Stara miłość nie rdzewieje
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuPewnie znacie to przysłowie. Są takie związki, których nie zabija czas ani odległość, jaka dzieli połówki. Niektóre osoby pamięta się przez całe życie, nawet gdy czasem chciałoby się zapomnieć. Zdarza się, że sympatia z młodości powraca jak bumerang i zostaje na zawsze. Właśnie o takiej pierwszej, wielkiej miłości, która trwa mimo upływu czasu, opowiadają bohaterki tego artykułu.
Po sąsiedzku
Marta (24 lata, studentka z Warszawy):
— Znaliśmy się od dziecka. Był moim sąsiadem. Nasze mamy pożyczały od siebie cukier i proszek do pieczenia, przychodziły do siebie na kawę i siedziały z nami w piaskownicy. Chodziliśmy do tej samej klasy w szkole podstawowej. Rodzice zapisywali nas na te same kolonie i obozy. Czasem pomagaliśmy sobie w lekcjach. Ja mu w pisaniu wypracowań, a on mi w matematyce. Razem szliśmy do szkoły i wracaliśmy do domu. Psociliśmy, śmialiśmy się do rozpuku, kłóciliśmy i obrażaliśmy na siebie. To była moja szkolna miłość, ale taka bardziej po koleżeńsku, po kumpelsku, żadne tam chodzenie za rączkę i całowanie. Po skończeniu podstawówki jego tata zmienił pracę i Robert przeniósł się do Warszawy. Nie był już moim sąsiadem. Nie widzieliśmy się przez całe liceum i całe studia.
Wyjechałam studiować polonistykę w Warszawie. Zastanawiałam się, czy go nie odszukać, byłam ciekawa, co u niego słychać, ale odrzuciłam ten pomysł. Sądziłam, że to zawracanie głowy, że na pewno mnie nie pamięta. Mimo to dość często o nim myślałam. Dziwnym zrządzeniem losu spotkałam go w firmowej stołówce. Miałam praktyki w jednym z warszawskich wydawnictw. Poznał mnie od razu. Okazało się, że on tu pracuje, jest administratorem sieci, informatykiem. Zjedliśmy razem obiad i umówiliśmy się na wieczór. Dowiedziałam się, że nigdy nie miał dziewczyny na stałe, ja z kolei byłam tuż po rozstaniu z kimś, kto wydawał się miłością mego życia. Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia. By streścić wszystkie lata, przez które się nie widzieliśmy, potrzebowaliśmy kilku spotkań. Umawialiśmy się codziennie w stołówce i po pracy. Zauważyłam, że zawsze był mi bardzo bliski, przyjacielski. Po latach doszło do tego jeszcze pożądanie i miłość. W naszym przypadku przysłowie „stara miłość nigdy nie rdzewieje” jest jak najbardziej adekwatne.
Pierwsza miłość
Lena (30 lat, księgowa z Poznania):
— Nie mogę o nim zapomnieć. Byliśmy ze sobą 5 lat. Poznaliśmy się w liceum, to była miłość od pierwszego wejrzenia, wielka, pierwsza i niezwykła. Dwa lata były cudowne, potem wyjechaliśmy na studia, różne, ale do tego samego miasta. Wtedy coś zaczęło się psuć. Kłótnie, mnóstwo nieporozumień. Rozstaliśmy się dawno temu, a ja do tej pory nie umiem ułożyć sobie życia. Każdy, którego poznaję, jest porównywany z pierwszą miłością i bilans wypada na jego niekorzyść. Mój były także długo nikogo nie miał. Teraz ma już żonę i dziecko, własną firmę i swoje życie. Tylko ja nie umiem się od niego uwolnić. Wiem, że powinnam się otrząsnąć i przestać sięgać pamięcią wstecz, ale nie potrafię. Może dane mi było kochać tylko raz w życiu. Mam nadzieję, że nie. Znam też inne przysłowie: „Pierwsze koty za płoty” i chciałabym, żeby okazało się prawdą, w przeciwnym razie zostanę samotna i sfrustrowana do końca życia.
Chłopak z podwórka
Jola (27 lat, właścicielka sklepu internetowego z biżuterią):
— Pamiętam to jak dziś. Pojawił się nagle. Przeprowadził się z rodzicami na nasze osiedle. Był najprzystojniejszym chłopakiem z podwórka, od razu wzięłyśmy go do naszej bandy. Podkochiwałam się w nim całą podstawówkę, wzdychałam do niego w liceum. Teraz jest moim przyjacielem i powiernikiem. Ciekawi mnie, czy wie, że mam do niego słabość. Nie ma sensu, żebym mu się z tego zwierzała, bo to i tak nic nie da. Krystian jest gejem, a nasz związek jest bardziej siostrzany. To moja pierwsza, dziecięca miłość i najlepszy przyjaciel, jakiego miałam.
Wakacyjna miłość
Danusia (29 lat, właścicielka apteki, Katowice):
— To, co mi się zdarzyło, to historia, z której można zrobić scenariusz i nakręcić komedię romantyczną. Gdy miałam 8 lat, mama wysłała mnie na wakacje na wieś, do babci. Tam poznałam Jurka – rodzice też go wysyłali, by nawdychał się świeżego powietrza i nabiegał po łąkach i lasach. To z nim całowałam się pierwszy raz w życiu i spacerowałam za rękę. Przez 9 lat spotykaliśmy się tylko dwa razy w roku, w wakacje i ferie zimowe. Gdy mieliśmy po 17 lat, pojechaliśmy razem nad morze i można powiedzieć, że od tego momentu nasza młodzieńcza miłość przeistoczyła się w poważny związek. Na pierwszym roku studiów wzięliśmy ślub, mimo obaw rodziców, że jesteśmy za młodzi. Jak do tej pory układa się nam fantastycznie. Od 10 lat jesteśmy małżeństwem. Mamy córkę. Można powiedzieć, że kochamy się od piaskownicy i znamy jak łyse konie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze