Zdradziłam w odwecie
CEGŁA • dawno temuMój chłopak zdradził mnie ze swoją poprzednią. Od razu przyznał, co, jak, kiedy i dlaczego. W odwecie przespałam się z moim instruktorem. A teraz nie czuję nic. Jestem pusta. Niczego nie osiągnęłam. Przyznałam się do zdrady. On powiedział, że „wyzerowaliśmy licznik”, żałujemy i to powinno wystarczyć, żeby zmądrzeć na przyszłość. Od miesiąca nie potrafimy pójść ze sobą do łóżka. Mechanicznie żyjemy z dnia na dzień. Może gdybyśmy przestali udawać, że nic się nie stało, i dali sobie po mordzie, nasz związek wróciłby do normy? Co na to powiesz?
Kochana Cegło!
Mój chłopak zdradził mnie, jeden raz, ze swoją poprzednią. Zaimponował mi, rozegrał to szczerze, rycersko. Przyszedł do domu bardzo późno po pracy, na stole czekała pizza i piwo, on zdjął kurtkę, usiadł naprzeciwko mnie, ale odsunął od siebie kolację, jakby mu się w tym momencie nie należała, i od razu przyznał, co, jak, kiedy i dlaczego.
Uwierzyłam mu, ponieważ przez 2 lata nigdy nie przyłapałam go na kłamstwie, on chyba tego nie potrafi. Spotkali się przypadkiem na parkingu, poszli na kawę. Nie widzieli się 4–5 lat, rozstali bez złości. Ona zaczęła narzekać na swoje małżeństwo, on niestety narzekał na mnie. Klasyka – od kawki do winka, a od winka do taksówki.
Zapytałam tylko, czy oni chcą do siebie wrócić. Krzysiek wzruszył ramionami – co za pomysł. Potrzebowali oboje chwili pociechy. Podobno czuł się przeze mnie ostatnio odepchnięty, nie sprecyzował jednak, o co chodzi, tylko przeprosił, pocałował w czoło i poszedł spać, był zmęczony…
Cegło, mam w sobie gorącą krew. Nie rzucam talerzami, nie tnę ubrań, nie przeklinam. Jedynie przestaję myśleć i zaczynam działać po swojemu. A w tym wypadku po mojemu to było wet za wet. W weekend pojechałam na ujeżdżalnię i zostałam 2 dni. Z facetem, który nauczył mnie koni. Dotąd spędzaliśmy ze sobą ok. 4 godzin tygodniowo, bez słów, tylko trenując. Ja dałam znak, on go odebrał prawidłowo.
Wróciłam do domu, nie czując nic. Zabrakło mi tylko jaj, żeby zranić Krzyśka i natychmiast mu o tym powiedzieć, jak on mnie. Odebrałam sobie rozkosz smaku zemsty i poczułam się pusta w środku. Niczego nie osiągnęłam i od razu zrozumiałam swój błąd.
Potem mieszkaliśmy „obok siebie” przez ok. 2 tygodnie, to były obustronnie ciche dni. Z mojej oczywiście strony wredota, bo tylko Krzysztof czuł się winny, nie wiedząc o moim wyskoku. To musiało wybuchnąć tak czy inaczej.W końcu zapytał, czy nie czuję do niego obrzydzenia i czy zdołam dalej z nim być, bo on tego chce. Spontanicznie, bez cienia satysfakcji przyznałam się do koniarza. Krzysiek po prostu działa na człowieka tą swoją otwartością w taki sposób, że nie można mu długo robić wody z mózgu. Nie wypada. Oczywiście, utraciłam natychmiast swoją „przewagę”, żałosne atuty biednej skrzywdzonej. Kiwnął głową, jakby rozumiał. Postanowiliśmy zostać ze sobą. Powiedział, że „wyzerowaliśmy licznik”, żałujemy i to powinno wystarczyć, żeby zmądrzeć na przyszłość.
Ta nasza próba jest w trakcie i mam obawy, że jednak nie będzie to takie proste. Przede wszystkim, nie potrafimy na razie pójść ze sobą do łóżka, a trwa to już ponad miesiąc, taka wzajemna blokada, o której się nie mówi, tylko się ją czuje. Czegoś nieuchwytnego brakuje mi między nami w stosunku do poprzedniego czasu, nastała taka dziwna, nieokreślona pustka. Mechanicznie żyjemy z dnia na dzień, jak przedtem, ale inaczej. Żadne nie wyrywa się do przodu z inicjatywą naprawienia tego, chociaż nie okazujemy sobie ani pretensji, ani złości, sprawa teoretycznie została obgadana i załatwiona, z zamiarem nie wracania do tematu.
Odczuwam potrzebę zapełnienia tej pustki. Nie wiem, może chciałabym być surowiej ukarana za to, co zrobiłam? Martwię się, czemu tak lekko Krzysiek to przyjął? W końcu był to tylko nędzny, parszywy odwecik, świadczący o moim charakterze nie najlepiej. Zasługujący na ostrzejszą reakcję, ale on obszedł całą sprawę kulturalnie i na poziomie. Może już mu wszystko jedno i w sumie się nie dziwię.
Czasem mam podłe myśli. Przychodzi mi do głowy, że gdybyśmy przestali udawać, że nic się nie stało, i dali sobie porządnie po mordzie, nasz związek wróciłby do normy w jeden wieczór.
Co na to powiesz swojej pustakowej siostrze?
Konnica
***
Kochana Siostro!
Na rękoczyny jest stanowczo za późno, dlatego mam nadzieję, że to nie jedyny Twój pomysł:). Bijemy od razu, pod wpływem impulsu i silnych emocji – albo wcale. Wasz moment już przeminął. Nie ma drogi na skróty i musicie poradzić sobie inaczej.
Generalnie, moje zdanie (tudzież doświadczenie) jest takie, że para, która się naprawdę kocha, może przetrwać zdradę – zarówno jednostronną, jak i obopólną. Z pozoru zdrada jednego z partnerów wydaje się z zewnątrz sytuacją trudniejszą, bo cierpienie rozłożone jest asymetrycznie, a na dodatek inicjatywa w przebaczeniu należy (teoretycznie) do cierpiącego bardziej. Praktyka pokazuje jednak, że zemsta bywa bardziej destrukcyjna, niż jej przyczyna. Ponieważ pierwsza zdrada popełniana bywa bardzo często z poczucia bezradności, w chwili słabości lub zamroczenia. Pozbawiona jest elementu cynizmu czy okrucieństwa. Druga natomiast – jak w Waszym przypadku — z czystej premedytacji. Jest wykalkulowana próbą odzyskania swojej pozycji w związku i, paradoksalnie, godności!
My, ludzie, jesteśmy trochę dziwni i bardzo skomplikowani, prawda? Nie wolno nam ani na moment o tym zapominać. Wasz pierwszy błąd to na pewno ten wieczór po wyznaniu Krzysztofa. Rozmowa skończyła się za wcześnie. W zasadzie wcale jej nie było! Nie dowiedziałaś się przecież, co konkretnie oddaliło Was od siebie, czemu Twój chłopak czuł się odtrącony i poszukał ukojenia w ramionach sprawdzonej bratniej duszy z przeszłości. Czy przynajmniej domyślasz się, jakie są Jego zarzuty pod Twoim adresem? Czego Mu zabrakło ostatnimi czasy w Waszej relacji? Takie deklaracje trzeba przyszpilać od razu i analizować na gorąco, żeby sprawa nie rozeszła się po kościach. Nawet, jeśli mężczyźni nie są królami zwierzeń i obszernych, wyczerpujących wyjaśnień, oraz fatalnie znoszą przesłuchania.
Trudno – nie chwyciłaś wątku za rogi, za to wybrałaś (masz rację) najgorszy z możliwych wariantów. Błąd drugi. W efekcie czujesz się źle do kwadratu. Krzysztof Cię zdradził, a Ty odpłaciłaś Mu pięknym za nadobne, pomimo tego, że się kochacie i jest w Was obojgu wola ocalenia tej miłości. Tylko że sama wola to za mało. Złożyliście zgodne oświadczenia i zamietliście swoje problemy pod dywan. W nadziei, że jakoś samo się wszystko z czasem ułoży. A tu klops! Szczerość i odwaga w przyznaniu się do winy nie przyniosły Wam żadnej ulgi.
Nie mogły. Bo musicie ponownie zasiąść to tego stołu, z pizzą i piwem, czemu nie, i przegadać przyczyny, nie skutki tego, co się między Wami ostatnio dzieje. Wasze mieszkanie to nie salon kulturalny, gdzie będziecie się do końca życia mijać w ugrzecznionym menuecie. Dajcie sobie spokój z uprzejmościami i pokazywaniem „klasy”. Rozwalcie tę szklaną ścianę niedomówień. Wyznanie tych najprawdziwszych, najgłębszych uczuć, niepokojów wymaga większej odwagi niż lakoniczne stwierdzenie: chcę z Tobą być, damy radę. To nic nie znaczący ogólnik, nawet jeśli dla niektórych – największy dowód miłości i tolerancji.
Pomyśl sama – jak macie zmądrzeć, jeśli nie jesteście bogatsi o żadną nową wiedzę na swój temat, z wyjątkiem tej, że każde skoczyło w bok? Jaką macie gwarancję, że nieporozumienia i kryzysy się nie powtórzą w równie drastycznej formie? Słowo kluczowe brzmi DLACZEGO. Przeróbcie tę lekcję aż do totalnego wyczerpania, oświecenia i.. pogodzenia. To dobrze, że chcecie być nadal razem, ale czy rozumiecie własną decyzję? Czy to w ogóle była decyzja świadoma.
Niektórzy twierdzą, że nie wymyślono jeszcze nic lepszego, niż małżeństwo. A dla mnie najdonioślejszym wynalazkiem ludzkości jest ROZMOWA. Gorąco polecam!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze