Leczenie przez wybaczenie
CEGŁA • dawno temuMiałam zdzirowatą matkę, która wreszcie uciekła od ojca na drugi koniec Polski i spełniła się w zawodzie utrzymanki i nieroba bez uczuć. Tata umierał z miłości do niej, taka to była niszcząca siła. Leczył się psychiatrycznie, upadł i nigdy się nie podniósł. Zacisnęłam zęby i postanowiłam, że pokonam nawet geny. Nie chciałam wdać się w żadne z rodziców, zostać nieudacznikiem czy zimną kalkulatorką żerującą na głupocie i pieniądzach mężczyzn.
Droga Cegło!
Miałam zdzirowatą matkę, która wreszcie uciekła od ojca na drugi koniec Polski i spełniła się w zawodzie utrzymanki i nieroba bez uczuć. Tata umierał z miłości do niej, taka to była niszcząca siła. Leczył się psychiatrycznie, upadł i nigdy się nie podniósł – ona zabrała mu wszystko, wiarę w siebie, godność, karierę. Ale do dziś ją tłumaczy, że była za młoda, a on ją zmusił do ślubu… Dla niego czas stanął w miejscu, kiedy miałam 8 lat. Musiała się mną zająć ciotka. Zacisnęłam zęby i postanowiłam, że pokonam nawet geny. Nie chciałam wdać się w żadne z rodziców, zostać nieudacznikiem czy zimną kalkulatorką żerującą na głupocie i pieniądzach mężczyzn.
Skończyłam studia, drugie studia, potem podyplomowe. Pragnęłam aż do bólu niezależności, spokojnego życia, którego nie należy mylić z bogactwem i pazernością. Nikomu w życiu niczego nie zawdzięczam. Pamiętam każde zarobione przez siebie 10 groszy, nawet tyle nikt nigdy nie dał mi za darmo. Słowa „kredyt” w moim słowniku nie ma, dlatego notuję wszystkie wydatki, z czego czasem podśmiewają się znajomi. Tylko że oni siedzą po pubach i narzekają na kryzys, a ja najlepiej, żebym była tą, która stawia. Dlaczego? Bo mam! A oni nie. Proste i zdaniem niektórych sprawiedliwe. Nie rozumiem ludzi, którym nic się nie chce, ale wiedzą wszystko na temat solidaryzmu społecznego. Takiego w jedną stronę, w ich stronę. Ja, zanim znalazłam pracę w zawodzie, przez kilka lat brałam wszystko, co podeszło, żeby utrzymać się w dużym mieście i do nikogo nie wyciągać ręki.
Popełniłam straszny błąd, pożyczając jakiś czas temu mojemu „ex” pewną niemałą kwotę. Rozstawaliśmy się bez awantur, ale mieszkanie było moje i doszłam do wniosku, że z ludzkiego punktu widzenia należy mu się odprawa na rozruch. Dziś minęło ponad pół roku, były ma wyżej płatną pracę niż ja, mieszka z dziewczyną w wielkim apartamencie, a pieniędzy oddać nie chciał. Twierdził, że nie ma. Że wszystko, co widzę, to pozory, a on spłaca dwa kredyty i jak tylko wyjdzie z dołka… Znane bajeczki.
Nie żądałam cudów na kiju, to są moje pieniądze, umówiony termin dawno minął. Zaplanowałam sobie urlop daleko stąd, wpłaciłam zaliczkę, bilet jest dość drogi. Niedługo będę musiała go wykupić. Mój były pozwolił sobie jeszcze na beztroskie stwierdzenie, że skoro stać mnie na takie fanaberie, to nie zbiednieję, jeśli jeszcze trochę poczekam. Nie wiedział chyba, z kim zadarł. Zamiast przeprosin czy negocjacji – taki tekst?
Nie chciałam oczywiście marnować czasu na prawników i psuć sobie wyjazdu. Zagroziłam jednak, że skompromituję go w pracy i w Internecie, ostrzegę wszystkich przed nim jako oszustem i wyłudzaczem, zepsuję mu opinię w każdym miejscu, jakie wpadnie mi do głowy. I wtedy zadziałało! Powiedział, że niczego nie może zastawić, bo nic nie należy do niego, trzeciego kredytu żaden bank mu nie da, ale może pożyczy prywatnie, na procent… Po raz kolejny chciał mnie zmiękczyć. Ten dług jest wart tyle co jego najnowszy model ajfona plus rasowy kot. Czyżby kota też kupił na kredyt?
Ostatecznie, zwrócił mi te pieniądze, nie dawałam mu spokoju, dzwoniłam 3 razy dziennie, mailowałam, wpisywałam się na fb. Wręczając kasę, nazwał mnie „zimną prostaczką bez serca, która zabiłaby człowieka za pół morgi” (chyba aluzja do gospodarstwa moich śp. dziadków, które rozdrapała piątka dzieci i nic mi do tego). Chciałam to potraktować jako obrazę i zniesławienie, ale dałam spokój, chcę mieć czysty umysł przed wyjazdem.
Czy myślisz jak on, że nie miałam prawa domagać się swoich pieniędzy po wyczerpaniu repertuaru grzecznych próśb?
stefulek
***
Droga Steniu!
Myślę, że nie posunęłaś się do nasłania zbirów i to jest optymistyczne:).
A tak serio, skoro chcesz znać moją opinię… Wybacz, że nie chwalę Cię za brawurową akcję. Z obietnic oczywiście trzeba się wywiązywać. Nieładnie zaglądać komuś w kieszeń. To jedna strona medalu i Twój były chłopak zachował się w tym sensie niewłaściwie.
Jest jednak i druga strona. Uważam, że dopóki człowiek nie jest w desperacji czy pod ścianą, nie powinien wychodzić z roli, tylko trzymać pewien poziom. Bez względu na to, jak gra druga strona. To Ci się nie udało, choć odzyskałaś należne Ci pieniądze.
Po pierwsze, nie jest prawdą, że on nie próbował z Tobą negocjować, sądzę, że „przepraszam” również w tych początkowych rozmowach padło. No i nie wiem, o ile się spóźniał w stosunku do umowy, ale w sumie chyba nie był to jakiś dramatycznie długi okres.
Skoro nie chcesz, by wytykano Ci to, co masz, sama również tego nie rób – to po drugie.
Po trzecie, ludzie są różni, sytuacje w kryzysie też, nie każdy żyje z kalkulatorem w ręku, co nie oznacza od razu, że trzyma w materacu zaszytą ciepłą sumkę i „złośliwie” nie chce oddać długu.
Nie znałaś jego układu z dziewczyną, wiedziałaś tylko, że po Waszym rozstaniu praktycznie zaczął od zera. Jeśli naprawdę chciałaś pomóc, może należało ustalić jakiś realniejszy termin zwrotu pieniędzy lub rozłożyć go na raty? Uważam, że jako para niegdyś bardzo bliskich sobie ludzi mogliście się dogadać z większą klasą. Do złośliwości, potem grubszych epitetów sprowokowałaś go swoimi niewybrednymi metodami działania.
Młoda, wykształcona, dobrze zorganizowana dziewczyna wpada w histerię, ucieka się do pogróżek i szantażu? Nie wiem, czy wzbudziłaś w nim poczucie winy, czy po prostu… przerażenie. Zastanawiam się, co jest podłożem Twoich aż tak negatywnych emocji. Chyba nie zazdrość o nową partnerkę ani złamane serce, skoro rozeszliście się za obopólną zgodą, jak przyjaciele… I dochodzę niestety do wniosku, że to, co ujawniło się podczas egzekucji długu, to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Z wielkim trudem tłumisz w sobie na co dzień negatywne oceny ludzi. Zarazem, kumulujesz je i hołubisz. Spójrz tylko, jakimi słowami opisałaś swoich rodziców… Toż to język wulgarnej małżeńskiej kłótni! A rodzice, jak mniemam, nie kłócili się w ten sposób, bo Twój tata był łagodny, ustępliwy i zakochany po uszy. Jest w Tobie wiele zaległej i zapiekłej nienawiści, którą powinnaś zacząć zwalczać wszelkimi sposobami, w przeciwnym razie zaburzy ona Twoje przyszłe życie i relacje z innymi. Nie warto mieć gniewu za najbliższego kompana, to fatalny doradca.
Ty gniewasz się na rodziców, a ta złość przenosi się na resztę świata. Masz żal, że nie mogli się Tobą zajmować, kiedy ich wspólny świat się rozpadł. Niczego od nikogo nie chcesz, bo dawno temu nie dostałaś od nich tego, na czym Ci zależało. Zawzięłaś się, oceniasz surowo, nie tolerujesz żadnych słabości ani u siebie, ani u innych. Wszyscy mają być na 120 procent fair.
Ale musisz złożyć broń i sięgnąć po wybaczenie. Bez tego aktu nie zaistnieje w Twoim życiu żadne szczęście, zdrowy związek, nie nauczysz się przyjmować ludzi z ich wadami i zaletami, akceptować na dobre i gorsze. Pozostaniesz komornikiem, rozliczającym innych bezlitośnie z każdego potknięcia. A pamiętaj, że problem może przydarzyć się również Tobie – kto wówczas stanie po Twojej stronie? Jesteś pewna swojej niezniszczalności? Bo mnie wydajesz się, wbrew pozorom, dosyć krucha i bezbronna pod tym twardym pancerzem.
Dobrym pomysłem byłaby niezobowiązująca rozmowa ze specjalistą. Pomyśl o tym. Sądzę, Steniu, że warto i pora zastanowić się głębiej nad sobą, właśnie teraz, nie bacząc na wakacje, a może właśnie na to je między innymi wykorzystać? Nie uciekniesz od siebie nawet na drugą półkulę.
Życzę Ci, żebyś polubiła świat taki, jakim jest, pełen niedoskonałości, ale cudów też.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze