Niespieszność Toskanii
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuZ pewnością tydzień to zbyt mało, by poznać wszystkie słynne i piękne zabytki Toskanii. Ale czy trzeba poznawać je wszystkie, żeby cieszyć się jej urodą? Na równi ze starymi freskami doceniłam w Toskanii nieśpieszność. Tam jest ona oczywista jak winnice, oliwki i suszone pomidory.
Nie będę szczególnie oryginalna, jeżeli powiem, że mój wyjazd do Toskanii zainspirowany był kinem. Wyobraźnię wielu rozbudziły filmy „Ukryte pragnienia”, „Pod słońcem Toskanii” czy „Angielski pacjent”. Trudno pozostać obojętnym na urok starych fattorii, strzelistych cyprysów, miękkiej zieleni pagórków pokazywanych leniwą, pełną uwielbienia kamerą przez filmowców. Ta włoska kraina prezentowana jest w obrazach jako ucieleśnienie ziemskiego raju, miejsce zakochanych, artystów i ludzi umiejących cieszyć się życiem.
Długo Toskania kusiła mnie obietnicą cudownych pejzaży, wciąż przegrywając z chęcią przygody i egzotyką Ameryki Południowej i Azji. Nastąpił jednak w moim życiu moment, kiedy szalone eskapady stały się niemożliwe. Byłam w ciąży. Był koniec września, w Polsce robiło się coraz chłodniej. Miałam do wykorzystania darmowe bilety lotnicze. Decyzja mogła być tylko jedna.
Krótki wieczorny lot i byliśmy we Włoszech. Nocna jazda samochodem z Rzymu i pobudka w otoczeniu cyprysów — zmęczeni podróżą skręciliśmy na przydrożny parking, zaskakując samych siebie urokiem przygodnego noclegu. Pierwsze toskańskie śniadanie zjedliśmy nad morzem, by obiad smakować już na wzgórzu, wdychając odurzająco pachnącą mieszankę zapachów bazylii, sosen piniowych i winogron.
Jeszcze w Polsce zarezerwowaliśmy nocleg w starej fabryce wina, o tej porze roku pustej i cichej. Byliśmy jedynymi gośćmi przechadzającymi się wysadzaną cyprysami drogą, wałęsającymi się po stromych zboczach lasu, zrywającymi ciężkie od słodyczy winogrona. Długie godziny zdarzało nam się nie spotkać człowieka. Za to na brak towarzystwa wygrzewających się w słońcu jaszczurek i grających na dzwoneczkach owiec nie mogliśmy narzekać.
Zamieszkaliśmy w wiekowym, zarośniętym pachnącymi krzewami i ukwieconym pelargoniami budynku dworskim. Zasypialiśmy na łóżku przykrytym ręcznie dzierganą narzutą, wsłuchani w trzaski drewnianej podłogi i dźwięki dzwonów z kościoła z pobliskiego miasteczka Montecatini. Uśmiechaliśmy się wtedy do wiszącej nad łóżkiem płaskorzeźby świętej Katarzyny, patronki Sieny, dziękując jej za to, że trafiliśmy na miejsce, gdzie czas i jakikolwiek przymus przestały odgrywać dominującą rolę. Tu nie czuliśmy konieczności zobaczenia wszystkich atrakcji, bo wszędzie było pięknie. Mogliśmy zdać się na przypadek, inspirację urokliwą nazwą na mapie i własną fantazję.
Przemierzaliśmy bezdroża Toskanii, coraz bardziej zakochując się w jej krajobrazach. Między kratownicą zielonożółtych pól upiętych na pagórkach przysiadły kamienne domy, rozciągnęły się wijące ścieżki ocienione cyprysami i drzewami oliwnymi. Spośród kilometrów winnic i gęstych lasów z rzadka na wzgórzach wyłaniały się kamienne miasteczka.
Zaledwie parę kilometrów dzieliło nas od San Gimigiano, zwanego za sprawą swych wież Manhattanem średniowiecza. Dzisiaj jest ich 13, w czasach kiedy potęgę szlachcica mierzono wysokością wieży jego posiadłości, było ich 72. Przy ich budowie należało pamiętać, że budowla nie może przewyższać pałacu rządzącego klanu. Ponieważ władza w San Gimigiano przechodziła z jednego rodu na inny, wysokość wież modyfikowano w zależności od hierarchii. Kiedyś było tu kilka klasztorów, szpitale, a nawet dom publiczny. Dzisiaj przy stromych uliczkach rozlokowane są kramy z pamiątkami i restauracje. Wałęsając się między murami z rudożółtej cegły, zastanawialiśmy się, kim była Fina, do której domu kierują dzisiaj turystów strzałki? Kto wyglądał przez wąskie okna? Kto czerpał wodę ze studni na placu? Przy dźwiękach klawesynu z murów obronnych miasta patrzyliśmy na zamglony, pastelowy pejzaż. Świeżo zaorane pola miały barwę palonej sieny, właśnie od nich pochodzi nazwa koloru.
Pewnego dnia wijącymi się w nieskończoność drogami dotarliśmy do opactwa San Galgano. Obszytą cyprysami aleją doszliśmy do budynku bez dachu. Wysokie mury pięły się ku niebu, pozostawiając przestrzeń ptakom swobodnie latającym wewnątrz. W nawach rozpanoszyła się trawa i pędy winorośli. Przytłoczyła nas surowość średniowiecznego kościoła. W takich miejscach należało się kiedyś bać gniewnego Boga. Jakie daniny musiały być oddawane, by powstało coś tak imponującego?
Łatwo przenieść się w czasie kilkaset lat wstecz, wędrując ulicami Sieny. Zaułki i przejścia ocieniają wysokie, pochodzące z IV wieku mury najlepiej zachowanego na świecie średniowiecznego miasta. Dziwnie się czułam ze świadomością, że chodzę ścieżkami uczęszczanymi przez wieki przez dziesiątki pokoleń sieneńczyków. Mieszkańcy Sieny do tego przywykli. W średniowiecznych oknach suczą pranie, przed domami parkują skutery. Siena, jak za czasów średniowiecza, podzielona jest na trzy części, czyli terci, dzielące się na dzielnice – contrade. Każde contrade ma swoje barwy i symbole na sztandarach. Żółwie, ślimaki, gęsi widać na fasadach domów i fontannach.
Oczy całej Italii kierują się na leniwą i spokojną na co dzień Sienę dwa razy w roku – 2 lipca i 16 sierpnia. Na Piazza del Campo, centralnie położonym placu w kształcie muszli, odbywa się kolorowy i szalony wyścig konny Palio. Rywalizują w nim poszczególne contrady, a wszystko transmituje telewizja.Pod koniec września na placu oprócz stad gołębi spotykamy stada turystów leżących, siedzących lub spacerujących po placu z pysznymi lodami w ręku.
Być w Toskanii i nie zobaczyć krzywej wieży w Pizie? Nawet rozleniwieni słońcem i doskonałym jedzeniem nie mogliśmy z tego zrezygnować. Ale już z wizyty w muzeum i w katedrze owszem. Perspektywa zwiedzania w międzynarodowym tłumie zachęciła nas do kontemplacji krzywizny wieży z perspektywy trawnika na Piazza dei Miracoli (plac cudów). Zajęcie bardzo rozwijające i zapewniające sporo rozrywki, jeżeli obserwuje się wyczyny turystów próbujących w najbardziej oryginalny sposób uwiecznić się na tle wieży.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze