Czy imię ma związek z przeznaczeniem?
ANKA WALISZEWSKA • dawno temuWybierając imię dziecku rodzice kierują się nie tylko gustem, obowiązującą modą, ale i wyobrażeniem o przyszłości malucha. Imiona czasem też dziedziczymy po przodkach, znanych osobach lub bohaterach filmów, książek, wierszy. Większość akceptuje ten niezależny od nas wybór, niektórzy jednak nie potrafią się z nim pogodzić. Czy imię może utrudniać życie?
Mam 23 lata, jestem studentką z Krakowa. Nie czuję się Alinką, choć w ten sposób zwraca się do mnie rodzina i osoby z jej otoczenia. Imię Alina denerwuje mnie, a tym bardziej jego zdrobnienie — słyszę je kilkanaście razy w ciągu dnia i zawsze wywołuje we mnie napięcie. Niedługo kończę studia, zaczęłam dorabiać jako fotomodelka, a bliscy zwracają się do mnie jak do kilkuletniej dziewczynki.
Stworzyłam sobie dwa światy, w jednym jestem Alinką, w drugim Anką. Dla siostry zawsze będę Alinką. Ostatnio, kiedy brałam udział w sesji zdjęciowej, Magda zadzwoniła do studia. Spytała o Alinkę, na co asystent fotografa, który odebrał telefon, odłożył słuchawkę myśląc, że to pomyłka. Po chwili usłyszałam pytanie — czy ktoś zna osobę o tym imieniu — ale nie odezwałam się. Kiedy dyskretnie oddzwoniłam do Magdy, domyślając się, że to ona mnie szuka i powiedziałam — Cześć, tu Anka — siostra zaczęła się śmiać.
Chociaż staram się być Anką, to w trakcie ostatnich zajęć w klubie fitness poddałam się. Na gimnastyce trenerka kazała położyć się na macie, podnieść w górę nogę i napisać nią swoje imię. Napisałam: Alinka.
Mam trójkę rodzeństwa, ale tylko ja noszę imię, które trąci myszką. Wybrała je dla mnie mama. To ona steruje naszą rodziną. Ojciec, który kilka lat temu przeszedł na emeryturę, w domu zawsze był wycofany. Stan jego umysłu nazwałabym “emigracją wewnętrzną”. Moja rodzicielka pracuje jako instruktor NPR (naturalnego planowania rodziny) i najlepiej czuje się w środowisku aktywnych katolików. Często przyjmuje w domu swoich byłych podopiecznych z pociechami, a ja te szkraby zabawiam. Wdzięczni rodzice prawią mi komplementy, choć nie troszczę się jakoś szczególnie o ich maluchy. Babysitting traktuję jako przymusowe zajęcie, mimo to słyszę od mamy, że powinnam pracować z dziećmi. Kiedy mówię jej, że fakt, iż dzieci mnie lubią, nie oznacza, że ja czuję do nich to samo, ona tylko się uśmiecha. Mama chce bym pracę związała z dziećmi.
Najbardziej pasowałby mi etat w agencji reklamowej. Mogłabym być copywriterem, albo pisać storyboardy… Tym bardziej nie zaprezentowałabym się w trakcie rozmowy o pracę jako Alinka. Na dźwięk tego imienia świat bynajmniej nie drży w posadach. Anka brzmi jakoś bardziej dosadnie, silniej, zdecydowanie.
Spolegliwa Alinka z wyobrażeń mojej mamy nie istnieje naprawdę. To romantyczna siostra przedstawiona w tragedii Juliusza Słowackiego Balladyna. Mama zafascynowana tym utworem, marzyła o takiej córce i niestety tak mnie ochrzciła. Czy rzeczywiście przypominam eteryczną, usłużną, dobrotliwą bohaterkę dziewiętnastowiecznej literatury? Moim zdaniem nie.
Muszę zawalczyć o siebie, czyli o Ankę. Pokazać rodzicom, że mam własne plany. Nie będę już niańczyć obcych dzieci (co innego, gdyby były moje), przy następnej wizycie młodych rodziców po prostu ubiorę się w piżamę i nie wyjdę z pokoju. Od mamy usłyszę, że się alienuję, ale mam dobrą wymówkę, muszę wreszcie zredagować CV i przyjrzeć się ofertom pracy. Niech duch Alinki opada na dno jeziora Gopło, bo Anka zaczyna działać!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze