Demon hodowlany
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuRozumiem, że pojawienie się kogoś, do kogo nasza druga połowa żywiła ciepłe uczucia, czasami bywa niepokojące. Zwłaszcza jeśli ich wzajemne stosunki nadal są pełne serdeczności. To budzi pewną obawę, czy aby ta serdeczność nie jest podszyta czymś więcej. Nie zawsze słuszną.
Szanowna Redakcjo,
Piszę, bo zdałem sobie sprawę z tego, że moje życie utknęło w martwym punkcie i właściwie nie mam komu o tym powiedzieć.
Od dziewięciu lat jestem żonaty. Do niedawna byłem pewien nas, naszego małżeństwa, naszej miłości – do chwili gdy pojawił się stary „znajomy” mojej żony z czasów studiów. Dziwne, ale dopiero teraz zrozumiałem, że już wtedy z nim była. Zanim się pobraliśmy. Dlaczego wtedy wybrała mnie? Myślałem, że jesteśmy szczęśliwi. A teraz… Zastanawiam się, co by było, gdyby wtedy, gdy byliśmy jeszcze na studiach, ona wybrała jednak jego. Przeraża mnie myśl, że ona teraz może też się nad tym zastanawia. Co by było, gdyby wtedy… Czy teraz ja byłbym jej kochankiem, a on mężem? Jak wiele w życiu zależy od takich wyborów… Co powinienem teraz robić? Milczeć? Udawać, że nic się nie stało? Czekać i patrzeć, jak rozpada się moje małżeństwo?
Co mam zrobić?…
Krzysztof
***
Drogi Krzysztofie,
Ustalmy jedno: największe demony tkwią w naszej wyobraźni. W tym, co opisujesz, nie widzę powodów do aż takiego niepokoju, chyba że są sprawy, które pominąłeś, a które jasno świadczą o tym, że żona ma romans.
Oprę się na tym, co napisałeś. Nie wiedzieć czemu, człowiek często ma wpisane w umysł, że na pewno jest gorszy od wszystkich ludzi, którzy pojawiają się wokół jego partnera/partnerki i tylko dybią na to, jak go wygryźć z należnego miejsca u boku. Taka postawa nie rokuje dobrze… Można zacząć się bać o swoją pozycję. Często obawy zaczynają powodować zachowaniem w sposób zupełnie irracjonalny i zdarza się, że robimy rzeczy, których w normalnym stanie emocji nie zrobilibyśmy. Trzeba bardzo uważać z tym, żeby negatywny obraz sytuacji nie przesłonił rzeczywistości. Zazdrość jest uczuciem na tyle silnym, że może Ci uniemożliwić trzeźwą ocenę relacji Twojej żony z dawnym znajomym, a co za tym idzie, trzeźwą ocenę Waszego związku.
Nie zawsze „dawny znajomy” znaczy „kochanek”. Ba, nie zawsze „były kochanek” musi z automatu stać się na powrót „obecnym kochankiem”. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że najczęściej nie – w końcu co się miało zdarzyć, już się zdarzyło, feromony wyparowały, pozostała najwyżej serdeczność. Myślę, że musisz się przyjrzeć przede wszystkim swoim emocjom: dlaczego sądzisz, że coś ich łączyło i łączy? Nie wykluczam, że masz pełną rację, ale do tego musisz mieć jasne argumenty, żeby później w rozmowie z żoną spróbować to sobie wyjaśnić.
No właśnie, rozmowa z żoną. To będzie pewnie niezbędne. Po to, by rozwiać albo pogłębić Twoje wątpliwości. Tylko proszę, nie startuj od „nie podoba mi się ten twój kolega” ani od „mam wrażenie, że coś Was łączy”. Porozmawiajcie najpierw o Was. O tym, jak wygląda Wasz związek, czy dla obu stron jest satysfakcjonujący. Ostra konfrontacja prowadzi do żywiołowej obrony i wówczas rozmowy nie przyniosą mądrego skutku. Żona skupi się na odpieraniu ataku i tym samym przestaniecie w ogóle panować nad przebiegiem rozmowy. Niczego się nie dowiesz, a być może niepotrzebnie zranisz żonę. Zresztą może się zdarzyć tak, że nawet jeśli coś było „na rzeczy”, to żona pokieruje konwersacją tak, byś sam we własnych oczach ośmieszył się podejrzeniami. Oczywiście, to nie jest panaceum na wszystko – rozmowa niekoniecznie odniesie pożądany skutek, pytaniem pozostanie też, czy żonie możesz zaufać, czy nie kłamie – ale musicie przynajmniej w ten sposób zacząć rozwiązywać problem. Pozostawianie spraw ich własnemu biegowi najczęściej oddala ludzi od siebie, a to nie rokuje dobrze w przypadku związku.
Tak czy owak musisz postarać się jasno, bez agresji wyjaśnić żonie, co budzi Twoje obawy. I przyjrzyj się także sobie, czy nie popadasz w przesadną zazdrość. To uczucie niezwykle niszczące, nie znam w zasadzie pary, która przetrwałaby nieustające podejrzenia i złość o spotkania z bliskimi znajomymi. Nie mówiąc o tym, w ilu przypadkach ktoś powiedział sobie: „Jeśli mam cierpieć, to niech przynajmniej wiem za co” - i poddał się nastrojowi chwili, by w kolejnym ataku furii partnera móc sobie powspominać chwile pełne uniesień…
Krzysztofie, życzę pełnej szczerości, Twojej wobec siebie samego – i w Waszych rozmowach.
Pozdrawiam,
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze