My kobiety lubimy narzekać
KATARZYNA CYNIA • dawno temuChoć nie mam bliskiego grona przyjaciół, a przyjaciółką mogę nazwać tylko jedną osobę, często staję się powiernicą bliższych lub dalszych znajomych. Nie wiem, dlaczego ludzie chcą dzielić się ze mną swoimi przemyśleniami na temat życia i intymnymi historiami z partnerem w roli głównej. W każdym razie słuchaczem jestem lojalnym i chyba idealnym – nie rozpowiadam, nie oceniam, słucham, czasem staram się pomóc.
Choć nie mam bliskiego grona przyjaciół, a przyjaciółką mogę nazwać tylko jedną osobę, często staję się powiernicą bliższych lub dalszych znajomych. Nie wiem, dlaczego ludzie chcą dzielić się ze mną swoimi przemyśleniami na temat życia i intymnymi historiami z partnerem w roli głównej. W każdym razie słuchaczem jestem lojalnym i chyba idealnym – nie rozpowiadam, nie oceniam, słucham, czasem staram się pomóc.
Nasłuchałam się różnych i dziwnych, i zatrważających informacji na temat życia rozlicznych koleżanek. Teraz przynajmniej wiem, że te wszystkie serialowe scenariusze lub harlequinowe fabuły, a nawet programy interwencyjne i tok szoł Ewy Drzyzgi – to nie są historie z palca wyssane. Życia podsuwa takie scenariusze, że można by z jednej opowieści trzasnąć kilka filmów, z dramaturgią, akcją, której nie powstydziłby się żaden czołowy reżyser.
Nie demonizuję ani się nie przechwalam. Wcale nie jest mi w smak być permanentną powiernicą ludzkich historii, ciężko się tego słucha. A i energii jakby w człowieku potem mniej zostaje po takiej rozmowie.
Nie wiem też, czemu taka rozmowa służy, ktoś wyrzuca z siebie smutki po to, żeby wrócić do domu i ponownie je zaczerpnąć. Ktoś zrzuci ciężar, ale nic w swoim życiu nie zmieni, potem znów ładuje ciężary aż do kolejnego spotkania ze mną. Po co narzekamy, skoro nic nie robimy, żeby to zmienić.
Od 5 lat słyszę od Jolki, że jej mąż popija i oszukuje na pieniądzach, domem się nie zajmuje, z dzieckiem nie ma kontaktu, ale Jolka oprócz gadania o tym, nic więcej nie robi. Od ośmiu lat z przerwami słyszę od Tomka, że nie chce raczej wiązać się z Karoliną,wszystko w niej go denerwuje, ale nadal trwa w tym, a dziewczyna cierpliwie czeka na rozwój wydarzeń i zapuszcza się w lata. Od dziecka też jestem uczestnikiem nieporozumień i kłótni moich rodziców, którzy choć mieszkają w oddzielnych pokojach, czasem w przypływie emocji uprawiają nawet seks, by potem znów się śmiertelnie pokłócić i wrócić do pokoi, każdy do swojego.
Nie rozumiem, po co to sobie robimy.
Ostatnio wybrałam się z koleżanką do parku, a potem na kawę. Rozmowa z błahostek przeszła w ciężki kaliber narzekań na mężów. On do niej nic nie mówi, wraca z pracy i tylko mruczy, pobawi się z dzieckiem, zapyta służbowo, czy zrobiła to tamto, załatwiła to tamto. I tyle. Nie ma czułości, a seks zdarza się coraz rzadziej i to też bez wzlotów, za to kłótnie są na porządku dziennym zwłaszcza w samochodzie, wtedy siłą rzeczy para jest jakby bliżej siebie i czara żółci się przelewa.
Gdy koleżanka wyrzuciła z siebie całą litanię przewinień męża. Zapytałam delikatnie o rozwód, czy to słowo już padło z ich ust. Na to ona nadymając usta:
— Rozwód. No coś ty, a czy mi źle jest?
Umarłam, kopara dosłownie roztrzaskała blat stołu!
Wracając do domu i myśląc o kobiecym narzekaniu, zaczęłam zastanawiać się nad sobą. Ja także tkwię w niesatysfakcjonującym związku, od lat uwiera mnie wiele, choć może nie jestem typem ekstrawertyka i raczej duszę w sobie, niż rozpowiadam. Narzekam w myślach, czekam na zmiany, ale pragnę, żeby one same przyszły, żeby się odmieniło jak w bajkach, za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A to przecież niemożliwe. Liczę na jego zmianę, ale nic mu nie mówię o moich potrzebach i marzeniach, czekam aż się domyśli, a w duchu moja frustracja narasta, bo zmiany nie następują. Poza tym czy one na pewno dotyczą tylko jego, sama też powinna się zmienić? Już czas…
Jestem zadaniowcem. A to moje zadanie na dziś: przytulę się do niego w nocy i zobaczę, co będzie. Od wielu miesięcy on mnie nawet nie dotyka podczas zwykłych domowych czynności, a ja także nie podnoszę inicjatywy, więc nasz związek fizycznie umiera. Zamierzam też nie narzekać w duchu na rzeczy, które są niezrobione i niedopatrzone, bo narzekanie nic nie zmieni. Zmiany zaczynam od siebie!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze