Jemiołka
MAGDA SZWARC • dawno temu- Bez jemioły, to cały rok goły - powtarza z corocznym zapałem moja mama inwestując kilkadziesiąt polskich złotych w choinkę i kilka w ów magiczny krzak. U mnie się jakoś nigdy nie przelewa. - Może to przez tę jemiołę, że jej nie mam – pomyślałam zabobonnie. Postanowiłam więc w tym sezonie również nabyć wyżej wzmiankowanego zabobona.
Ale zadanie to okazało się o niebo trudniejsze, niż mi się na pierwszy rzut oka zdawało. Podstawowy warunek: „musi mi się podobać” już na rozbiegu narobił zamieszania. Na większości straganów z zabobonami były tylko powiązane sznurkiem kiście. A jak ja mam mieć pewność, że taki towar przetworzony, żeby nie powiedzieć odpad, nadal ma magiczną moc? Szukałam więc kiści.
Są. – Czy ma pani takie bardziej zielone? – pytam ekspedientkę. – Oj, to nie dobrze, zielona, złota powinna być, złota, bo to na pieniądze taka i szczęście przynosi – zarzeka się. I co mam zrobić, skoro mnie się bardzie podoba zielona? Idę szukać dalej.
Jest. Zielona. Ale bez białych kulek, a ja bym wolała z kulkami. – Nie, nie, bez kulek trzeba, bo kulki to poobrywać należy. Kulki to łzy, płakać będzie pani cały rok. Bez kulek musi być. Jak ta – przekonuje mnie następna sprzedawczyni. No ale co ja poradzę, że mnie się właśnie krzaczasta, zielona i to z kulkami podoba. Jak ma wisieć w moim domu, to wolałabym, żeby mi się jednak podobała.
W końcu znalazłam taką na wymiar, wręcz obstalowaną. Niezwłocznie nabyłam i powiesiłam na lampie, pod sufitem. Mam nadzieję, że działa. Tym bardziej, że już następnego dnia przepaliła się żarówka, co z pewnością sprawiła niezwykła moc jemioły, co to nie zniosła konkurencji.
Ale uspokojenia nie doznałam. Dawaj, wertować Internet w poszukiwaniu instrukcji obsługi do mojego zabobonu.
Zawsze miałam jemiołę za wstrętnego pasożyta, co żeruje na drzewach, a tu niespodzianka. Półpasożyt. Sam sobie „gotuje” (czytaj fotosyntetyzuje), tylko wodę i sole mineralne od swojego gospodarza pobiera. I drzewom nie szkodzi! Ogrodnicy szczepili kiedyś jemiołę na drzewa owocowe, żeby ich urodzaj nie ominął. Kamień spadł mi z serca, że to, co pod swój dach przyjęłam, okazało się nie być najgorszym pasożytem. Ba, jemioła bywa nawet pożyteczna. Produkujemy z niej leki (np. na nadciśnienie) i kosmetyki.
Ludzie od wieków przypisywali jemiole cechy magiczne, gdyż na własne oczy widzieli, co się dzieje. Wielkie, silne dęby szumiące, wobec zimy co roku zrzucały liście, by stać golusieńkie, zawstydzone bezradne, wiatrem i mrozem smagane bezlitośnie. Za to w ich łysych konarach zieleniła się jemioła. Niby niepozorna, a wyszła na swoje. Musiała mieć wielką moc.
A co z białymi kulkami? To najprzyjemniejsza część mojego zabobonu. Jeśli się całować, to tylko pod taką z kulkami. Po każdym pocałunku ON musi jedną oberwać. Jeśli zerwie wszystkie – ślub murowany! I na te właśnie moc jemioły liczę najbardziej.
ps. Uwaga! W instrukcji obsługi do jemioły było napisane, że „trzeba pamiętać, aby przed 6 stycznia (Święto Trzech Króli) jemiołę zlikwidować, gdyż traci ona swą magiczna moc.”
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze