Mężczyźni się mnie boją
ANNA MUZYKA • dawno temuPodobno kobiety to słaba płeć. Tak przynajmniej twierdzą mężczyźni, którzy powtarzają to zdanie jak mantrę. Mam 163 cm wzrostu, kondycję komara, a moje umiejętności techniczne ograniczają się do wymiany żarówki. W bezpośrednim starciu z napastnikiem chyba jedyne, co mogłabym zrobić, to kopnąć i uciec. Więc rzeczywiście - jeśli takie przyjąć kryteria, to jestem słaba i zależna od innych. Mimo to za słabą się nie uważam. One też nie.
Magda (31 lat, Warszawa):
— Anię urodziłam przed maturą. Jej ojciec przestraszył się odpowiedzialności i tak zostałam młodą, samotną matką. To był ciężki okres, ale postanowiłam, że jedną rzecz muszę zrobić, nauczyć moją córkę tego, czego sama nie umiałam — bycia silną.
Pierwsze kilka lat było bardzo trudne: małe dziecko, studia, praca itd. Ale bardzo dużo mi dał ten okres — stwardniałam. Ponieważ niespecjalnie miałam na kogo liczyć, musiałam stać się złotą rączką od wszystkiego. Kiedy udało mi się kupić małe mieszkanko, wyremontowałam je praktycznie sama, z bratem położyliśmy tapety, nauczył mnie kłaść kafelki. Kiedy jeździłam do marketu zrobić jakieś techniczne zakupy, męska część obsługi traktowała mnie jak kretynkę, która przecież nie ma pojęcia o remontach.
Ostatnio pojechałam na urodziny kolegi ze szkoły mojej córki. Pani rozmawiały o wakacjach w Tunezji i Turcji, panowie o planowanej rozbudowie domu jednego z nich. Przysiadłam się do nich i w pewnym momencie dodałam swoje zdanie na ten temat. W odpowiedzi usłyszałam wymowną ciszę. Czy kobieta nie może być majsterkowiczem?
Dwa lata temu spotykałam się z mężczyzną. Był bardzo ciepły, miły i naprawdę miałam nadzieję, że być może coś z tego wyjdzie. Ale po kilku miesiącach stwierdził, że nie umiałby być z kobietą, która jest tak niezależna. Ale ja nie jestem wcale niezależna! To, że nie potrzebuję faceta do wymiany przysłowiowej żarówki, nie oznacza jeszcze, że nie chciałabym, żeby mnie ktoś przytulił wieczorem.
Iza (22 lata, Mysłowice):
— Jestem mechanikiem samochodowym. Serio. Motoryzacja była moją pasją niemal od dziecka. Jako kilkulatka siedziałam całymi dniami w garażu z ojcem podając mu narzędzia i przyglądając się temu, co robi. Oczywiście, kiedy stwierdziłam, że po gimnazjum chcę iść do technikum mechanicznego, rodzina (zwłaszcza ta kobieca część) próbowała mnie zmusić do zmiany zdania. Nie dałam się. Byłam jedyną dziewczyną w klasie, jedną z trzech w całej szkole.
Teraz pracuję w zawodzie. Kiedy trafia nam się nowy klient, zawsze pyta mnie, czy jest szef albo ktoś, kto zna się na rzeczy. Nikt mi nie chce wierzyć, że jestem profesjonalistą i znam się na tym!
Jakiś czas temu na urodzinach mojej koleżanki poznałam fajnego faceta, był zabójczo przystojny, zabawny i ciągle w centrum zainteresowania. Zaczął opowiadać o nowym aucie, które kupił, ze wszystkimi szczegółami technicznymi. W pewnym momencie nie wytrzymałam i stwierdziłam na głos, że chyba w takim razie coś mu się pomyliło, bo jak go tak słucham, to wychodzi, że mówi o dwóch różnych autach. Śmiał się, ale widać było, że poczuł się trochę skompromitowany. I w ten prosty sposób pozbawiłam się potencjalnej randki. No cóż, trudno.
Jola (29 lat, Kraków):
— Jestem wyszczekana. Jeśli coś mówię, to znaczy, że właśnie tak uważam. Wychodzę z założenia, że lepiej powiedzieć jedno sensowne zdanie niż pięć głupich. Strasznie męczą mnie gadki o niczym, bo mam wrażenie, że tracę czas. Nie oczekuje, że facet będzie Jamesem Bondem, rewelacyjnym kucharzem i przy okazji super kochankiem w jednym. Ale niech wie, kim jest, co lubi i co jest dla niego ważne. Ja wiem. Większość mężczyzn jakich znam nie ma żadnych zainteresowań, ale zamiast poszukać czegoś, co ich zafascynuje, wolą chlać piwo i wpadać w kompleksy. Sorry, ja tego nie kupuje
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze