Ona stempluje mężczyzn
CEGŁA • dawno temuMam ostatnio kłopot z koleżanką, którą nazywamy „stemplówą”. Agata zawsze wsadzała stopę między drzwi „na trzecią”, żeby ludziom coś popsuć, uniemożliwić. Sprowadzało się to do motania, że niby chłopak jest „jej”. Tak wykręcała fakty, tak się czuliła, przymilała, że w sumie jej się udawało i „rywalka” schodziła z pola. A w rzeczywistości chodzenie Agaty z kimkolwiek było wyssane jedynie z jej zazdrosnego palca. Ostatnio próbowała przystemplować mojego chłopaka. Nie uwierzyłam w jej gierkę, ale zabrała mi ochotę na sylwestra...
Droga Cegło!
Mam dużo znajomych, pośród nich też przyjaciół, a połączyło nas wiele lat temu „spadochroniarstwo”:) - proszę nie mylić z tym szlachetnym i wymagającym sportem, bo my bestie raczej z lekka tchórzliwe:). Jakoś nie lądowaliśmy miękko z klasy do klasy, no i tak się zawiązała fantastyczna paczka dziś 30-latków. Razem nie zrobiliśmy o czasie matury, razem zrobiliśmy ją za to w wieku podeszłym zaocznie. Teraz spora grupa z nas studiuje w weekendy w wyższej szkole o kierunku handlowym i marketingowym, reszta wybrała ciekawsze kierunki, ale paczka paczką, wakacje, rodzinne spotkania (jak ktoś szczęśliwie ma rodzinę), karnawały i tym podobne radości życia przeżywane wspólnie – porażki zresztą też.
Mam ostatnio kłopot z koleżanką, którą nazywamy pieszczotliwie i za plecami „stemplówą” – sami tego nie wymyśliliśmy, życie wymyśliło, a raczej podsunęło. Pamiętam Agatę jeszcze z ostatnich lat podstawówki, kiedy pary zaczynały ze sobą kombinować. Agata zawsze wsadzała stopę między drzwi „na trzecią”, żeby ludziom coś popsuć, uniemożliwić. Sprowadzało się to do motania, że niby chłopak jest „jej”. Tak wykręcała fakty, tak się czuliła, przymilała, że w sumie jej się udawało i „rywalka” schodziła z pola, myśląc, że faktycznie nie będzie Agacie odbijać chłopaka. A w rzeczywistości chodzenie Agaty z kimkolwiek było wyssane jedynie z jej zazdrosnego palca.
Biednej dziewczynie zwyczaj pozostał chyba do dziś i już raczej pozostanie, może tylko nie przez wszystkich jest traktowana poważnie, jak kiedyś – człowiek młody, głupi, z ideałami uwierzy we wszystko i będzie chciał być w porządku wobec siebie i innych. Ale i Agata zmądrzała, urozmaiciła swoje „techniki” stemplowania facetów – nie tylko wiesza się na nich „przypadkiem” na imprezach czy wymusza odprowadzanie, ale też bierze na litość, na przykład: zwierza się koleżankom ze swoich domniemanych przejść z danym kolegą, płacze, że go kocha i musi odzyskać jego zaufanie, a informacja idzie w eter: facet jest zajęty, jeszcze się nie rozstał z Agatą. Do tego ona dużo pije i wiele rzeczy się jej przez to wybacza – różne zachowania przyjmowane są pobłażliwie (siadanie na kolanach, obejmowanie, żebranie o taniec), ale potem jednak interpretowane błędnie – może jednak coś jest między nimi na rzeczy? Przecież nie będą wszyscy faceci po każdej imprezie ogłaszać w prasie dementi: Agata nie jest moja dziewczyną! Zresztą, ona ma w sobie coś takiego, że każdy się boi ją zranić, ofuknąć, powiedzieć, co o tym wszystkim myśli. Mimo że wielu osobom namotała niemiłe sytuacje, także małżeństwom…
Piszę o niej, bo na mnie także w końcu trafiło. Po 14 latach znajomości wyklarowało mi się (na dodatek wyraźnie z wzajemnością:)), że ja i jeden kolega pasujemy do siebie. Taka sobie parka okularników-rozwodników-matematyków, lubimy książki popularnonaukowe (poniewczasie…), brydża, szachy, spacery z psami, nie mamy dzieci, nie zgrzeszyliśmy urodą – jest naprawdę okej! No i jest Agatka, rzecz jasna…
Gdy tylko dowiedziała się w jakiś sposób, że ja i on zamierzamy się pokazać „razem” na zbiorczym naszym sylwesterku, rozkręciła swoją machinę w ruch natychmiast. Nie lubię jej i nie udzielam się z nią towarzysko na osobności, ale też jej nie dyskryminuję, nie unikam. Dlatego w jakimś sensie musiałam się spotkać po zajęciach, gdy poprosiła. Przyjęła ze mną bardzo interesującą taktykę:). Najpierw przedstawiła mojego kandydata na „coś więcej” jako… istnego Casanovę, który romansował dosłownie z co drugą dziewczyną z naszej paczki, tylko one się nawzajem tego przed sobą wstydzą, bo to on zawsze porzuca, więc o tym się nie rozmawia, kobiety są zbyt ambitne.
Coraz bardziej lubię mojego kolegę, nie zaprzeczam, ale już nie do tego stopnia zgłupienia, żeby, obserwując go pośród nas przez tyle lat, przeoczyć takie zachowanie lub w nie uwierzyć! Po prostu – nie ten typ. Kropka, droga Agatko… Gdy więc ją delikatnie wyśmiałam, zaczęła inną grę, już lepiej mi znaną: w litość. Że ona czuje się ugodzona, bo czy ja wiem, że tego sylwestra w parze to proponował jeszcze w listopadzie również jej? Ona na początku go spuściła ze schodów, znając jego podejście do kobiet, ale z czasem, po 12 SMS-ach dziennie, zaczęła mięknąć… A teraz on się już wcale do niej nie odzywa, podczas gdy ona zaczęła do niego naprawdę coś czuć – i w ogóle, tacy są niektórzy faceci, powinnam uważać, a najlepiej zapytać go wprost, komu JESZCZE zaproponował tego sylwestra…
Cegło, wiesz, jak to jest. Jestem dorosła i za taką się uważam również psychicznie. Ale… kropla drąży kamień i niestety udało się Agacie coś – jeszcze nie wiem, co – zepsuć. Jakąś moją euforię z rodzącego się być może związku, jakąś nadzieję, naiwność, czystość tego wszystkiego… Przecież ja też swoje przeszłam i mam swoje marzenia, a właśnie mi je ktoś zbrukał…
Nie uwierzyłam jej, pożegnałam się chłodno, wymijająco. Mojego okularnika o nic nie pytałam i nie zamierzam. Ufam jemu i swojej intuicji. Ale, z drugiej strony… Gdyby było w tym ziarno prawdy – na przykład takie, że on się Agacie podoba, że jest to nieodwzajemniona, skrywana sympatia z jej strony, taka szczera, dziecinna, jak wszystkie jej uczucia i zagrania w życiu, ale jednak… Czy wówczas nie powinnam poczekać, aż ona się z nim skonfrontuje, nie wiem – może nawet dostanie bolesnego kosza, ale żeby sytuacja dla mnie była czysta?
No po prostu, było fajnie, ale już nie jest… Nie tak, jak przed tą rozmową.
Emilia
***
Droga Emilio!
Ręce mi opadają, gdy doczytuję taki list: na rozbiegu wesoły, inteligentny, iskrzący się humorem i pogodą ducha autorki, pod koniec nie dość, że minorowy, to jeszcze sprowadzający się do odwiecznego pytania: co by tu zrobić, żeby wszystkim dogodzić i zostać wziętą żywcem do nieba?
Na to pytanie jest tylko jedna odpowiedź: nie da się!
A nawet gdyby było to możliwe, masz zbyt wiele do stracenia, zatem – nie warto nawet próbować.
Chciałabym zrozumieć, skąd biorą się u Ciebie skrupuły wobec koleżanki, znanej Ci jak przysłowiowy zły szeląg. Znanej Wam wszystkim, zaakceptowanej taką, jaka jest, traktowanej wyrozumiale i po koleżeńsku. Nigdy nie postawiliście jej żadnych wymagań ani warunków, nie próbowaliście wyprostować zachowań, które aż się o to prosiły – nie tylko dla jej dobra, przede wszystkim ze względu na atmosferę między Wami, na te mniejsze lub większe krzywdy, które wyrządziła. Całkowita akceptacja nie zawsze jest taka fajna – bywają przypadki, gdy trzeba walnąć pięścią w stół, oczyścić atmosferę. Może też pomóc komuś uzdrowić własną psychikę. Tolerowanie postępowania Agaty to oddawanie jej niedźwiedziej przysługi, co wcale nie czyni z Was guru fair play.
Agata jest osobą bardzo niedojrzałą, zakompleksioną, obsesyjnie spragnioną miłości i… szukającą jej w sposób nieudolny, z góry skazany na fiasko. To, że Wy wreszcie dorośliście, przejrzeliście jej gierki i podobno nie traktujecie jej serio, jakoś wcale nie odbiera jej skuteczności, a jak sama zauważyłaś, jest sprytna i pomysłowa, dostosowuje nawet swoje metody do konkretnych ludzi, czyli prowadzi całkiem udatną grę psychologiczną. Od lat! A Wy pozwalacie na to, by warzyły się Wasze nastroje, chwiały się relacje, i Bóg wie, na co jeszcze. Litości! Zastanów się, czy tylko Agata jest tu dziecinna… Może wszyscy daliście się niechcący złapać w pętlę czasu i tkwicie w pajęczynie intryg rodem z podstawówki? Jedyna to, za duża satysfakcja dla pajęczycy. Daje jej nie takie znowu złudne poczucie władzy nad Wami i rekompensuje inne niepowodzenia.
Co do nadciągającego sylwestra i Twojego związku z „Casanovą”… Nie jest to dobry czas na załatwianie dziewczyńskich porachunków, nawet jeśli dziewczyny mają po 30 lat:). Spróbuj zrobić we własnym zakresie do końca to, co usiłowałaś zrobić: zignoruj całe to spotkanie i idiotyczną rozmowę, dopisz ją do długiej listy poprzednich incydentów z panną Agatą i spokojnie inwestuj w swój związek. Masz rację – kuriozalne byłoby urządzać nad dziewczyną sąd skorupkowy, wypraszać ją nagle z najważniejszej imprezy w roku. „Kocówa” też nie wchodzi w grę…
Przyjdzie jednak, mam nadzieję, taki czas, gdy miarka się przebierze i znajdziecie wspólnie jakiś sposób na to, by na Wasze zgrane układy nie miały wpływu jakieś plotki rodem z magla w wykonaniu sfrustrowanej panny. Może ktoś z Was mógłby się bezinteresownie zbliżyć do niej na tyle, by szczerze z nią porozmawiać, podsunąć jej parę pomysłów na siebie. Taka domorosła próba terapii na dobry początek. To lepsze, niż zaciskanie zębów i udawanie, że wszystko w porządku – ona po prostu taka jest…
Szałowego sylwka życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze