Nie-super niania
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuTe nianie nie biją, nie krzyczą na swoich małych podopiecznych. Wręcz przeciwnie – są miłe i troskliwe. Ale brakuje im cech, które sprawiają, że zatrudniający je rodzice z czystym sumieniem mogą zostawiać swoje dziecko pod ich opieką. Nagminnie zdarzają się osoby, które zdecydowanie powinny poszukać sobie innego zajęcia.
Te nianie nie biją, nie krzyczą na swoich małych podopiecznych. Wręcz przeciwnie – są miłe i troskliwe. Ale brakuje im cech, które sprawiają, że zatrudniający je rodzice z czystym sumieniem mogą zostawiać swoje dziecko pod ich opieką.
Opiekunki do dzieci, niezależnie od powodów, dla których wybrały tę właśnie profesję, powinny mieć świadomość i poczucie, że wykonują zawód szczególny. Chodzi bowiem nie tylko o zarobek, ale i o dziecko — jego bezpieczeństwo i uczucia. Niania powinna być osobą odpowiedzialną i kompetentną. Ważne, by lubiła dzieci i miała serce. Pożądana jest elastyczność, inteligencja i wyobraźnia. Tymczasem — abstrahując od przypadków mrożących krew w żyłach – nagminnie zdarzają się osoby, które zdecydowanie powinny poszukać sobie innego zajęcia.
Małgorzata (33 lata, bankowiec z Gdyni):
— Wydawało mi się, że nie posyłając dziecka do żłobka, a zatrudniając nianię, która prawie za równowartość mojej pensji ma się nim opiekować, wybieram wariant optymalny, najlepszy. Zosia, tak ma na imię opiekunka mojego dziecka, nie tyle jest kobietą złą, co leniwą i cwaną. Pracuje u nas od kilku miesięcy, dotychczas nie mieliśmy do niej żadnych zastrzeżeń. Jaś ją lubi, zawsze do niej biegnie, kiedy się spotkają i dość niechętnie się z nią rozstaje. Razem się bawią, czytają, rzadko tylko chodzą na spacery (Zosia wymiguje się, jak tylko może), ale ogólnie wydaje się być dobrą kobietą.
Nasza niania nie musi robić nic poza opieką nad dzieckiem. Nie gotuje, nie sprząta, nie prasuje, choć dostaje pensję niemal dwa razy taką, jak inne opiekunki. Nie to, że jesteśmy bardzo zamożni – po prostu wolałam przystać na jej warunki finansowe, ponieważ wzbudziła moje zaufanie, no i liczyłam na to, że ona to doceni, że będzie szanowała swoją pracę (bo to, że Jasia polubiła, nie ulega wątpliwości).
Sytuacja zmieniła się, kiedy przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, położonego na skraju miasta. Jest zima, wiem, późno wstaje dzień, a aura nie należy do szczególnie przyjaznych, ale na Boga! Nie tylko ona dojeżdża do pracy! Żeby ją bardziej do siebie przywiązać, umówiliśmy się, że niezależnie od tego, czy niania będzie chora, czy też ja będę chciała zostać w domu z Jasiem, wypadną święta lub inny wolny dzień, płacimy jej zawsze stałą pensję. I się zaczęło! Już w listopadzie Zosia musiała przez tydzień chodzić na rehabilitację kolana. W grudniu okazało się, że powaliła ją grypa – na całe dwa tygodnie. Myśleliśmy, że to przypadek, ale kiedy kilka dni po Nowym Roku zadzwoniła, że ma kolejne L4, tym razem na dziesięć dni – załamałam się. Mam niezbyt komfortową sytuację w pracy, dlatego nie mogę się wciąż zwalniać, żeby zastępować nianię. Nie o to przecież chodzi. To straszne, bo z jednej strony Jaś ją bardzo lubi, czuje się przy niej dobrze, z drugiej zakrawa to na kpinę – nie wiem, czego się mogę po niej spodziewać i kiedy. Straciłam do niej i zaufanie, i szacunek, i serce. Mam wrażenie, że jest leniwa i bezduszna, a swoją pracę traktuje dokładnie tak samo, jak etat w spożywczaku. I to mnie bardzo boli.
Patrycja (30 lat, urzędniczka z Warszawy):
— Moja dwuletnia córka ma ze swoją nianią cudowny kontakt. Śmiejemy się, że tak dobrze się dogadują, bo reprezentują mniej więcej ten sam poziom intelektualny. Świetnie się czują w swoim towarzystwie, lubią się, radośnie się bawią. Skąd to wiem? Powiedzmy, że mam czujnych sąsiadów i mało nowoczesne drzwi. Wszystko byłoby super – przecież szukałam kogoś, kto będzie dobry dla mojego dziecka — gdyby nie fakt, że moja niania jest wyrachowaną histeryczką, trudno mi już jej zaufać.
To, że jest chaotyczna i dużo mówi, jest nietaktowna i wścibska, nieszczególnie mnie obchodziło. Tłumaczyłam sobie, że nie szukam towarzystwa dla siebie, a opiekunki dla dziecka. Wmawiałam sobie, że wymyślam i czepiam się szczegółów. Moja córka jest szczęśliwa i to jest najważniejsze, reszta się nie liczy! Niestety ostatnie wydarzenia bardzo ostudziły mój entuzjazm. Od jakiegoś czasu – to chyba zima tak na nią wpływa — niania niemal codziennie wita mnie tekstem w stylu O jaka ja jestem zmęczona! O jak ja nienawidzę tak rano wstawać! Mam wrażenie, że nie przychodzi opiekować się pogodną dziewczynką, a skierowano ją do pracy w kamieniołomach. Poza tym jest wielką panikarą, wszystkiego się boi, lęk budzi w niej i katar, i nieprzewidziane sytuacje - O Boże! A jak mała spadnie?! Ojej, ja nie dam rady!
Kiedy moje dziecko zachorowało na grypę, musiałam wziąć zwolnienie. To samo, gdy Jula zachorowała na ospę – niania bała się półpaśca! Był taki tydzień, że mąż wyjechał w delegację. Opiekunka nie zgodziła się, by – oczywiście za dodatkowe pieniądze – wesprzeć mnie, przychodząc kwadrans wcześniej, czy wychodząc pół godziny później. Nie, nie, ja mam swoje plany, swoje życie albo Nie, bo nie zdążę zrobić zakupów. Załamałam ręce, bo sądziłam – na wyrost, jak się okazało – że ta kobieta stała się w pewnym sensie członkiem naszej rodziny, że Jula jest dla niej ważna. I nie chodzi o to, że ta pani jest nieelastyczna. Ona nie ma serca. Przecież sprawa nie rozbijała się o jakieś zastępstwo czy przykre prace, a o dziecko, które ona podobno tak strasznie kocha (tak, jest bardzo hojna w deklaracjach bez pokrycia) i jego dobro.
Nie wiem, co zrobimy, na razie myślimy i próbujemy nabrać dystansu. Obawiamy się bowiem, że zmieniając nianię możemy wpaść z deszczu pod rynnę. Bo to, co się wokół dzieje, nie wróży najlepiej.
Monika (25 lat, prawniczka z Olsztyna):
— Jadzia była naszą nianią do końca zeszłego roku, teraz moją córką opiekuje się babcia. Niestety jest to rozwiązanie chwilowe — moja mama nie bardzo ma siłę, by przez dłuższy czas biegać za energiczną dwulatką. Będziemy znów szukać niani, choć na razie czuję się w tym temacie skołowana. Nie wiem, na co zwracać uwagę, żeby znów się nie pomylić.
Jadzia wydawała się nam opiekunką idealną. Owszem, była nieco roztargniona, ale wychowała dwoje dzieci, więc jakoś dawała sobie radę w życiu. Mają opiekowała się trzy miesiące – nie miałam zastrzeżeń. Przede mną był ciężki egzamin, zrobiłam sobie wolne i uczyłam się w domu, dziewczyny bawiły się w pokoju obok. Jadzia potrafiła być bardzo kreatywna i zabawna, toteż obydwie śmiały się, wariowały. Naprawdę widać było, że się świetnie rozumieją.
Nadeszła pora spaceru. Kiedy zobaczyłam, jak Jadzia ubrała moje dziecko, oniemiałam. Kombinezon był, ale żeby jakiś sweterek pod nim? Nie, a przecież był mróz! Czapkę założyła tak, że Majciowe uszy były na wierzchu, o rękawiczkach w ogóle zapominała. Szalikiem dziecko było owinięte tak finezyjnie, że mało się nie poddusiło. Szok! Wyjrzałam przez okno – a tam niania pcha po zmarzniętej ziemi rowerek, a na nim podskakuje Maja (jej się pewnie podobało). Potem zerknęłam do garnka (Jadzia chciała gotować zupki, bo była kucharką i tęskniła do tego) – a tam co? Żurek, taki ekspresowy z torebki, choć przygotowane miała mięso i warzywa. To już mi zakrawało na głupotę – przecież to i tak by się wydało! Kolejny temat, przebieranie Mai – pielucha była założona tak, że dziecko ubabrało się po pachy. Tego było za wiele. Pogoniłam ją. Nawet nie chodziło mi o te konkretne niedociągnięcia. Bałam się pomyśleć, co ona robi, kiedy się nie stara, kiedy nikt nie patrzy jej na ręce i jej nie kontroluje. Aż się zachwiałam, kiedy dotarło do mnie, że ta kobieta jest po prostu tępa i pozbawiona wyobraźni, przez co stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia mojej córki!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze