Owce, widzę owce! Czyli podróż po irlandzku
MAGDALENA RYŻEWSKA • dawno temuGdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że wyląduję w Irlandii jako jedna z tysięcy Polaków próbujących przetłumaczyć swój budżet na euro, uśmiałabym się serdecznie. Tak to już jednak jest z planami, że można je sobie robić, a życie i tak się potoczy swoim torem. Oto jestem, Polka na Zielonej Wyspie, szukam przygód i wrażeń, a co widzę, to opisuję...
Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że wyląduję w Irlandii jako jedna z tysięcy Polaków próbujących przetłumaczyć swój budżet na euro, uśmiałabym się serdecznie. Tak to już jednak jest z planami, że można je sobie robić, a życie i tak się potoczy swoim torem. Oto jestem, Polka na Zielonej Wyspie, szukam przygód i wrażeń, a co widzę, to opisuję, starając się zachować przy tym niepoprawny optymizm.
W ciągu kilkunastu miesięcy, które spędziłam na Wyspie, trochę mi się udało po niej pojeździć. Cele podróży były różne, mniej lub bardziej interesujące, jednak wspólny mianownik – przenoszenie się z miejsca na miejsce – zasługuje na chwilę uwagi. Nigdzie do tej pory nie zdarzało mi się gapić w szybę środka transportu z takim zachwytem oscylującym gdzieś na granicy transu i reporterskiego polowania na obrazy.
Poza większymi miastami cała Irlandia to jedna wielka zielona plama pokryta małymi domkami. Zabudowa praktycznie nigdy się nie kończy, jedna mieścina płynnie przechodzi w drugą i trudno o jakiekolwiek miejsce nietknięte cywilizacją. Wszystkie jednak budynki umieszczone są na tle słynnej szmaragdowej zieleni, pastwisk, pól, łąk i rozległych połaci pokrytych karłowatymi krzewami. Całość tchnie specyficzną poezją, czaruje dyskretnym, mglistym urokiem. Choć żeby zakochać się w irlandzkim krajobrazie, trzeba spojrzeć na niego z cierpliwą wrażliwością, gdy już raz zachwycisz się tutejszymi plenerami, miłość trwa aż po grób.
Owce to podstawa wszystkich tutejszych „podróżnych” żartów. W pokaźnych ilościach można je spotkać w całej Irlandii i mimo że w pierwszym momencie widok zaskakuje, szybko staje się monotonny. Moja przyjaciółka była bardzo podekscytowana, gdy pierwszy raz przyszło jej podróżować na trasie Dublin — Galway. Cieszyła się, że wreszcie będzie miała okazję zobaczyć nie tylko wielkie miasto, ale też trochę klasycznej, pieśniami bardów i kamerą filmowców osławionej Irlandii. Jej relacja z podróży była nieco ironiczna: „Jadę, jadę – o, owce! Popatrz, znowu owce! Dużo zielonego i co to? Czyżby znowu owce? Chwilę później – nie zgadniesz! Wyobraź sobie, że zobaczyłam stado owiec!”. I tak przez cztery godziny. Minęło niewiele czasu i sama miałam okazję zweryfikować jej opowieść. Niniejszym potwierdzam – irlandzki krajobraz składa się głównie z owiec, od czasu do czasu przetykanych krową, koniem czy okazjonalnie osłem. „Owcze” żarty bawią podczas długiej podróży mnie i moich współpasażerów, a „owcze” pamiątki przynoszą górę euro irlandzkiej gospodarce, więc chyba jednak te kudłate zwierzątka nie są takie złe.
Podróż autobusem w Eire to marzenie. Komfortowe, klimatyzowane giganty śmigają po gładkich jak stół drogach, zawsze na czas i najczęściej z sympatycznym, rozgadanym kierowcą. Błogosławieństwo podwójnie docenione przez tych, którzy pamiętają jeszcze przerdzewiałe puszki ery świeżo postkomunistycznej, zwane niekiedy autobusami PKS. Najbardziej jednak zachwycił mnie dość trywialny fakt – pasażerów jedzie tyle, ile jest miejsc siedzących, koniec, kropka, nie ma negocjacji. Jeśli chętnych jest więcej niż miejsc, podstawia się drugi autobus, choćby dla pięciu podróżujących. Bywało, że tłukłam się po polskich drogach rozpłaszczona na przedniej szybie busa, z plecakiem współpasażera wbijającym się w plecy i dźwignią biegów w biodro, więc z westchnieniem ulgi pożegnałam ten koszmar. Widać tu wyraźnie zupełnie inne podejście do konsumenta – pasażer to w końcu klient, który płaci za przejazd i ma prawo jechać komfortowo. Zawsze i wszędzie.
Widział ktoś kiedyś pociąg jadący na polski Woodstock? Zapakowany po dach, z licznymi nastolatkami zwisającymi z okien, bo w przedziałach się nie mieszczą. Dwa dni po przylocie do Irlandii pojechałam na Oxegen, taki tutejszy Woodstock, tyle że ciut mniejszy. Szczęka mi opadła, kiedy zobaczyłam kolumny autobusów zmieniające się jak obrazki w kalejdoskopie i zamykające drzwi, gdy tylko ostatnie miejsce siedzące zostało zajęte. Wszystko za cenę dwóch godzin pracy za najniższą stawkę.
Nie tylko autobusami podróżuje się przyjemnie. Pierwszy raz wybrałam się obejrzeć słynne Cliffs of Moher samochodem znajomego. Szczęście mnie nie opuszczało, bo moja wycieczka przypadła na jedyny pogodny dzień w całym sztormowym marcu. Droga z Galway na klify wiedzie wzdłuż oceanu, objeżdża się zatokę, po drugiej jej stronie prowadzi między wybrzeżem a pagórkami Burren przypominającymi księżycowy krajobraz. Ach, jakich słów mam użyć, żeby to opisać! Symfonia zieleni, podwójnego błękitu, bo niebo odbijało się w oceanie, i szarości wszechobecnych irlandzkich murków, z drobnymi plamami bieli – spienionego grzebienia na szczytach fal. Jak wprost z pocztówki. Magia, prawdziwa magia i zdolny artysta stworzyłby milion dzieł sztuki, karmiąc się wrażeniami z tego jednego dnia. Takie nic, wielkie pustkowie, trochę wody i jakichś chaszczy, a całość splata się w obraz majstersztyk, Irlandia w najpiękniejszym wydaniu.
Jako że moim kierowcą był człowiek o wielce barwnym życiorysie i sporej wiedzy, dowiedziałam się kilku ciekawostek o krajobrazie. Wszędobylskie murki, które pną się nawet na same szczyty łysych wzgórz, to smutna pamiątka czasów Wielkiego Głodu i irlandzkiej niewoli. Kiedy nie było pieniędzy, pracy ani jedzenia, angielscy właściciele ziemscy płacili Irlandczykom chlebem za wznoszenie nikomu niepotrzebnych murów, byle tylko nie rozdawać go za darmo. Murki te to znak rozpoznawczy krajobrazu Zielonej Wyspy, bo wiją się przez cały kraj, jak długi i szeroki. Bardzo urokliwie się zresztą wiją, złożone z luźnych kamieni niezlepionych zaprawą, często pokryte mchem i wkomponowane w krajobraz wraz z wiecznie obecnymi stadami owiec. The Burren to rozległa formacja skalna, dość wysokie pagórki z ciemnego kamienia, na pierwszy rzut oka całkowicie nagie (jakiż to kontrast w porównaniu z pokrytymi lasami polskimi pogórzami!). Dzięki mojemu przewodnikowi odkryłam jednak, że w skalnych szczelinach rośnie wiele gatunków kwiatów, które fascynują botaników z całego świata, bo występują jedynie tu. Cóż to za rośliny, nie miałam okazji zbadać, więc nie będę się silić na detale, ale pewnego pięknego dnia…
Na koniec jeszcze anegdotka pokazująca, że choć w ciągu ostatnich lat Irlandia zrobiła się niezwykle cywilizowana, pod gładko wypolerowaną powierzchnią nowoczesności ciągle skrywa się rustykalny charakter wyspy. Wśród licznych pocztówek w sklepach z pamiątkami niezmiennie pojawia się wariacja na jeden temat – stado owiec na środku asfaltowej drogi podpisane „irlandzki korek”. Przyjezdni zaśmiewają się do łez, a przemysł turystyczny żeruje na stereotypie. Otóż chciałam oświadczyć, że to najprawdziwsza prawda, a nie żaden stereotyp!
Jakiś czas temu z grupą przyjaciół wybrałam się na wycieczkę terenową. Słońce prażyło, niebo niebieskie jak farbka, malownicze krajobrazy za oknem, pusta szosa przed nami, a ja, rozłożona wygodnie na przednim siedzeniu, bujam w obłokach w stanie totalnego relaksu. Kierowca, trzeba przyznać, lubi jeździć z pazurem, więc hamowanie szybko i brutalnie wyrwało mnie z błogostanu. Otóż, proszę państwa, droga była chwilowo nieprzejezdna, bo na jej środku rozparła się… oczywiście owca. W środku niczego, z prawej trawa, z lewej trawa, gdzieniegdzie kawałek murka, żadnego stada, ewidentnie owca-samotnik. Bynajmniej nie zadrżała w starciu z pięć razy od niej większą stalową puszką, tylko ze stoickim spokojem żuła dalej trawę, patrząc nam głęboko w oczy i od czasu do czasu rzucając buntownicze „Baaaaa!”. Po kilku minutach, kiedy już upewniła się, że wiemy, kto tu rządzi, majestatycznie zeszła z szosy i pozwoliła nam przejechać. Tak, tak, irlandzkie owce to nie łagodne stworzenia, to siła, z którą trzeba się liczyć! Nigdy nie wiadomo, kiedy wystąpią z blokadą drogową…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze