Yerba Mate - napój zdrowia i białego uśmiechu
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuDzięki yerba mate Argentyńczycy mają jeszcze zęby. Przy ich niechęci do warzyw i umiłowaniu słodkości już dawno powinni pożegnać się z uzębieniem. Tymczasem oni pokazują biel swoich kłów znad mateo. Prawdziwy mateista nie wyjdzie z domu bez termosu z wodą i bom billi. Yerba mate pije się wszędzie i o każdej porze. W domu, w pracy, w podróży, u przyjaciół.
— Czy piłaś już yerba mate? – zapytała mnie wesoła Argentynka, kiedy w hotelu w Mendozie odpoczywałam po upalnym dniu.
- Nie?! – co za niegościnni ludzie mieszkają w tym kraju. Natychmiast trzeba to nadrobić. Masz! Spróbuj.
Podała mi mateo, czyli niewielkie naczynie zwężone na górze z metalową rurką i mętnym, gęstym wywarem z farfoclami w środku. Wypiłam łyk i uśmiechnęłam się niepewnie.
- Dobre co? – dopytywała się Kristina.
- Si, Si, muy bueno – przytaknęłam, myśląc w duchu, że nie wszystko trzeba kochać miłością od pierwszego wejrzenia.
- Doleję ci jeszcze – powiedziała moja nowa znajoma.
Jak to może komuś smakować bardziej niż kawa? – zastanawiałam się przy drugim łyku gorzkiego i lekko cierpkiego naparu. Może da się to czasami wypić, ale żeby tak jak tubylcy żłopać mate od rana do wieczora? Nie mieściło mi się to w głowie. Tymczasem Kristina, gestykulując na potęgę wychwalała zalety naparu. Działa jak kawa, pobudza, rozjaśnia umysł, dodaje energii. Ma chyba wszystkie możliwe witaminy (A, B, C, H, PP) a także magnes, potas, cynk i chrom. Nie tylko gasi pragnienie, ale odżywia organizm. Potrafi też usuwać toksyny z naszego organizmu. Podobno działa też jak antydepresant. Im więcej się w siebie wleje yerby, tym gęba szerzej się śmieje. I to bez kaca następnego dnia.
Przeczytałam później, że to dzięki yerba mate Argentyńczycy mają jeszcze zęby. Przy ich niechęci do warzyw i umiłowaniu słodkości już dawno powinni pożegnać się z uzębieniem. Tymczasem oni pokazują biel swoich kłów znad mateo.
Po takich pochwałach nie trzeba mnie było dłużej zachęcać do picia yerba mate. Nabyłam stosowne narzędzia i zaczęłam oddawać się nowemu nałogowi.
Sam rytuał zaparzania yerba mate jest według mnie uroczy. Trzeba mieć przeróżne akcesoria, takie jak matero, czyli pojemnik z tykwy, bombille, rurkę z sitkiem na końcu, dzięki której mokre ziele nie szwenda się po zębach. No i należałoby mieć termos z gorącą wodą i taszczyć go ze sobą zawsze i wszędzie. Tak właśnie robią Argentyńczycy. Pewnie Paragwajczycy i Urugwajczycy też, ale ich na tym nie nakryłam. Argentyńczycy potrafią zabrać pięciolitrowy termos i nosić go podczas zwiedzania wodospadów Iquazu w koszmarnym upale. I nie są to pojedyncze przypadki. Śmiem twierdzić, że cudzoziemca można poznać w Argentynie po braku termosu.
Zdarzyło mi się podczas ostatniej podróży po Argentynie kilkakrotnie jeździć autobusami na długich trasach. Co się dzieje natychmiast po opuszczenia dworca? Do dystrybutora z wodą, który znajduje się tu w każdym środku lokomocji ustawia się długa kolejka. Wszyscy pompują wrzątek do swojego matero. Kiedy już napompują, siorbią swoją mate, patrzą za okna, gawędzą z przyjaciółmi lub rodziną i po chwili znów idą do dystrybutora wody.
Yerba mate najlepiej zalewać wodą o temperaturze 70–80 stopni Celsjusza, cieplejsza zabija cenne składniki rośliny. Yerba musi napęcznieć i uwolnić to, co w niej najlepsze, dlatego nie należy śpieszyć się z siorbaniem. Trzeba jej dać przynajmniej 10 minut. Potem można pić do woli i przekazać pojemnik z naparem dalej. W Ameryce Południowej yerba zacieśnia więzy. Nie pije się jej do lustra. Jest dowodem przyjaźni i czymś w rodzaju fajki pokoju.
Yerba mate to ostrokrzew paragwajski pierwotnie rosnący nad rzeką Parana. Pierwsi napar z jego gałązek, kory i liści przyrządzali Indianie Guarani. Potem jezuici w XVII zakładali plantację tego drzewa. Dziś mate uprawia się i pije na terytorium dawnego Paragwaju, który zajmował kiedyś teren od wschodnich Andów do wybrzeża Oceanu Atlantyckiego. To dawne terytorium Indian Guarani.
W miejscach, gdzie pija się mate, lokalny rynek dostarcza szeroką ofertę. Można przebierać w matero, bombillach i gatunkach yerba. Póki sklepowe pełne są kolorowych opakowań o różnej gramaturze. Można kupić yerba mate z dodatkiem pomarańczy, kwiatów, miodu. Są gatunki łagodniejsze i mocniejsze, szybko wietrzejące i takie, które długo utrzymują smak. Można kupić ekspresówki z yerba mate. Moim zdaniem szkoda na nie pieniędzy.
Prawdziwy „mateista” nie wyjdzie z domu bez termosu z wodą i bombilli. Yerba mate pije się wszędzie i o każdej porze. W domu, w pracy, w podróży, u przyjaciół. A kiedy trzeba wymienić pojemnik, nie wyrzuca się jego zawartości do śmietnika. Przynajmniej Indianie Guarani opisywani przez Wojciecha Cejrowskiego tak nie robią. Ostatki zachowuje się dla Pachamamy, czyli Matki Ziemi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze