Nogi w górę, woda się leje!
LAURA BAKALARSKA • dawno temuPokrywka mi skacze, kiedy ktoś robi wszystko, żeby zmarnować mój czas. Albowiem własne pomniki straconego czasu lubię rzeźbić sama. Należą do nich: gry komputerowe, robótki na szydełku i drutach, układanie puzzli, czyhanie na prognozę pogody i wiele innych.
Pokrywka mi skacze, kiedy ktoś robi wszystko, żeby zmarnować mój czas. Albowiem własne pomniki straconego czasu lubię rzeźbić sama. Należą do nich gry komputerowe, robótki na szydełku i drutach, układanie puzzli, czyhanie na prognozę pogody i wiele innych.
Mój Dzieć chodzi do szkoły dziewiąty rok i co dwa miesiące obcy ludzie na wywiadówkach marnują moje młode życie. Przysięgłam sobie już przed pierwszą wywiadówką, że nie wydam z siebie głosu. Cierpliwie wysłuchałam dyskusji na takie między innymi tematy:
— Dlaczego ten elementarz, a nie inny?
— Czy dzieci muszą pisać ołówkami?
— Dlaczego Adrian musi chodzić akurat do naszej klasy?
— Dlaczego mam ubierać moje dziecko do pierwszej komunii w albę, skoro stać mnie na łach od Versace?
— I czy Anetka może mieć do polskiego zeszyt w kratkę?
Nie wytrzymałam, gdy padło hasło do dyskusji:- Po co trzeba przynieść na plastykę gruby pędzel?
— Ani chybi do golenia – powiedziałam i odtąd ani ja, ani mój Dzieć nie byłyśmy anonimowe.
Po trzech latach szkoła została zmieniona. Wraz ze szkołą zmienił się też rodzaj poruszanych zagadnień. Wiadomo: dzieci rosną, to i problemy ewoluują.
— Dlaczego dzieci mają czytać „Buszującego w zbożu”? Przecież to książka nieodpowiednia dla nastolatków! (pytanie do wychowawczyni).
— Dlaczego pan od historii wybrał ten podręcznik, a nie inny? (pytanie zgłoszone poloniście).
— Dlaczego program z biologii jest taki trudny i jak go zmienić na łatwiejszy? (do wuefisty).
— Dlaczego szkoła nie zapewnia słabszym uczniom korepetycji z języka obcego? (do pani od plastyki).
— Dlaczego Jasiek zabiera Samuelowi czapkę? (pytanie do dyrektora).
— Czy kuchnia szkolna nie mogłaby smaczniej gotować? (pytanie do psychologa szkolnego).
Od roku Dzieć chodzi do jeszcze innej szkoły. Zmieniając szkołę z prywatnej na publiczną, integracyjną, miałam na uwadze taki posag Dziecia jak różnorodność doświadczeń. Ale natura ludzka, o której to naturze nie mam najlepszego zdania, wszędzie jest taka sama. Ludzie kochają gadać, gadać nie na temat, długo, rozwlekle i bez nadziei na puentę. Wczoraj omawiano następujące kwestie:
— Czy na balu wieńczącym pobieranie nauk w gimnazjum też się będzie tańczyć poloneza?
— I dlaczego na angielskim dzieci z grupy zaawansowanej zostały wymieszane ze słabszymi? Bo te słabsze będą miały kompleksy! (półtorej godziny bicia piany).
No nie wiem, czy jest sens dyskutować z czymś, co wynika z konstytucji lub innej ważnej ustawy. A tak właśnie jest w przypadku nauki języka obcego; nie wolno tworzyć w szkołach grup „lepszych” i „gorszych”.
Już rozmowa o angielskim więdła. Już przeczytałam instrukcję obsługi skanera, którą przewidująco wzięłam ze sobą. Już się zaczęło ściemniać. I wtedy ta sama matka, która chciała mieć dziecko w słabszej grupie z angielskiego, podniosła następny problem:
— Dlaczego w szkole nie ma drugiego języka obcego?
Już widzę ten worek dobrych rad, z których podstawowa to ta, żeby nie traktować wywiadówek nazbyt serio. Olać. Przyjść indywidualnie do wychowawcy na rozmowę.
Ale przecież to nie jest tylko sprawa jednej czy drugiej wywiadówki. To sprawa ludzi, którzy kradną nasz czas i energię. Brałam udział w rozmaitych zebraniach. Związku Kynologicznego, Wspólnot Mieszkaniowych, zebraniach organizacyjnych przed jakimiś kursami. Zwykle wszystko przebiegało tak samo. Bicie piany, zawracanie głowy ogółowi jakąś nieistotną kwestią ważną tylko dla mówcy, a to wszystko utopione w powodzi słów.
Najgorzej jednak wspominam zebrania w pracy. Przez ostatnie dziewięć lat wysiadywałam przeciętnie na dwóch zebraniach w tygodniu. Każde trwało jakieś trzy godziny, chociaż można je było ograniczyć do godziny – po prostu mówiąc na temat. Że o punktualnym rozpoczęciu nie wspomnę. I każde takie posiedzenie – nie tylko mnie przecież – skutecznie uniemożliwiało wykonywanie obowiązków służbowych.
W ciągu tych tysięcy godzin spędzonych na zebraniach utwierdziłam się w przekonaniu, że Murphy miał rację w następujących kwestiach:
Na zebraniu wynika konieczność zwołania następnego zebrania.Gdyby ludzie umieli słuchać, nie musieliby tyle mówić.Nawet ludzie całkiem do rzeczy robią się niedorzeczni jako komisja.Każdy zespół na zebraniu jest w stanie podjąć decyzję durniejszą od decyzji najgłupszego z jego członków.Efektywność zebrania jest odwrotnie proporcjonalna do liczby uczestników i zużytego czasu.
Wielbłąd to koń zaprojektowany przez zespół.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze