Osaczona
CEGŁA • dawno temuPoznałam chłopaka na forum fotograficznym, szybko przeszliśmy na prywatne maile i SMS-y. Kilkoma SMS-ami potrafił rozniecić we mnie więcej ognia, niż czułam przez cały okres bycia z moim chłopakiem… Czasami pisaliśmy do 3 rano. Podobało mi się. Miałam wrażenie, że z drugiej strony jest tak samo, bez głębszych motywacji. Na odległość i na luzie. A tymczasem on zaskoczył mnie, że przyjeżdża do Warszawy. Mam do niego żal, sama nie wiem, o co? Że nie uprzedził? Że tak naprawdę to wcale nie przyjechał do mnie? Postawił mnie w głupiej sytuacji.
Droga Cegło!
Mam 20 lat, mieszkam z rodzicami. Zamierzam się wyprowadzić dopiero, gdy będzie mnie stać na studia, a to będzie raczej na pewno w innym mieście. Jeśli „chodzi o chodzenie”, to miałam pierwszą i ostatnią na razie miłość – kolegę z klasy i zarazem sąsiada z klatki schodowej. Myślę, że za dużo było tej ustawicznej bliskości, no w końcu zadusiliśmy się w tej naszej małej klatce (schodowej:)).
Trudno powiedzieć, czy brak doświadczenia jest winien, ale ostatnio przeżyłam taki mini horror. Poznałam kilkanaście fajnych osób na amatorskim portalu dla fotografików (chciałam nawet pojechać na plener, ale stchórzyłam z powodu badziewiastego sprzętu, na lepszy na razie mnie nie stać). Był w tej grupie znajomych taki jeden przesympatyczny chłopak, 24 lata. Tak wyszło, że od dzielenia się swoimi zabawami z fotografią szybko przeszliśmy z portalu na prywatne maile i SMS-y, zaczęliśmy sobie bardzo przyjemnie, a czasami odważnie flirtować, jedynie słowem.
On jest ze wschodniej Polski, został mu do zrobienia dyplom na dziennikarce – raczej woli pisać niż focić, i moim zdaniem faktycznie lepiej mu to wychodzi, o ile mam kompetencje, żeby oceniać. Kilkoma SMS-ami potrafił rozniecić we mnie więcej ognia, niż czułam przez cały okres bycia z moim chłopakiem…
Czasami pisaliśmy do 3 rano, w dzień byłam nieprzytomna, a tu trzeba zasuwać do pracy. Podobało mi się jednak (jako zabawa) i ciągnęłam to z premedytacją. Miałam wrażenie, że z drugiej strony jest tak samo, bez głębszych motywacji. Na odległość i na luzie.
Pamiętam, niemal pierwszego dnia, gdy w lipcu zaatakowały te upały, jakoś na początku tygodnia, jeśli w ogóle nie w sam poniedziałek – grom za jasnego nieba. Ostatni SMS był o 1 w nocy i bardzo kwieciste „dobranoc”, a tu nagle kolejny – o 5 rano: jestem w autobusie do wawki, będę ok. 9! Spanikowałam. Nie, nie mam trupa w szafie, ani nie prowadzę podwójnego życia. Zwyczajnie, nie zostałam w żaden sposób przygotowana. Jak to przyjeżdża? Po co? Do kogo? Gdzie chce się zatrzymać, bo przecież nie u mnie?!
Nie wiedziałam, co odpisać. Pracuję od 8 do 16, o zwolnieniu się nagle z pracy i oprowadzaniu gościa nie ma mowy. Byłam zła za takie postawienie przed faktem dokonanym, wydawało mi się nie fair. On się chyba zdziwił, że nie odpisuję, napisał sam: pewnie jeszcze śpisz, to ja też złapię trochę snu, odezwę się, jak dojadę…
Zadzwonił o 10, właśnie rozkręcałam się na dobre w pracy. Trajkotał jak najęty (ma miły głos, pierwszy raz go usłyszałam) – ma mnóstwo spraw, urząd zatrudnienia, meldunek (!), odwiedziny „u wujka”. Znów zadławiła mnie panika, chociaż on mówił bardzo lekko. Wykrztusiłam w końcu, że nie dam rady się z nim spotkać, że mnie zaskoczył, mam dużo pracy i tak dalej. On dalej, że nie ma sprawy, zwykły „bad timing” i żebym się nie przejmowała, bo on za kilka godzin wsiada z powrotem w autokar, taki od początku był plan…
Oczywiście jestem typową kobietą i w tym momencie poczułam się winna!
Od tamtego dnia się zepsuło. Nadal pisujemy, ale już bez ognia. On podobno ma całkiem dużą rodzinę i grupkę znajomych w Warszawie, będzie tu szukał pracy od jesieni… Jakbym coś przypadkiem słyszała… Nawet praktyki albo wolontariat, to on chętnie. O tamtym przyjeździe ani słowa. Mam do niego żal – sama nie wiem, o co? Że nie uprzedził? Że tak naprawdę to wcale nie przyjechał do mnie? Postawił mnie w głupiej sytuacji i zmusił do głupiego zachowania? Nawet nie wiem, czy był ze mną szczery. Kiedykolwiek. Przedtem i teraz.
Aldona
***
Droga Aldono!
Pod pozorem luzu i otwartości w kontaktach skrywasz chyba sporą nieufność, a anonimowość daje Ci złudne poczucie bezpieczeństwa… Za bardzo się spięłaś i stąd cała sytuacja – teraz musisz szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to z powodu zakochania na odległość, czy przeciwnie – niechęci do przekraczania pewnej granicy w tej znajomości. Trudno mi rozstrzygnąć, kto tu potraktował sprawę zbyt lekko, ale coś mi się widzi, że nie była to tylko zabawa, jak piszesz. On z sobie tylko znanych powodów zmienił front, a Ty tęsknisz za tym, co było dawniej. Plus może za czymś więcej, z czego nie do końca zdajesz sobie sprawę.
Zasadniczo można to próbować interpretować na dwa sposoby.
Jeśli ludzie flirtują ze sobą bez zobowiązań, jak zasugerowałaś, i nagle jedna z osób łamie reguły, wyrastając jak spod ziemi i zwalając się drugiej na głowę – jest to gruby nietakt, ale też fatalne nieporozumienie. Może Twój internetowy znajomy poczuł z Twojej strony nie zwerbalizowaną zachętę i postanowił po wariacku okazać uczucie? Popełnił, jak się okazało, falstart, a zorientowawszy się, że nie reagujesz na to spontanicznym zachwytem, wycofał się po angielsku. Ambicja nie pozwoliła mu okazać, że liczył na spotkanie, zasłonił się więc całą masą pretekstów, byś nie czuła się zobowiązana i nie „zdemaskowała” jego prawdziwych zamiarów. Twardy charakter wytrzyma kilka godzin podróży w upale w obie strony i przełknie gorycz porażki, uwierz. To trochę dziecinne, ale i brawurowe: świadczy o temperaturze emocji. Nie tłumacz sobie wszystkiego na „nie”.
Może być i tak, że jego działania przebiegały dwutorowo. Chłopak ma od dawna swoje plany życiowe i konsekwentnie je realizuje: większe miasto, szansa lepszej pracy po studiach. Równolegle – ekscytująca i obiecująca znajomość z Tobą. Czemu nie połączyć jednego z drugim, gdy nadarza się okazja? Zagrał przez zaskoczenie, nie wyszło – stał się ostrożniejszy. Niewykluczone, że czeka na Twoją inicjatywę. Naprawdę nie ma w tym nic nagannego.
Jeśli pytasz mnie o zdanie: trzeba do sprawy podejść uczciwie i w zgodzie ze sobą. Zależy Ci na nim? Wydaje mi się, że tak. Spróbuj się delikatnie otworzyć, skierować wymianę maili i SMS-ów na dawne tory, odtworzyć tamtą atmosferę… A kiedy nadarzy się okazja, przywołać okoliczności niefortunnej wizyty, podpytać o jego refleksje i zdradzić swoje. Przy dobrych chęciach z obu stron możecie to obrócić w żart i zacząć wszystko od początku.
Zrobienie pierwszego kroku ma też tę zaletę, że prędzej czy później dowiesz się prawdy. Rozumiem Twoje lęki, ale warto je pokonać. Inaczej będziesz się długo i bezproduktywnie zastanawiać, czy przypadkiem jego zauroczenie Tobą nie było interesowne, a opowieść o wujku i znajomych – zwykłą bajeczką, byś nie poczuła się wykorzystywana.
I na koniec: nie wszyscy są podstępnymi, bezwzględnymi egoistami, szukającymi „mety” w Warszawie. Jeśli jednak upewnisz się, że na takiego kogoś właśnie trafiłaś – punkt dla Ciebie. I duża ulga.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wielkiej miłości – tym lub następnym razem…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze