Małżeństwo z rozsądku
ANNA PAŁASZ • dawno temuMiłość? Przereklamowana. Im prędzej zapomnisz o księciu z bajki, tym mniej się w życiu rozczarujesz. Jeśli małżeństwo, to tylko z rozsądku – choć złośliwi mówią, że małżeństwo z rozsądkiem niewiele ma wspólnego. W życiu trzeba umieć się ustawić, również przed ołtarzem.
Małżeństwo z wyrachowania
Agnieszka (32 lata, sekretarka z Krakowa) nigdy z rachunków dobra nie była, a jednak to zimna kalkulacja przywiodła ją przed ołtarz.
— Byłam z jednym facetem przez osiem lat, od początku studiów. Karmiliśmy się miłością jak szczury trutką. Chciałam być jego żoną, nawet się zaręczyliśmy, ale jego to przerosło i uciekł z koleżanką z pracy. Ja zostałam na lodzie, zapłakana i… spłukana.
Moja praca nie była ani ambitna, ani dobrze płatna, więc kiedy zostałam z mieszkaniem i rachunkami do opłacenia, poczułam, że gorzej być nie może. Osiągnęłam wiek, w którym pragnęłam stabilizacji i rodziny. I wtedy pojawił się mój mąż. Pracowaliśmy razem, on jest dziesięć lat starszy, był po rozwodzie i podobnie jak ja chciał się na nowo ustatkować. Jest nie tylko przystojny, ale i dobrze zarabia. Wiedziałam, że przy nim nie zginę, jest we mnie wpatrzony jak w obrazek i wiem, że to ma sens. Może nie kochamy się na zabój, mamy ten etap za sobą, miłość odbiła nam się czkawką i teraz pragniemy szacunku i poczucia bezpieczeństwa, a nie motyli w brzuchu. Jest nam razem wygodnie i dobrze, nie oszukuję się, że pokocham go nad życie, ale zależy mi na nim i wiem, że to wystarczy.
Małżeństwo z wdzięczności
Beata (21 lat, studentka z Wrocławia) śmieje się, że tonący chwyta się… ołtarza. Nie chciała wychodzić za mąż, ale jeszcze bardziej nie chciała być samotną matką bez perspektyw.
— Wpadłam w wieku dziewiętnastu lat, przed maturą. Wiedziałam, że nie dam rady studiować i chować dziecka, zwłaszcza, że jego biologiczny ojciec ulotnił się jak kamfora.
Kiedy zostałam sama, z brzuchem i nic nie wartym świadectwem maturalnym, poznałam mojego męża. Bardzo się we mnie zakochał, od razu uznał moje dziecko za swoje i czułam, jakbym trafiła szóstkę w totka. Pracował, utrzymywał nas, wprowadził do swojego mieszkania i dbał, żeby niczego nam nie brakowało.
Od razu zgodziłam się za niego wyjść, nie mogłam odwrócić się plecami do faceta, który tyle mi dał. Dzięki niemu mogłam kontynuować naukę, każdego dnia dziękuję losowi, że mi go zesłał. Kocham go w dość logiczny i wdzięczny sposób. Czasami mam wyrzuty sumienia, że nie kocham go tak jak on mnie, ale to przychodzi z czasem, nie ma sensu popędzać.
Małżeństwo z potrzeby
Ewa (39 lat, bezrobotna z Zielonej Góry) przyznaje, że na małżeństwo zdecydowała się, by nie musieć dłużej zapożyczać się po znajomych i rodzinie. Miłością, jak mówi, rachunków by nie opłaciła.
— Mój mąż to dobry człowiek. Nie wiem, gdzie on mnie wypatrzył, to taki wykształcony i piękny mężczyzna, z piękną duszą. Ja mam dwójkę dzieci, kiedy go poznałam, nie miałam pracy ani pieniędzy na czynsz. On podał mi rękę, spłacił długi i jeszcze poprosił, żebym za niego wyszła. To była najdziwniejsza i najlepsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Nie muszę się o nic martwić, a on niczego nadzwyczajnego nie wymaga. Kocham go, może nie tak jak kochałam poprzedniego męża, ale z tamtej miłości nic dobrego nie wyszło, oprócz długów.
Można powiedzieć, że wyszłam za mąż z wyrachowania, może wtedy tak myślałam, ale dziś wiem, że mąż jest dla mnie najważniejszą osobą i to nie ma znaczenia, czy kochałam go wtedy czy dopiero teraz. Jesteśmy sobie przeznaczeni.
Małżeństwo ze smutku
Katarzyna (34 lata, dermatolog z Wrocławia) została porzucona przez partnera, wielokrotnie zdradzona. By ukoić swój ból, postanowiła… wyjść za mąż.
— Kiedy mój facet mnie porzucił, niespodziewanie pojawił się mój były, gotów chwytać każdą łzę. To ja go zostawiłam, bo chciałam więcej, lepiej. Doigrałam się. A on czekał, aż mi się noga powinie, żeby wykorzystać szansę i udowodnić mi, że jesteśmy sobie pisani.
Może z początku nie byłam zachwycona jego obecnością, jednak z czasem doceniłam jego zaangażowanie. Przy nim uleczyłam złamane serce, może nie zakochałam się w nim, ale potrzebowałam go. Kiedy mi się oświadczył, byłam zaskoczona, ale jednocześnie nie czułam się na siłach by odmówić – chciałam czuć się kochana i potrzebna, a poza tym chciałam pokazać temu, który mnie oszukiwał, że na niego nie czekam i nie rozpaczam. Chciałam, żeby zobaczył mnie z innym, chciałam pokazać, ile jestem warta i że zasługuję na szczęście, którego on mi nie dał.
Jestem mężatką od trzech lat, uczę się kochać męża, tak jak dawniej, mimo wszystko. Wiem, że nie kierowały mną właściwe emocje, że ten ślub był trochę na wyrost, ale w tamtej chwili chciałam czuć się potrzebna i ważna, zresztą, cały czas tak jest. Zwykle ludzie najpierw zakochują się w sobie, a potem biorą ślub. Ja zaczęłam od końca, a zresztą, już raz go kochałam, więc drugi raz też mogę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze