Antykoncepcja awaryjna bez recepty nie dla Polek?
EWA ORACZ • dawno temuWraca temat „pigułek po” i jak to bywa w naszym pięknym kraju, jest tak jak można się spodziewać, czyli po raz kolejny przepisy uderzą w kobiety. Kto wie, jak działają takie środki? Panowie z resortu zdrowia raczej nie doczytali w tym temacie. Skoro wprowadzono taką tabletkę, żeby kobieta mogła decydować czy i kiedy chce mieć dzieci, to dlaczego potem utrudnia się do niej dostęp?
Wraca temat „pigułek po” i jak to bywa w naszym pięknym kraju, jest tak jak można się spodziewać, czyli po raz kolejny przepisy uderzą w kobiety. Kto wie, jak działają takie środki? Panowie z resortu zdrowia raczej nie doczytali w tym temacie. Skoro wprowadzono taką tabletkę, żeby kobieta mogła decydować czy i kiedy chce mieć dzieci, to dlaczego potem utrudnia się do niej dostęp?
Kilka dni temu, bo 7. stycznia Komisja Europejska zdecydowała, że lek z antykoncepcji awaryjnej o nazwie ellaOne może być sprzedawany na terenie Unii Europejskiej bez recepty, jednak decyzja ostatecznie należy do władz poszczególnych państw członkowskich. Sprawa ta na nowo przywróciła dyskusję na temat tego rodzaju środków. W dużej mierze przyczynił się do tego Janusz Palikot wypowiadając się na ten temat na konferencji prasowej, w której także zwrócił się do prezydenta, by ten określił swoje stanowisko w sprawie. Jak powiedział w swoim charakterystycznym stylu:
"Bardzo proste i bardzo twarde pytanie do pana prezydenta: czy jest po stronie gwałcicieli — tych, którzy sami wybierają kobiety dla swoich dzieci, czy jest po stronie kobiet" (…) to jest pytanie, na które można udzielić tylko jednej odpowiedzi: tak lub nie. Czy Polki mają mieć takie samo prawo jak wszystkie Europejki, czy nie.
Dziś mamy sytuację o tyle spektakularną, że zmieniło się prawo europejskie i dziś kobiety w całej Europie, także w Czechach, Słowacji będą miały tego typu pigułki bez recepty. Jest pytanie, dlaczego Polki mają być w gorszej sytuacji niż np. Egipcjanki i w gorszej sytuacji niż Czeszki i Słowaczki. To jest pytanie o to, czy w Polsce są standardy europejskie, czy jakieś inne.
Należy tu podkreślić, że ellaOne nie jest środkiem wczesnoporonnym podobnie jak Postinor oraz Escapelle dostępne w Polsce na receptę. Środki te działają przede wszystkim na owulację, blokując ją, zmieniają śluz przeszkadzając plemnikom w dotarciu na miejsce, mogą też zmieniać wyściółkę macicy, uniemożliwiając zagnieżdżenie zapłodnionego jaja, gdyby doszło do tego (dlatego tak ważny jest czas zastosowania). W przypadku, gdy EllaOne użyje kobieta będąca już w ciąży, nie wpłynie to negatywnie na ciążę, a wręcz przeciwnie. Zawarty w środku levonorgestrel należy bowiem do grupy tzw. progestagenów (od greckiego gestos - ciąża) czyli hormonów wspierających ciążę. Zastosowany więc w czasie ciąży nie spowoduje poronienia. Skąd więc te mity na temat działania wczesnoporonnego? Dla niektórych osób ciąża zaczyna się w momencie zapłodnienia, powszechnie uważa się, że zaczyna się od zagnieżdżenia (implantacji) w macicy, bo od tego momentu wytwarzany jest hormon HCG . Nie zamierzam tu podważać czyjegokolwiek zdania na ten temat. Kobiety, według których „pigułka po” ma działanie wczesnoporonne, nie będą jej używały po prostu.
Odnoszę po raz kolejny wrażenie, że znowu jest „o nas bez nas”. Nie wiem, na czym polega problem z wprowadzeniem na rynek ellaOne bez recepty. Skoro Komisja Europejska wraz z ekspertami stwierdziła, że jest to na tyle bezpieczny środek, że kobiety mogą go same zastosować, bez wcześniejszego lekarskiego badania, to dlaczego w Polsce jest z tym problem? Na pewno nie chodzi o zdrowie kobiet, ani nie jest to objaw troski ze strony państwa. Skuteczność pigułek zależy od czasu, jaki minie od stosunku do zażycia. Wiadomo, że najskuteczniejsze jest zastosowanie ich w ciągu 24 godzin. Skoro środki te zostały zatwierdzone i wprowadzone na rynek, czyli są w pełni legalne, czym innym jest trzymanie się wydawania ich wyłącznie na receptę, jak nie utrudnianiem?
Polska była przeciwna tej decyzji, głosowaliśmy przeciwko na posiedzeniu Europejskiej Agencji ds. Leków. Jeżeli będzie zapis o decyzji władz krajowych, to utrzymamy przepis o dostępności na receptę — powiedział Sławomir Neumann wiceszef resortu zdrowia.
Wiadomo, jak to wygląda w praktyce. Nieszczęśnicy, których poniosło albo pękła im prezerwatywa, będą szukać lekarza, który zgodzi się wypisać receptę, co nie jest już takie oczywiste. Mogą mieć szczęście, jeśli mają znajomości, albo trafią na lekarza, który nie zasłoni się klauzulą sumienia. Może jednak skończyć się to spacerem między gabinetami, który poza marnowaniem bardzo cennego w tym przypadku czasu, marnuje jeszcze finanse, bo za prywatne wizyty trzeba zapłacić. Wersja obojga nieszczęśników to wersja optymistyczna, zdarzająca się niezmiernie rzadko, najczęściej kobiety same muszą zajmować się zdobywaniem tabletki. A co z nastolatkami? Czy pan Neumann pomyślał o nich? Co z ofiarami gwałtu? Może to ma być sposób na niż demograficzny?
Na polskich forach można przeczytać wiele historii kobiet, które w nocy jeździły po szpitalach i szukały lekarza skłonnego przepisać receptę. Najgorzej jest na prowincji, gdzie jest jeden ginekolog, jedna przychodnia i jedna apteka. Tam zdobycie tabletki jest praktycznie niemożliwe. A przecież mówimy o legalnych środkach antykoncepcyjnych. Odmawianie wypisania recepty jest dyskryminacją, podobnie jak traktowanie tego jak kaprys. Środki bez recepty rozwiązałyby ten problem chroniąc kobiety przed zbędnym stresem.
Proponowałabym wszystkim zwolennikom utrudniania kobietom dostępu do legalnej antykoncepcji awaryjnej (dla niektórych osób, jest walka o nienarodzone dzieci, co może świadczyć wyłącznie o niedouczeniu) zajęcie się sprawą alimentów w Polsce. Wiecie jak wyglądają statystyki? Około 17% ojców płaci. Kogo to poza matkami obchodzi? Ale to już osobny temat, nie tak medialny jak „pigułki po”, przy których wielu polityków bardzo lubi używać niewłaściwie określenia środki wczesnoporonne.
Źródło: pap.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze