Zamiast kłamstwa wolałabym zdradę
CEGŁA • dawno temuNa pierwszym miejscu powodów rozstań jest zdrada. Oczywiście zdrada seksualna, skok w bok, a czasem nawet tylko zbytnie zapędzenie się we flirt np. w internecie. Pożegnałam się ze swoją miłością z innej przyczyny i z perspektywy czasu myślę, że prymitywną zdradę łóżkową może bym mu nawet wybaczyła. Może nawet lepiej zniosła, szybciej zapomniała niż takie kłamstwo!
Droga Cegło!
Czy rozmawiam z koleżankami, czy czytam gazety, statystyki – wszędzie wychodzi na jedno: na pierwszym miejscu powodów rozstań jest zdrada. Oczywiście zdrada seksualna, skok w bok, a czasem nawet tylko zbytnie zapędzenie się we flirt np. w internecie, bez tzw. konsumpcji.
Nie uważam się za "oryginalną", ale pożegnałam się ze swoją miłością z innej przyczyny i z perspektywy czasu (do tej pory odczuwam skutki jego "potajemnych wybryków" i długo jeszcze będą się za mną te konsekwencje ciągnąć) myślę sobie, że taką prymitywną zdradę łóżkową może bym mu nawet wybaczyła. Może nawet lepiej zniosła, szybciej zapomniała?
Zresztą, kłamstwo, a w jego konkretnie przypadku przemilczanie, to moim zdaniem też odmiana zdrady. Mój ukochany w tajemnicy przede mną zaciągnął kredyt prawie na 150 tys. złotych, poza tym oddał w zastaw złotą zapalniczkę – prezent ode mnie i napożyczał jeszcze mnóstwo pieniędzy, zarówno od swoich przyjaciół, jak i od moich (w sumie: naszych). Zalegał z rachunkami, o które byłam spokojna, że płaci co miesiąc, miał mnóstwo mandatów, a nawet jakieś tajemnicze wezwanie do prokuratury. Właśnie dzielnicowy, który przyszedł do nas do domu, gdy byłam sama, odsłonił przede mną ten czubek góry lodowej – miły facet, który coś tam bąkał, że wezwany wezwań nie odbiera i "się nie stawia", ale o co chodzi – powiedzieć mi nie chciał, jako osobie postronnej… To był ten pierwszy raz, gdy się zaniepokoiłam.
Mój chłopak od pewnego czasu wymigiwał się co prawda od wspólnych aktywności – typu koncert, impreza, wyjazd weekendowy – i trochę się zastanawiałam, że przy swoich niezłych w sumie zarobkach zaczyna hodować węża w kieszeni. Ale go nie naciskałam, a może oszczędza na nowe auto – myślałam? He he he, było to z mojej strony dość naiwne.
Przyczyna banalna – nałogowy hazard. Gdy tylko przycisnęłam go po pierwszym "dziwnym" telefonie, że niby od 4 miesięcy nie płacimy czynszu za wynajem – złamał mi się chłopak jak gałązka, rozpłakał, wszystko powiedział. No, nie wszystko…
Załatwiłam mu terapię. Odczekałam kilka miesięcy, żeby się upewnić, że "załapał" i już nie zrezygnuje, a potem – niestety, baj baj! Żałowałam, oczywiście. Kochałam go. Było mi szkoda wspólnych lat. Ale trzeźwiałam tylko dzięki temu, że za każdym razem, kiedy miękło mi serce, uświadamiałam sobie, jak strasznie jestem do tyłu przez te jego machloje. Kredytu wprawdzie nie spłacam, ale: znajomi co niektórzy się odzywają (teraz dopiero, gdy usłyszeli o rozstaniu…), podpytują nieśmiało. Podobno, gdy pożyczał, zwalał na mnie, że go męczę o kasę, mam wysokie wymagania i zachcianki, na które on nie nadąża zarabiać. A że ogólnie jest lubiany i czaruś, no to pożyczali. Nie dziwię się, w końcu ja dałam się oszukać najbardziej. Opłaty wszystkie zaległe pozostały oczywiście na mojej głowie. Jego przygarnęła rodzina, będzie sobie musiał jakoś poradzić, oby nie nabroił w pracy i nie wyleciał z niej – zresztą, o to nie pytałam i nie wiem, na jakim etapie to wszystko jest, może co do pracy też kłamał?
Dziwi mnie tylko, że część przyjaciół, w tym moich, krytykuje… moją decyzję. Że niby zostawiłam najbliższą osobę w potrzebie, w dołku, a jak się kocha, to się tak nie robi. Łatwo mówić z zewnątrz i po fakcie. Owszem, zgodzę się, gdybyśmy wzięli kredyt razem na coś, a on by stracił pracę – OK. Gdybym od początku wiedziała, że jest "chory na hazard" – też OK, zrobiłabym coś wcześniej, żeby mu pomóc. Ale tak? I jeszcze pod pretekstem zdobycia kasy obsmarowywał mnie, zamiast zaufać – komu mógłby prędzej?
Jestem cholernie zła, i na niego, i na znajomych, którzy mnie teraz "umoralniają". Uważam, że oszukano mnie i wykorzystano paskudnie. Dlatego może jestem nienormalna, ale wolałabym już naprawdę, żeby poszedł z inną babą do łóżka.
Dana
***
Droga Danusiu!
Tak naprawdę, to byś nie wolała, zapewniam… Ale to tak na marginesie.
Są tu dwie równoważne sprawy. Pierwsza: świetnie rozumiem, jak się czujesz. Odkrycie "mrocznego sekretu" ukochanej osoby prawie zawsze jest szokiem. I sekret ten nie zawsze da się udźwignąć we dwoje – nie zawsze też ma się na to ochotę. Z całą pewnością nie ma obowiązku. To zależy od skali sekretu i… szoku. Zachowałaś się – nie znajduję lepszych słów – przytomnie i "przyzwoicie". Zamiast histeryzować, wzięłaś od razu problem za rogi, od właściwej strony, zmusiłaś partnera do działania w najbardziej newralgicznym kierunku… A kiedy uznałaś, że jest przynajmniej pod tym jednym względem "zabezpieczony" – odeszłaś. Trzeba mieć dużo siły i zdrowego rozsądku, by tak postąpić. Trzeba też być głęboko zranionym, by definitywnie wszystko uciąć. W mojej ocenie miałaś do tego i podstawy, i prawo. Taka jest Twoja konstrukcja psychiczna. Twoje zaufanie można zawieść tylko raz. Ale skoro o zaufaniu mowa…
Sprawa druga: nie wydaje mi się, by powodem kłamstw i krętactw Twojego chłopaka był brak zaufania do Ciebie. Myślę, że trudno się osobie zdrowej wczuć w stany psychiczne nałogowca – jego zachowaniami rządzą impulsy o niewyobrażalnej sile, która pcha coraz dalej w ślepą uliczkę. Rządzi choroba, po prostu. A jednym z głównych i najistotniejszych symptomów uzależnienia jest… ukrywanie go, w pierwszym rzędzie przed najbliższymi. Kluczenie, lawirowanie – ze złudną nadzieją, że się uda, jakoś to będzie, liczy się to, co dziś. Twój były już w tej chwili partner uwikłał się na tyle mocno, że posuwał się do ostateczności, by zdobyć kolejne pieniądze, wymyślał nawet obciążające Ciebie bajeczki, byle nie wyznać prawdy. To już desperacja i zerwanie kontaktu z rzeczywistością. Pamiętaj jednak, że ludzie w takim stanie i na takim etapie raczej nie siadają z ukochaną osobą przy kuchennym stole, żeby porozmawiać o swoich kłopotach i wymyślić razem wyjście z sytuacji. To idealistyczne i poniekąd idealne rozwiązanie – niestety, chorego ono przerasta. Nie dziw się temu. Nie wybaczaj, skoro nie potrafisz, ale zrozum.
Co do wspólnych zobowiązań, które Cię teraz obciążają (czynsz, rachunki) – zawsze możesz wrócić do sprawy, gdy Twój były wyjdzie na prostą, i zaproponować uczciwe rozliczenie. Jego prywatnych długów absolutnie spłacać nie musisz i nie powinnaś, bez względu na to, u czyich znajomych je zaciągnął – swoich, Twoich czy Waszych. Nie przejmuj się też przytykami do swojej "bezduszności". Rozstanie to Wasza prywatna sprawa, Twoje motywy nie powinny być przedmiotem dyskusji, zwłaszcza w gronie ludzi, którzy mienią się przyjaciółmi. Tylko Ty wiesz, ile emocji, wiary oraz wsparcia zainwestowałaś w ten związek, tylko Ty możesz ocenić, co otrzymałaś w zamian. Być może odbudowanie tej relacji kiedyś, w przyszłości, na nowych zasadach, byłoby nawet możliwe, ale to już całkiem inna bajka. I nie wiem, czy Twoja.
Mimo wszystko, obojgu Wam życzę szybkiej rekonwalescencji…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze