Zmiany, odc. 3
KAMELIA • dawno temuDługi majowy weekend mieliśmy spędzić w oddalonym wiele setek kilometrów mieście rodzinnym mojego ukochanego. Pamiętam dreszcz, który przebiegł mi po plecach na wieść o tym wyjeździe. Perspektywa poznania rodziny chłopaka sprawia, że serce kobiety bije mocniej. Ze strategicznego punktu widzenia jest to swego rodzaju potwierdzenie wspólnie układanych planów. Miałam poznać poza rodzicami również brata, babcię i dziadka oraz ciotkę i wujka.
To miało być bardzo ważne, oficjalne spotkanie z przyszłymi teściami.
Pakowałam torbę pełna emocji. Wiedziałam, że od tego czasu wszystko się zmieni. Po powrocie z miasta mojego "guzikowego chłopaka" mieliśmy zamieszkać razem w mojej miejscowości. Ta decyzja pojawiła się pod wpływem wielogodzinnych rozmów oraz potrzeby chwili. Moja mama dała nam swoje błogosławieństwo oraz kilka starych mebli, natomiast ja cieszyłam się na myśl, że będę mogła wypróbować się jako przyszła gospodyni. Zawsze o tym marzyłam: najpierw zamieszkaj, sprawdź się (i jego), potem bierz ślub.
Nie ustalaliśmy z Krzyśkiem po drodze żadnych przemówień powitalnych. Jechałam tam (wyszykowana w swoje najlepsze ciuchy, w tym wszechobecne buty martensy) jako dziewczyna swojego chłopaka. Mieliśmy się wszyscy poznać. Porozmawiać i spędzić wspólnie trzy dni. Informacji matrymonialnych postanowiliśmy na razie nie ujawniać. W końcu to było przedstawienie dziewczyny, a nie narzeczonej. I tak pełni miłości i ciekawości dojechaliśmy do miasta kościołów.
Pamiętam podróż taksówką z dworca pod blok przyszłej teściowej. Pamiętam wdrapywanie się po schodach na ostatnie piętro. Bicie serca, podwyższone ciśnienie i ta przemożna chęć sprawienia jak najlepszego wrażenia. Pamiętaj – bądź naturalna, bądź sobą. Jesteś fajna, on cię kocha, oni też zaakceptują. Myśli krążyły mi po głowie, a nogi uginały się pod wpływem ilości stopni i stresu. Później było już … normalnie. Dzień dobry – dzień dobry. My po podróży. Usiądźcie. Obiadek – proszę. Drugie danie. Rozmowa o wszystkim i niczym.
Ona mnie obserwowała. Czułam to. Była z pozoru miła, nie narzucająca się, ale gdzieś tam czujnie mnie sortowała. Dzisiaj wiem, że to taki „odruch mamusi”. Jakaś pszczółka podlatuje do jej latorośli, trzeba zatem ja ocenić i umiejętnie rozszyfrować. Niebawem, mimo woli, miałam dowiedzieć się jakie miała o mnie zdanie.
Jedliśmy któryś z kolei obiad. Wtedy to Krzysiek, łamiąc nasze ustalenia, wybrał ten moment na wynurzenie natury matrymonialnej. Powiem szczerze, że mi samej kęs mięsa stanął w gardle. Kiedy jego rodzice przełykali ostatnie kawałki obiadu, on ni stad, ni z owąd oznajmił rodzinie zebranej przy stole, że ma zamiar poślubić moją skromną osobę.
Nastąpiła konsternacja. Widziałam, jak przyszła teściowa przełyka z trudem kawałki posiłku. Była twarda. Nie dała po sobie poznać, że właśnie strzelił w nią piorun z jasnego nieba. Ulżyła jednak swoim wnętrznościom w inny sposób. Nieco później, stojąc trzy metry ode mnie w przedpokoju, wyrzuciła z siebie pretensje. W brutalnych, oczywiście dla mnie – biernej słuchaczki – słowach, oznajmiła Marcinowi (przyszłemu szwagrowi), że Krzysiek chyba rozum postradał! Usłyszałam zdania pełne krytyki i niezadowolenia z wybranki starszego syna. To była kompletna negacja.
Co mogłam zrobić? Było mi przykro, ale udawałam głuchą (i głupią). Krzysiek specjalnie swojego wyboru nie argumentował. Nikogo nie bronił. Złożył oświadczenie i już. Reszta była, nieistotnym dla niego, dopowiedzeniem. Co prawda próbowałam powiedzieć mu później o tym, że przecież to nie tak miało być. Mieliśmy przecież milczeć i zachować nasze plany na potem. Ale cóż… Było za późno.
Nad morze wracaliśmy wciąż zakochani. Mało tego — zaręczeni. Gdzieś jednak ciągnął się za mną całun posępności. Wiedziałam, że ONA mnie nie zaakceptowała. I ta mała kropla goryczy wlała się jako kolejna do wielkiego kielicha mojej duszy.
Ale z drugiej strony świadomość nadchodzących zmian w moim życiu dodawała mi skrzydeł i napawała nadzieją. Jak mówi polskie przysłowie: „Miłość jest jak rów: kto w nią wpadł, bywaj zdrów.”
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze