Miłość jest seksi
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuDaliśmy sobie wmówić, że seks jest grzeszny i brudny. Wciska nam się też inny kit – że seks z jednym partnerem po latach jest nudny i tylko częsta zmiana parterów, różne operacje, tabletki czy wyfiokowane techniki mogą nam poprawić jakość życia seksualnego. A przecież sposób na dobry seks jest tylko jeden. To miłość.
Mam wrażenie, że sami sobie strzeliliśmy w kolano. A może to świat nam strzelił? Doprawdy, nie potrafię powiedzieć, co było pierwsze, jajo czy kura – dość, że strzały padają cały czas ze wszystkich stron i chyba tylko nieliczni pod tym obstrzałem nie padają.
Dość już militarnych, nomen-omen nietrafionych być może metafor, powiem wprost, o co mi chodzi. Chodzi mi o miłość i seks. Mam wrażenie, że rzeczywistość, którą się otaczamy – czy jest to Kabul, czy Paryż, czy Warszawa, strasznie zakłamuje sprawę. O Kabulu pisać nie trzeba, bo karanie ukamienowaniem za tzw. cudzołóstwo czy śmiercią za miłość homoseksualną komentarza nie wymaga. Surowa religijność i obyczajowość, poparta rzekomo wskazówkami samego Pana Boga, to mieszanka bardzo zniekształcająca spojrzenie na miłość i seks. Służy kontroli najpierwotniejszych ludzkich odruchów i popędów, kastrując człowieka od najmłodszych lat. Kto nie wierzy, niech zapyta seksuologów i terapeutów, ilu ich pacjentów i klientów boryka się z poczuciem winy czy seksualną niemocą, spowodowaną restrykcyjnym religijnym wychowaniem. I naprawdę nie ma znaczenia, jaka to religia. Kastracja to kastracja.
Ostatnio w polskich szkołach pojawili się przedstawiciele organizacji, zachęcającej młodzież do całkowitej seksualnej abstynencji. Entuzjaści przedmałżeńskiej czystości straszą strasznymi chorobami, co to potrafią się przecisnąć przez strukturę prezerwatywy, śmiercionośnymi wirusami przedostającymi się z organizmu do organizmu przez ślinę i innymi niebezpiecznymi skutkami uprawiania miłości. Profesor Lew-Starowicz skomentował ów fakt, że z takimi poglądami na ludzką seksualność owi działacze powinni występować podczas lekcji religii, ale kto tam by słuchał jakiegoś profesora? Lekcje, o których piszę, odbywają się w ramach lekcji wychowawczych albo przystosowania do życia w rodzinie. Bo wiadomo przecież od dawna, że seks tylko w rodzinie.
Z jednej strony młodzi ludzie mają więc karę za grzechy i zalecenia, żeby się wstrzymywać i powstrzymywać, inaczej umrą na AIDS i sepsę, a z drugiej świat, który krzyczy z każdej strony: bądź seksi! Ubieraj się seksi, jedz seksi, pij seksi kawę, słuchaj seksi muzy, tylko to się liczy! Nawet skład artykułów budowlanych obok mnie reklamuje pani z gołym biustem tak wielkim, że założę się, że ma problem z kupieniem odpowiedniego biustonosza. Świat ciągle epatuje golizną i na różne sposoby mówi: seks, seks, seks, seks. Nie wspomnę o łatwym dostępie do pornografii, która z prawdziwym seksem ma tyle wspólnego, co mistycyzm z ruskimi pierogami, a jednak dla większości skołowanych kochanków i kochanek jest jedyną szkołą know-how.
Jaki jeszcze przekaz daje nam świat? Kolorowe magazyny, kształtujące umysłowość coraz większych rzeszy nastolatek i programy telewizyjne, dotyczące szeroko pojętej obyczajowości, piszą o seksie w sposób coraz bardziej otwarty i bezpruderyjny. Aktorzy i aktorki chwalą się swoimi podbojami w tej dziedzinie życia, sławni mężowie porzucają starzejące się żony dla młodych dziewcząt i są z tego dumni, bohaterami pierwszych stron gazet bywają sławni seksoholicy. Bycie singlem też jest seksi, jak i częsta wymiana partnerów seksualnych. Rozmaici specjaliści doradzają, jakie pozycje są najlepsze; zachęcają do łóżkowych eksperymentów, polecają różne gadżety czy środki farmakologiczne. Sporo pisze się też o operacjach plastycznych, którym poddają się kochankowie obu płci: przycinaniu warg sromowych, powiększaniu penisów i piersi czy też nawet wybielaniu odbytu. Wszystko to rzekomo po to, żeby poprawić jakość swojego życia seksualnego.
Czyli psychoza. Z jednej strony dostajemy po łapach – bo jak będziemy to robić, czeka nas śmierć w męczarniach, a po śmierci piekło, z drugiej strony sprowadzamy seks do gry, zabawy, w której wystarczy wykazać się odpowiednią budową ciała, listą licznych podbojów i zestawem gadżetów, żeby było dobrze.
A jak jest źle – weź pigułkę.
Jeśli są inne głosy, słabo je słychać.
Nikt nie mówi, że seks jest wspaniały i dobry. Jest świętym aktem, jednym z najważniejszych w życiu każdego człowieka – w końcu służy przedłużeniu gatunku i dystrybucji genów, a czy jest coś ważniejszego z punktu widzenia ewolucji? Że seks powinien być czczony, jak to miało miejsce w niektórych starożytnych kulturach. Że seks jest zdrowy, ma odmładzające działanie, zapobiega różnym chorobom, bo podczas orgazmu ciało zalane endorfinami doskonale się regeneruje. Że jest źródłem radości i siły, a przy odpowiednim podejściu może także służyć rozwojowi własnej duchowości. I – chyba najważniejsze – nie ma dobrego seksu bez miłości. Owszem, kiedy jej nie ma, może być przyjemnie, o ile partnerzy wiedzą, które guziczki naciskać w maszynach swoich ciał, ale z przypadkowym kochankiem raczej nie ma co liczyć na orgazm życia. Takie rzeczy dzieją się same, kiedy ludzie kochają się, szanują i są otwarci na siebie nawzajem.
Nikt nie mówi, że miłość i dobry seks zawsze idą w parze. Że monogamia jest seksi, bo tylko z kimś, komu bezgranicznie ufasz i przy kim czujesz się absolutnie bezpiecznie, możesz mieć orgazm millenium. Że kiedy jest miłość i wierność, seks jest tym, czym powinien być – czyli świętem. Że kiedy kochasz i jesteś kochana, twoje ciało się otwiera i nie potrzebuje trzydziestocentymetrowego penisa czy podwójnej penetracji, żeby podłączyć się do świętego strumienia miłości fizycznej. Że seks to także odpowiedzialność za drugiego człowieka…
Ludzie dali sobie wmówić, że po wielu latach razem tylko zmiana partnerów seksualnych może przywrócić poziom ich libido do poziomu dwudziestolatka. Zdradzają się nawzajem na potęgę, szukając coraz mocniejszych wrażeń. Nie wiedzą, że wszystko, czego im trzeba, mają w sobie. Wystarczy zrozumieć, że seks to nie gra w tenisa stołowego, ale coś znacznie poważniejszego, popracować nad jakością swojego związku, kochać się nawzajem i szanować. A wtedy dobry seks sam przyjdzie: bez powiększania penisa, przycinania warg sromowych i wybielania odbytu. A więc – kochajmy się, eksperymentujmy i cieszmy się seksem, ale tylko z tymi, których kochamy.
Życzę pięknych orgazmów na wszystkich poziomach istnienia.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze