościoła. Byliśmy „snobistyczni inaczej” – owcze swetry, indywidualne poglądy.
W Londynie na saksach lubiłam ludzi dających duże napiwki, a także gejów i lesbijki, z którymi chodziłam na bezpruderyjne imprezy. Moim ideałem był człowiek tolerancyjny, biorący udział w konwojach humanitarnych i uczęszczający na koncerty rockowe, stały bywalec festiwali kina alternatywnego i parad miłości. W miarę możliwości ateista, wegetarianin i filosemita.
Przez 20 lat pracy zawodowej moje lubienie ludzi przeszło znaczną metamorfozę z silną tendencją zanikową. Ze względu na 12-godzinną dyspozycyjność, moje kontakty ograniczały się do karierowiczów, lizusów, szpanerów, beztalenci i nożowników od tyłu. Na ich tle czułam się nieudacznikiem, ale z kompleksem moralnej wyższości. Z odrazą porzucałam kolejne intratne posady.
Od dwóch lat nie pracuję i nikogo nie widuję. Lubię tylko trzy osoby: barmankę, która daje jedzenie, picie i fajki na kredyt, komornika, który doradził mi za darmo, jak się migać i ratować dupę, oraz lekarza, który odpowiada na moje wszystkie, nawet najgłupsze pytania. Ostatnio martwiłam się drętwieniem skóry na głowie. Wyjaśnił mi, że to częsty objaw nerwicy, do której mam przecież szereg powodów.
Często wydawało mi się, że cierpię lub przeżywam coś ważnego, niepowtarzalnego. Nigdy nie myślałam, że moja autobiografia będzie aż tak krótka i pozbawiona fajerwerków. Poszłam jednak do psychiatry, na wszelki wypadek, żeby nie było, że nie zrobiłam wszystkiego dla ratowania siebie, co konieczne (nie licząc kilku nieudanych spotkań w AA, gdzie zaczynałam wierzyć, że wszystko, co mnie spotyka, to wyłącznie moja wina, jakaś skaza na umyśle i charakterze). Psychiatra, poza tym, że dał pigułki, powiedział coś optymistycznego i przerażającego zarazem: że być może od początku szłam nie tą drogą, która jest dla mnie, niepotrzebnie pchałam paluchy w niewłaściwe drzwi. Że każdy człowiek jest inny i może na swój własny sposób się odrodzić, zacząć od nowa. Moją drogę – tę prawdziwą – można jeszcze odnaleźć, pracując ze specjalistą. Temu lekarzowi nie szło jednak o psychologa, kolegę po fachu czy jakąś terapię, tylko o coś w rodzaju nowoczesnej poradni kariery zawodowej.
Co o tym sądzisz, czy jest sens w coś takiego wierzyć w mojej sytuacji? Ja, kupka nieszczęścia, mam iść do head hunterów i kazać im znaleźć sobie pracę po czterdziestce? Z depresją, odrostami, bez kasy, perspektyw i nadziei? Nieufna wobec wszystkich?
hana
***
Droga Haniu!
Przede wszystkim sądzę, że jak na osobę pogrążoną w rozpaczy i beznadziei, przekonaną o braku wszelkich szans, masz mnóstwo potencjału i niewykorzystywanych (chwilowo) talentów. Na przykład umiesz myśleć. Uczciwie analizować siebie, nawet jeśli wnioski są niewesołe czy nie przedstawiają cię w korzystnym świetle… Każdy skuteczny doradca rozwoju osobistego – bo chyba kogoś takiego Twój lekarz miał na myśli – od razu to zauważy i z Twoją pomocą pokaże Ci, jak z czegoś, co uważasz za słabość, zrobić atut. Zresztą, miałaś go zawsze. Wydaje mi się tylko, że w niewłaściwym kierunku kanalizowałaś energię. Dziś pogrążasz siebie, generalnie jednak masz silną tendencję do ostentacyjnego oceniania innych. Każdy, komu pozwolisz, powie Ci, że inteligencja Cię do tego nie uprawnia, prowadzi natomiast – wraz z innymi czynnikami – do izolacji społecznej i w efekcie do totalnej bezradności.
Żyjesz bowiem wśród ludzi, dla nich i dzięki nim – nawet jeżeli nie masz rodziny, straciłaś przyjaciół, przemykasz się chyłkiem pod ścianami, od tego faktu nie ma efektywnej ucieczki. Będziesz musiała wrócić z dalekiej podróży. To jak najbardziej realne. Wyalienowały Cię porażki, być może początki nałogu oraz stan trwałego bezrobocia. To pułapki, których nie zawsze umiemy uniknąć świadomymi działaniami, wyborami… Ale można się z nich uwolnić.
Doradca osobisty (jeśli zdecydujesz się na tę opcję) to pojęcie dość nowe. Cały świat dostrzega konieczność rozwoju i finansowania przez państwo takiej ludzkiej instytucji, która zastąpi anonimowe i mało efektywne „pośredniaki”. Doradca taki, w przeciwieństwie do terapeuty, nie analizuje drobiazgowo „ukrytych” przyczyn sytuacji danej osoby, lecz pracuje na faktach i szyje Ci na miarę nowe życie, bo działać trzeba szybko, tu i teraz, nie ma już więcej czasu do zmarnowania. Z jego pomocą odnajdujesz mapę swoich mocnych i słabych punktów, która ma Cię zaprowadzić do celu, np. do typu pracy, który najlepiej do Ciebie pasuje, o czym wcześniej nie wiedziałaś.
Ten konkret – praca z wykorzystaniem tego, co już posiadasz dzięki dobrym i złym doświadczeniom, bez mozolnych szkoleń i odwracania wszystkiego do góry nogami – to podstawa odrodzenia. Bez niej nie wrócisz do normy. Potrzebujesz pieniędzy i chociaż odrobiny pewności siebie (nie mylić z poczuciem wyższości). Na tej bazie odbudujesz całą resztę. A na szczęście praca nie oznacza wcale powrotu do sytuacji czy środowiska, które odrzuciłaś. Nikt nie powinien Ci wmawiać, że uczyniłaś to pochopnie – masz swój rozum i wieloletni staż, masz prawo zachować własne zdanie na temat tego, co jest dla Ciebie złe. Potrzebujesz pomocy w zdefiniowaniu tego, co dobre.
Bardzo namawiam Cię do tego, byś zacisnęła zęby, schowała dumę do kieszeni i zwróciła się o konkretną pomoc, którą podpowiedział Ci specjalista, w końcu po uprzedniej diagnozie. Zrób to szybko, nie wmawiaj sobie, że musisz najpierw pójść do fryzjera i kupić nowe buty, bo w takim stanie nie można pokazywać się między ludźmi. Nie mów, że jesteś stara i bezużyteczna, gdy prawda obiektywna temu przeczy. Takie myślenie tylko przedłuża Twoją stagnację, a wszelkie wymówki ze swej istoty są słabe.
Proszę, nie wahaj się. Zrób z marszu to, co doradził – bardzo mądrze – lekarz. Będę trzymać za Ciebie kciuki.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze