Stałam się czarną owcą…
CEGŁA • dawno temuOd 20 lat opiekuję się ojcem. Opłacam mu całodobową opiekę pielęgniarską. Siostry i brat rozpierzchli się dawno po świecie, dokładają się do utrzymywania taty w godziwych warunkach. Tato jest już niekontaktowy i uradziłyśmy z mamą, że wyjściem będzie sprawdzony ośrodek opiekuńczy z dobrym dojazdem. Pojawił się jednak kolejny, nieoczekiwany przeze mnie problem – reakcja rodzeństwa, które od ponad 20 lat nie mieszka w Polsce i przyjeżdża do nas raz na 2-3 lata. Kategoryczny sprzeciw!
Droga Cegło!
Od 20 lat opiekuję się ojcem, który zapadł na może najstraszniejszą z chorób: w każdej dziedzinie sukcesywnie zapomina, jak żyć… Najpierw czuł się względnie, ja jedynie pomagałam mamie jako nastolatka. Z latami było coraz gorzej. Dziś mam własną rodzinę, a do taty opłacam całodobową opiekę pielęgniarską. On praktycznie leży, a jest potężnej budowy, mama zaś drobna i też schorowana, nie daje rady.
Jestem bardzo późnym dzieckiem, najmłodszą z czworga rodzeństwa. Siostry i brat rozpierzchli się dawno po świecie, mają domy, rodziny. Oboje rodzice są po siedemdziesiątce. Choć pracujemy z mężem po 12 godzin na dobę, by zabezpieczyć przyszłość naszych dzieci, coś im dać – jak rodzice dali wiele nam, chociażby wykształcenie – nie narzekam. Rodzeństwo też dokłada się do utrzymywania taty w godziwych warunkach. Tak było dotąd.
Niestety, nawet to już nie wystarcza. Pojawiły się różnego rodzaju problemy. Mama zaczęła fatalnie się czuć w obecności obcych osób w mieszkaniu, wchodzić w konflikty z pielęgniarkami… Jest rozgoryczona, jej życie przecież również przemija nieuchronnie, nie mam jej tego za złe. Ja materialnie nie stoję źle, ale warunków na przyjęcie do siebie obojga rodziców i tym bardziej jeszcze opiekunek nie mam, choć dzieci kochają i odwiedzają dziadków. Tato jest już praktycznie niekontaktowy i uradziłyśmy z mamą, że wyjściem będzie sprawdzony ośrodek opiekuńczy z dobrym dojazdem, powiedziałabym: luksusowy nawet. Finansowo jest to porównywalne z dotychczasową, profesjonalną opieką domową, już to nawet sprawdziłam, a rodzice też przecież mają swoje emerycko-rentowe dochody.
Pojawił się jednak kolejny, nieoczekiwany przeze mnie problem – reakcja rodzeństwa, które od ponad 20 lat nie mieszka w Polsce i przyjeżdża do nas raz na 2–3 lata. Kategoryczny sprzeciw! Jakby utworzyli partię. Usłyszałam, że jestem bezduszna, nieludzka, chcę się pozbyć kłopotu i rozdzielić biednych rodziców na starość! Te niesprawiedliwe dyrdymały sadzą oni, którzy chorobę taty znają głównie z podręczników – jeśli zadali sobie trud czytania… Jestem rozżalona, do tego stopnia, że popełniłam fatalny błąd i w złości zaproponowałam, żeby w takim razie sami zajęli się ojcem, najwyższa pora. Nie myślałam tak i nie pozwoliłabym na to oczywiście, poniosły mnie nerwy. Było to po tym, gdy siostry oświadczyły, że nie będą przesyłać pieniędzy, jeśli ojca się pozbędę i gdzieś tam go oddam.
Mimo że materialnie stać mnie na samodzielne sprostanie tej sytuacji i nieuleganie takim niskim szantażom, czuję się niezręcznie i jestem głęboko dotknięta. Całym sercem kocham rodziców, najchętniej odcięłabym się teraz od reszty rodziny, ale wiem, że tego zrobić nie wolno i nie wypada, wszyscy jesteśmy taty dziećmi. Tylko mama jest po mojej stronie, jak pisałam.
Czuję, że z przyczyn oczywistych decyzja ta spoczywa w moich rękach i mądry człowiek by się do niej nie wtrącał, tylko uszanował moje zaangażowanie. Nie oczekuję od rodzeństwa wdzięczności za wyręczanie w obowiązkach i wieloletnie zdejmowanie im problemu z głowy – co najwyżej szacunku i zaufania do moich działań, bo przecież wiedzą doskonale, że dbam o ojca jak najlepiej i nigdy nie doznałby najmniejszego uchybienia czy krzywdy z mojej strony. Nie wiem tylko, jak załagodzić konflikt i jednocześnie zrobić to, co dla taty najlepsze.
Brygitka
***
Droga Brygido!
Robisz wszystko, co najlepsze – nie tylko dla ojca, ale dla całej rodziny. W końcu Twoje kolejne decyzje dotyczyły wszystkich i cokolwiek postanowisz, nadal tak będzie. Każde z Was ma w sercu dobro taty, ale oprócz tego własne życie i problemy, które trzeba rozwiązywać równolegle, a czasami, niestety, postawić na pierwszym miejscu.
Różnie się losy ludzkie toczą i naprawdę trudno żądać, by trzy rodziny rzucały wszystko, co zbudowały sobie i wywalczyły za granicą, by czuwać przez 20 lat przy chorym ojcu. Ja w każdym razie takiej potrzeby nie dostrzegam. Tobie ułożyło się tak, że zostałaś w kraju, blisko rodziców, i sytuacja rozwinęła się niejako naturalnie. Na dodatek miałaś wsparcie męża i pomoc rodzeństwa – zamiast fizycznej, finansową, co przecież też jest ważne i cenne.
Do czasu, bo narodził się sztuczny, urojony problem, jakby już sama choroba taty nie była wystarczająca traumą… Siostry oczywiście są nie fair w swoich pretensjach, co jednak prawdopodobnie podyktowane jest wyrzutami sumienia. Są daleko, poza dofinansowaniem niewiele robiły i robią, Ty, będąc pod ręką, wzięłaś na barki chorobę ojca i one mają tego świadomość, uwierz mi. Dlatego, paradoksalnie, teraz próbują zdalnie zachowywać się „przyzwoicie” – lub tak, jak sobie wyobrażają przyzwoite zachowanie. To poczucie winy jest jednak zupełnie niepotrzebne i w spokojnej rozmowie powinnaś im to przy najbliższej okazji uświadomić (jeśli oczywiście tak właśnie czujesz i nie żywisz do nich żalu o nieobecność).
Sprawa jest prosta. Zarówno z prawnego, jak i moralnego punktu widzenia o swoim przeznaczeniu decydował tata – dopóki był w pełni władz umysłowych. Obecnie ma do tego prawo jego żona i najbliższy człowiek, czyli Twoja mama. I to, co ona postanowi z Twoim wsparciem, jest ostateczne, nienaruszalne. Sporadycznie kontaktujące się z ojcem dzieci nie mogą i nie powinny na te postanowienia wpływać, między innymi dlatego, że nie znają realiów. Mają natomiast obowiązek pomagać rodzicom, gdy Ci tej pomocy potrzebują, w dowolnej formie. Gdyby na starość stali się niewydolni finansowo, należą im się od dzieci alimenty – ale do takich drastyczności zapewne w Twojej rodzinie nie dojdzie.
Oczywiście, jest rzeczą względną, czy tata MUSI mieć zapewnione luksusowe warunki – np. takie, które są interpretowane jako „ponad stan”. Wielu starszych ludzi nie ma na to szans. Myślę jednak, że rodzic, który wychował czworo nieźle prosperujących dzieci, zasługuje chyba raczej na więcej niźli mniej, i to bez interwencji sądu! Dlatego mam nadzieję, że siostry się opamiętają i będą Was nadal wspierać, także finansowo. Możesz, rzecz jasna, zrzec się honorowo tej pomocy, jeśli nie jest Ci bezwzględnie potrzebna, ale ja uważam, że byłby to błąd taktyczny. Pomoc taka, choćby symboliczna, dyscyplinuje człowieka w sensie wrażliwości i odpowiedzialności za los najbliższych – nie odbieraj rodzeństwu tej formy dopingu. A poza wszystkim – różnie w życiu bywa i lepiej się zabezpieczyć.
Jesteście wszyscy systemem naczyń połączonych, który, zwłaszcza w sytuacji tak tragicznej choroby w rodzinie, powinien działać sprawnie, zamiast tracić energię na zbędne spory. Teoretycznie. W praktyce, jak widać, bywa różnie, ale nie stresuj się własnymi emocjami. Wyciągnij dłoń na zgodę, zignoruj niemądre zarzuty, a zaproś siostry do udziału w realizacji planu. Możesz przesłać im linki lub prospekty ośrodków, które dla taty wybrałaś, aby miały poczucie współuczestnictwa w tej trudnej decyzji, zapytać o opinię. Niech same wybadają teren na odległość, jeśli mają ochotę i życzenie. Namów je na częstsze rozmowy z mamą, dobrze to zrobi obu stronom. W ogóle nie wspominaj o pieniądzach – ruch pojednawczy w tej kwestii należy do nich, gdyż się, mówiąc nieelegancko, wygłupiły. Wiem, że znów te całe „negocjacje” naprawcze w rodzinie spadają na Ciebie, ale cóż… Może ta rola jest Ci pisana i spełniasz się w niej, mimo chwilowych buntów? Nie wymagajmy od innych zbyt wiele, to się nie rozczarujemy. A u Was rewolucja w rodzinie byłaby trochę jak zmiana koni w trakcie przeprawy. Tego po prostu nie ma sensu robić.
Trzymam kciuki za tatę i całą resztę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze