Lubię być kurą domową!
ANETA RZYSKO • dawno temuTo, od czego jedne kobiety uciekają, staje się sensem życia dla innych. Są jeszcze na świecie panie, które uwielbiają dbać o dom, sprzątać, robić pranie i czekać na męża z gotowym ciepłym obiadem. Widok szczęśliwej rodziny w zadbanym domu sprawia im po prostu ogromną radość. I wcale nie rezygnują z kariery zawodowej czy własnych zainteresowań. Mówią, że to po prostu kwestia dobrej organizacji.
Patrycja ma 30 lat. Od 2 lat mieszka z partnerem, nie mają dzieci. Zawsze uważała, że partnerzy powinni być sobie równi, a obowiązki domowe powinny być sprawiedliwie podzielone. Zapierała się, że nie będzie prasować koszul i zmęczona po pracy gotować obiadków dla męża. Szybko jednak okazało się, że pranie, sprzątanie i gotowanie jest głównie na jej głowie. I wbrew pozorom bardzo się z tego cieszy.
— Nigdy nie chciałam robić wielkiej kariery w pracy. Wystarczyła mi ugruntowana pozycja i jakieś cele do osiągnięcia: podwyżki, zmiany stanowiska, ewentualnie jakieś mniejsze awanse. Najważniejsza dla mnie była stabilizacja i zadowolenie z wykonywanych czynności. Kiedy założyłam rodzinę, bardzo się uciszyłam, że mam o kogo i o co dbać. Człowiek przykłada większą uwagę do rzeczy, na które sam pracował, które sam zrobił. Uwielbiam więc sprzątać. Co tydzień muszę gruntowanie wysprzątać mieszkanie, uporządkować wszystko w kuchni, umyć lodówkę. Pewnie nikt nie uwierzy, ale to także mnie odstresowuje. W dodatku bardzo lubię, kiedy po sprzątaniu mogę zrobić sobie kawę w filiżance i usiąść w czystym pokoju z książką lub porozmawiać z bliskimi.
Nigdy nie myślałam, że taką radość będzie mi sprawiało gotowanie partnerowi posiłków. Przyjemność sprawia mi już samo wymyślanie, co podam dziś na stół. Nawet, kiedy jestem zmęczona po pracy, uśmiech mojego partnera podczas kolacji jest bezcenny. Poza tym zauważyłam, że w kuchni bardzo się odprężam.
To nie tak, że mój partner mi nie pomaga. Często sprzątamy razem, choć gotowanie mu nie wychodzi, jest chętny do pomocy. Ja po prostu lubię trzymać ster. Wiele kobiet się buntuje – że jest równouprawnienie, że nie chcą być zamknięte w domu, że mają swoje ambicje i chcą się rozwijać. Ja uważam, że jedno nie wyklucza drugiego, a wszystko jest kwestią organizacji czasu. Ja się dokształcam, chodzę na kurs językowy, dużo czytam książek, informacji w Internecie, aby być na bieżąco. Nie jestem stereotypową bezmyślną kurą domową. Myślę też, że wiele zależy od podejścia kobiety do jej życia i podziałów obowiązków już od początku. Jeśli będziemy się przed czymś podświadomie buntować, nigdy nie przyniesie nam to przyjemności. Warto zadbać o otoczkę wykonywanych w domu czynność – dobra muzyka, ulubiony napój, dobry jakościowo sprzęt — a będą kojarzyły się nam z przyjemnością a nie katorgą.
Ania ma 35 lat, męża i dwójkę dzieci. Jak sama przyznaje, ma jedną dewizę życiową: masz być tak zorganizowana, żeby każdego dnia móc przeczytać 50 stron książki. I przeważnie jej się to udaje. Wspiera ją mąż i dzieci, które wiedzą, że mama szczęśliwa, to mama, która ma chwilę dla siebie. Wszyscy w domu to szanują i akceptują.
— Dzień zaczyna się dla mnie o 5.30. Codziennie przez siedem dni w tygodniu. Nawet w weekendy, ale tylko dlatego, że organizm się przyzwyczaił do wczesnego wstawania. Codziennie jest tak samo. Prysznic, żeby dobrze rozpocząć dzień, szklanka ciepłej wody i do pracy – przygotowanie śniadań dla dzieci i męża oraz zapakowanie przygotowanego dzień wcześniej obiadu. Też dla męża. Nie lubię, kiedy jada posiłki w pracy, bo są zbyt tłuste, kaloryczne i niezdrowe. Wolę mu przygotować, bo wiem przynajmniej, że nie jest zrobione z jakiś odpadków. Następnie pobudka i pomoc przy dzieciach. Potem wspólne śniadanie i dzieci do przedszkola. Po powrocie standardowe domowe rzeczy – sprzątanie i pranie kiedy trzeba, gotowanie obiadu, dbanie o zwierzątka domowe. Czasem trzeba coś naprawić, skręcić. Zakupy robi mój mąż. Jest zmotoryzowany i bardzo to lubi. Noszenie ciężarów ze sklepu więc odpada. Czas szybko leci, bo dzieci trzeba odebrać z przedszkola. Potem standardowo zabawa lub wspólne czytanie bajek. Po przyjeździe męża, to on zajmuje się dziećmi. Ja mam „wolne”. Zazwyczaj wtedy czytam, nadrabiam zaległości w nauce.
Wiem, że jest mi łatwiej, bo nie pracuję. Korzystam, dopóki mogę. Kiedyś dużo pracowaliśmy z mężem, ale też dużo oszczędzaliśmy, dlatego teraz możemy sobie pozwolić na takie rozwiązanie. Uwielbiam moje życie, każdy dzień spędzony z moją rodziną.
Zawsze w niedzielę dzieci idą na 2,5 godziny do sąsiadów na zabawę z rówieśnikami i niedzielny film. To są nasze chwile dla siebie z mężem. Pewnie wszyscy zaraz pomyślą, że z łóżka nie wychodzimy. To nie tak, kochamy się bardzo często, nie są nam do tego potrzebne „niedzielne poranki”. To jest czas, kiedy jesteśmy tylko we dwoje. Czasem sami oglądamy film, czytamy lub rozmawiamy w nieskończoność w szlafrokach przy kawie. To jest nasz czas.
Nie zawsze wszystko idzie według planu. Nie jesteśmy idealną rodziną. Bywam zmęczona, zapracowana. Czasem nawet nic mi się nie chce. Nigdy jednak nie chodzę po domu w jakimś wytartym dresie i poplamionej koszulce. To jest mój dom i nie rozumiem dlaczego mam w nim wyglądać jak brudas. Mam szczęśliwe dzieci z ogromnym poczuciem bezpieczeństwa, męża wracającego szybko z pracy do domu. On nie ma potrzeby częstego wychodzenia z kumplami na piwo czy przesiadywania w pracy. Woli wrócić do zadbanej żony. A wieczorem wynagradza mi cały ciężki dzień.
Jak oceniacie takie podejście?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze