Mój facet chce, żebym była gruba!
MARTA KOWALIK • dawno temuSłyszeliście o feedersach? W Polsce mówi się na nich bardziej swojsko: wypasacze albo dokarmiacze. Jak większość dziwnych mód, ta też przyszła do nas z Ameryki. W skrócie polega na tym, że mężczyzna chce, aby jego żona czy dziewczyna była jak najgrubsza. Ekstremalnie gruba. W tym celu karmi ją kalorycznymi rzeczami i nie pozwala zbyt wiele się ruszać. Potem z radością liczy kolejne fałdy i kilogramy.
Brzmi idiotycznie? Dla większości ludzi tak. Żyjemy przecież w czasach kultu szczupłej, a czasem wręcz anorektycznej sylwetki. Nikt nie chce być gruby, bo utożsamiamy to z brzydotą i lenistwem. Są jednak faceci, którzy szukają kobiet jak najgrubszych i tylko takie im się podobają. Podnieca ich seksualnie doprowadzanie kobiety do granicy kalectwa i ubezwłasnowolnienie jej. Bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy ekstremalnie otyła nie może już nawet wyjść z domu?
Takim mężczyzną jest Grzegorz, czterdziestolatek z Warszawy. Zawsze szukał pulchnych dziewczyn. Im był starszy, tym bardziej sama pulchność mu nie wystarczała. Jego licealna dziewczyna ważyła osiemdziesiąt kilogramów, ale na trzy miesiące przed maturą postanowiła się odchudzić, mimo próśb i gróźb chłopaka. Grzegorz mówi:
— Chyba nie do końca wierzyła, że rzeczywiście mi się taka podoba. Chociaż powtarzałem, że jest idealna i że jeśli chce, może nawet jeszcze przytyć. Miałem taką nadzieję. Z perspektywy czasu uważam, że była bardzo zakompleksiona. Moje szczere słowa brała za kpinę, a prezenty typu ptasie mleczko czy paczka ciastek to była dla niej złośliwa aluzja do wagi. No i schudła szesnaście kilo, zmieniając się w szkielet, taki sam jak większość kobiet. Była zszokowana, kiedy ją rzuciłem. A przecież ostrzegałem, że nie chcę chudej dziewczyny.
Taki schemat powtarzał się przez kilkanaście lat. Znajdowałem pulchną dziewczynę, namawiałem, żeby jeszcze przytyła, a ona mnie zostawiała. I chudła, albo nie, ale i tak nie chciała mnie widzieć, bo uważała za zboczeńca. Wszystkie miały kompleksy i uważały, że źle wyglądają. A mnie się właśnie takie kobiety najbardziej podobają! Dlaczego? To chyba model wyniesiony z domu: mama była dużą kobietą. Szybko zmarła, a ja do tej pory za nią tęsknię. Była piękna, zadbana, zawsze miała makijaż. Nie jakiś flejtuch. Dlatego z takimi kobietami czuję się bezpiecznie, swojsko. Lubię się do nich przytulać.
Długo szukałem swojego ideału, na studiach, potem w pracy. Trudno było. W końcu przez internet poznałem Basię, dziewczynę spod Gdańska. Napisała w serwisie matrymonialnym, że waży 127 kilogramów i jest z tego dumna. Dodała zdjęcie w bieliźnie: tak, to był mój ideał! Nie chodzi tylko o wagę, ale o zadowolenie z siebie, wysoką samoocenę. Co mi po kobiecie, która mi się podoba, ale wstydzi się rozebrać?
Odezwałem się do niej, ale odpisała dopiero po trzech tygodniach. Okazało się, że chętnych do zawarcia znajomości było kilkudziesięciu, musiałem poczekać w kolejce. Przez to się jeszcze bardziej napaliłem: facetów takich jak ja jest więcej, ludzie się nawet nie domyślają, ilu. Działałem szybko: już na drugim spotkaniu zaproponowałem jej ślub i przeprowadzkę do mnie. Nie chciałem wypuścić takiej dziewczyny z rąk. No i mam teraz idealną żonę.
Basia także robi wrażenie szczęśliwej. Grzegorz dba o nią i utrzymuje, cały czas zachwycony tak samo jak na początku znajomości. Kobieta opowiada:
— Od zawsze lubiłam swój wygląd i nie rozumiałam, o co ludziom chodzi. Jakieś głupie uwagi, przytyki. Każdy miał coś do powiedzenia o tym, że męża nie znajdę, albo że umrę przed czterdziestką. Co ich obchodzi moja waga? Ja jestem i byłam z siebie zadowolona. I wiem, że podobam się wielu facetom. Tylko przez głupią modę na szczupłość udają, że nie. Miałam już dużo propozycji sprzedania swoich zdjęć, a nawet… nakręcenia filmu. Takiego dla dorosłych. Ale mąż mi zabronił, więc odpada. Zdjęciami dzielimy się w takim specjalnym serwisie. Korzystają z niego głównie Amerykanie, niektórzy mają naprawdę niezłe osiągnięcia. Piszą tam do siebie pary podobne do nas. Rozmawiamy o przepisach, gdzie kupić ubrania w moim rozmiarze itd. Muszę niestety zamawiać wszystko przez internet. W Stanach z moją wagą mieściłabym się w normalnej rozmiarówce.
Teraz ważę 146 kilogramów. Kłopoty ze zdrowiem? Nie, wyniki mam w normie, minimalnie podniesiony cukier i tyle. Wiele szczupłych osób jest w gorszej formie. Najważniejsze, że podobam się mężowi i sobie. Z Grzesiem mamy umowę, żebym jadła cztery tysiące kalorii dziennie. W ten sposób za kilka lat będę miała dwójkę z przodu. No tak, dwieście kilo. To jest tak naprawdę ciężka sprawa, jeść i niewiele się ruszać. Do pracy nie chodzę, bo to byłoby przynajmniej osiem godzin w plecy. To znaczy bez jedzenia, w ruchu itd. Wcale nie jest tak łatwo przytyć w tym momencie, każdy kilogram przychodzi z trudem. Kiedyś było łatwiej, potrafiłam w miesiąc zyskać dziesięć kilo.
Czy uprawiamy seks z mężem? Pewnie, przecież bardzo go podniecam. Różne są pozycje, trzeba tylko mieć fantazję. Wolałabym nie tyć więcej, te dwieście kilo to maksimum. Trzeba jeszcze trochę pożyć. Jeszcze nie wiem, co na to Grzegorz. Na razie jestem zadowolona ze swojego życia. A innym nic do tego.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze