Gdzie ci mężczyźni…
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuCoraz więcej młodych mężczyzn wybiera życie singla twierdząc, że korzystanie z uroków życia pozbawionego zobowiązań jest po prostu przyjemne i wygodne. Ich celem stał się weekendowy clubbing, towarzyszący mu lans i łowy, szybki seks i inne krótkotrwałe, choć miłe formy bliskości z drugą osobą.
Zmienianie partnerek co kilkanaście dni porównują do emocji, które towarzyszą odkrywaniu nieznanych lądów, za to bez kajdan, wynikających z bycia z kimś w stałym związku. Czy życiowe wygodnictwo, emocjonalne zubożenie i lekceważenie takich wartości, jak bliskość, miłość, wierność to nowa moda, dyscyplina sportowa czy utrwalające się zjawisko obyczajowe?
Emilia (22 lata, studentka z Olsztyna):
— Mnie to już nic nie zdziwi. Kiedy przyjechałam studiować do Olsztyna, świat spraw damsko-męskich był dla mnie jasny. Że częste spotkania, randki, zauroczenie, szał, pocałunki – nawet seks przedślubny. Że żyjemy razem, nie obok siebie, interesujemy się swoimi sprawami, mamy motyle w brzuchu (przynajmniej na początku), jesteśmy parą. Okazało się, że z tym swoim myśleniem jestem… staroświecką prowincjuszką.
Dziś mało kto buduje tradycyjne związki – zazwyczaj są to zdesperowane dziewczyny, które biorą, co życie daje, albo faceci bez myśliwskiego, jak to nazywamy, zacięcia, którzy znaleźli swą połówkę, chętną do „dorosłego” życia. Cała reszta życiem się bawi. Ludzie nie szukają już bliskości, dużą popularnością cieszą się otwarte związki bez zobowiązań. „Zakochani” spotykają się w klubach w czasie weekendów, w ciągu tygodnia nie mając czasu dla siebie. Nawet jeśli, to nie są to spotkania na pogaduchy, kolację przy świecach i trzymanie się za rączki. Teraz to jest seks, kino 3D lub zakupy na mieście. Mało tego. Niemal wszyscy mężczyźni, których znam, przyznają, że na tym etapie życia wolą się bawić, nie chce im się inwestować w prozaiczne bycie z kimś, bo to nudne. Nie potrzebują bliskości, miłości i ciepła drugiej osoby (a nawet się z tego śmieją), więc zmieniają dziewczyny jak rękawiczki – to z kolei jest dla nich i interesujące, i ekscytujące. No i mają gwarancję świeżości – będąc z laską kilka dni, od dyskoteki do dyskoteki, nie mają czasu i szansy na to, by się nią znudzić. Cotygodniowe „świeże mięsko” to i dobra zabawa, i adrenalina, i przyjemności, nie obłożone ryzykiem zobowiązań. Dla nich to norma, dla mnie — dramat. Czasem sobie myślę, że nam kobietom, pozostaje albo wpisać się w ten schemat i występować w roli maskotek przystojniaków, albo związać się z jakimś milutkim, nieurodziwym „ogrem”, albo czekać w nieskończoność na księcia z bajki.
Magda (25 lat, wizażystka z Gdańska):
— Dotychczas myślałam, że nie mam szczęścia do facetów. Owszem, byłam w dwóch związkach, ale z każdego uciekłam, kiedy uznałam, że są toksyczne i na dłuższą metę okazują się bolesną stratą czasu. Od dwóch lat jestem sama. Mam świetną pracę, miłe mieszkanie, cudnego psa i wielu znajomych. To wszystko sprawia, że jestem szczęśliwa. Brak mi jednak kogoś, z kim mogłabym planować i dzielić przyszłość. Jak każda kobieta marzę o rodzinie i dzieciach. Może jeszcze nie teraz…
Spotykam się z różnymi facetami. Ponieważ w pracy przebywam wyłącznie z kobietami, nie uczę się już i nie studiuję, a na portale randkowe nie zaglądam — moi potencjalni narzeczeni to wyłącznie bywalcy klubów i dyskotek, które odwiedzam w weekendy. Być może to jest właśnie przyczyną moich kłopotów sercowych?
Jestem atrakcyjną kobietą, można ze mną i pożartować, i pogadać o literaturze. Przyciągam mężczyzn. Jestem niezależna, pewna siebie, może nieco wyniosła. Faceci lubią mnie adorować i, jak sądzę, zdobywać. Może dzięki temu czują się lepiej? To nawet miłe, ale co z tego, kiedy chwilę potem, jak zdążę się już przełamać, taki koleś po prostu znika. Na początku mnie to szokowało, kiedy tacy tchórze wychodzili po przysłowiowe zapałki i … już nie wracali. Kiedy zaś dochodziło do przypadkowej konfrontacji, oni zachowywali się, jakby nic się nie stało! Za każdym razem czułam się naiwna i miałam żal do siebie, że tak się dałam oszukać. Bo to nie były przygody na jedną noc, między nami coś się działo – nie dzień, i nie dwa!
Często zastanawiam się, dlaczego trafiam na takich popaprańców, dlaczego nie mogę być z kimś normalnym. Przez długi czas upatrywałam winy w sobie – że może jestem za dobra, a może osaczam, za dużo wymagam? Wciąż analizowałam i siebie, i swoje postępowanie. Dziś widzę, że to nie do końca tak. Może ci faceci, widząc mnie na imprezie, osądzają mnie po pozorach — wydaje im się, że jestem chłodną laską, ostrą i niezależną, że nie będę chciała od nich zbyt wiele? Może są po prostu rozczarowani, kiedy okazuje się, że jestem zwykłą, ciepłą dziewczyną, która marzy o zwykłym życiu – z mężem, dziećmi i codziennymi sprawami. Przyjaciółka się śmieje, że powinnam więcej czasu spędzać w księgarniach – może mój książę na białym koniu, ten, który ceni tradycyjne wartości, zawieruszył się gdzieś pośród mądrych ksiąg. Na razie odpuszczam sobotnie wypady „na miasto”. Przynajmniej uniknę kolejnych rozczarowań.
Ala (25 lat, asystentka z Warszawy):
— Z Krzysztofem związałam się dość niedawno. To nie była miłość, zauroczenie, raczej chłodna kalkulacja. Mój chłopak jest sporo starszy ode mnie, ma kojąco przewidywalne usposobienie, daje mi poczucie bezpieczeństwa. To, co mnie w nim ujęło, to jego oddanie, zainteresowanie mną i troska. No wiem, że będzie dobrym mężem i ojcem. Jedyne, czego mi w nim brakuje, to jakiejś takiej ikry, pasji i radości życia. On mówi, że wynika to z wieku i temperamentu, i pewnie ma rację.
Dotychczas spotykałam się z facetami, którzy zarażali mnie swoim entuzjazmem i energią. Oni jednak nie potrafili mi dać szczęścia. Doszłam do wniosku, że moi rówieśnicy są beznadziejni, płytcy i ubodzy wewnętrznie. Mam na nich swoje określenie, ale niechętnie się nim dzielę, bo jest bardzo dobitne, wulgarne. To nie tak, że skreśliłam młodych facetów, bo szukałam wśród nich filozofa czy wielkiego romantyka, nie. Chciałam być z kimś normalnym, kto nie jest emocjonalnym kaleką – potrafi się zaangażować, dać coś z siebie, pomyśleć o drugiej osobie. A takich facetów, to jak na lekarstwo. Właściwie to takiego nie spotkałam. Ci, z którymi próbowałam być, chcieli niezobowiązująco bawić się życiem, a mnie traktować przedmiotowo. I to też z doskoku, kiedy im się zachce.
O tak, dzisiejsi faceci są boscy: ich laska musi być obowiązkowo ładna, zgrabna, świetnie ubrana. Najlepiej, żeby zapierała dech w piersiach innym kolesiom. To dość istotne, bo nade wszystko jest jednak miłym dla oka gadżetem, który ma poprawiać męskie ego. Ważne, żeby nic nie chciała, nie miała żadnych roszczeń i wymagań. Niech siedzi i czeka, kiedy się macho odezwie. Każdy jej telefon odbierany jest jako naruszanie jego prywatności, SMS to wręcz zamach na wolność, a propozycja spotkania częściej, niż co kilka dni, to próba nałożenia kajdan. Ja nie wiem, kiedy to się wszystko tak zmieniło, stanęło na głowie i uległo takiemu spłyceniu. To przerażające i strasznie dołujące. Jeśli ta tendencja będzie się nasilać, to boję się pomyśleć, jakimi uczuciowymi i moralnymi paralitykami będą nasze dzieci, gdy dorosną.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze